Im więcej chodzisz, tym lepiej dla twojego mózgu
Dziś na całym świecie bada się to, jaki wpływ chodzenie ma na kreatywność. Albo inaczej: jak twoje stopy wpływają na mózg, a nie odwrotnie. W badaniu przeprowadzonym przez Stanford University w 2014 roku u osób, które chodziły przez sześć do piętnastu minut, kreatywność wzrosła o nawet 60 procent w porównaniu z osobami, które przez taki sam czas siedziały. Przeczytaj fragment książki Erlinga Kagge "Idź krok po kroku".
Dwójka prowadzących to badanie, Marily Oppezzo i Daniel Schwartz, wpadła na ten pomysł podczas spaceru. "Mój mentor miał zwyczaj spacerować ze swoimi studentami, aby uruchomić zespołowe myślenie", opowiadała Oppezzo o Schwartzu. "Pewnego dnia zaczęliśmy więc zastanawiać się nad tym, co właściwie robimy".
Kiedy pracuję, czasami czuję się tak, jakby mój mózg zaczynał strajkować. Próbuję zebrać myśli, iść dalej, ale nie daję rady. Jakbym walił głową w mur. Zamiast dalej siedzieć, wychodzę wtedy na ulicę, żeby przez kwadrans pochodzić. Czasami nie bardzo to pomaga, ale zazwyczaj myśli uwalniają się i czuję, jakby między uszami wrzało od nowych rozwiązań kwestii, nad którymi się męczyłem.
Czy to może stanowić wzrost o 60 procent? Nie wiem, jak nauka coś takiego mierzy, ale ja mam takie wrażenie, jakby był to wzrost o kilka setek. Rozkwit nowych myśli nie trwa wiecznie. Stopy pomagają mi dopóty, dopóki spaceruję i jeszcze przez chwilę, ale potem muszę znowu iść.
Nikt nie stanie się od chodzenia nowym Stevem Jobsem, ale chodzi tu o to, co naukowcy wyrażają na swój klarowny sposób: "Ci, którzy potrzebują nowej perspektywy albo nowych pomysłów, skorzystają na tym". I "...możliwe jest, że chodząc, człowiek umożliwia mózgowi przedarcie się przez niektóre ze swoich własnych hiperracjonalnych filtrów".
Świat jest zorganizowany tak, byśmy jak najwięcej siedzieli. W całym tym siedzeniu chodzi o pragnienie władz, byśmy wytwarzali Produkt Krajowy Brutto i spełniali potrzebę gospodarki, jaką jest to, byśmy konsumowali i mogli odpoczywać, kiedy nie konsumujemy. Ruch ma być krótki i efektywny.
W epoce kamienia dorosły człowiek obciążał środowisko zużyciem energii odpowiadającym 4000 kaloriom każdego dnia. Zużycie to obejmowało nie tylko zjadane pożywienie, ale także energię wykorzystywaną do wytwarzania narzędzi i ubrań, a także chodzenia. Człowiek żyjący współcześnie na Zachodzie obciąża każdego dnia środowisko zużyciem 228000 kalorii, co obejmuje takie dobra jak: żywność, odzież, komunikacja i transport. Konsumowanie energii stało się pełnoetatowym zajęciem i niełatwo jest znaleźć nieco czasu, by przejść więcej niż kilka kroków.
* Więcej o książce "Idź krok po kroku" przeczytasz TUTAJ.
Rządom i korporacjom łatwiej nas kontrolować, gdy siedzimy. Chodzenie może zmienić cały kraj. Gdy czytam historię Francji, wydaje mi się, że każde powstanie rozpoczynało się tam od marszu demonstrantów przez miasto, wyjmowania bruku z ulic i rzucania nim przez okna oraz w ludzi. Gandhi i jego zwolennicy wiedzieli, że stopy mogą być znacznie skuteczniejsze od kamieni czy całej broni supermocarstwa. Ludzie szli razem i stworzyli masowy ruch.
Ku rozpaczy angielskich kolonizatorów demonstranci w 1930 roku postanowili pokonać pieszo czterysta kilometrów - fenomen ten przeszedł do historii jako Solny Marsz, alby zmusić rządzących do zniesienia monopolu na sól, a ostatecznie wycofania się z Indii. Pochód, który przeszedł przez Oslo po ataku terrorystycznym z 22 lipca 2011 roku, zgromadził 200000 osób. Wspólną cechą walki o lepsze prawa dla pracowników, kobiet i mniejszości są pochody i demonstracje.
Co by się stało, gdyby władcy zostali zmuszeni do odbywania codziennych spacerów między zwykłymi ludźmi? Myślę, że byłoby to zdrowe dla wszystkich. Demokracja uzależniona jest od patrzenia na siebie z bliska. Żeby nie pojawiło się zbyt wielu nas i ich. Dla ludzi dzierżących dużą władzę jest to skomplikowane. Przyjeżdża po ciebie elegancki, czarny samochód. To bardzo przyjemne i uzależniające, ale jednocześnie bezpieczniejsze, gdy chodzenie po ulicach bywa groźne. Problem polega na tym, że ludzie mający władzę oddalają się fizycznie od codzienności innych - jak ujął to Kierkegaard: "...zbóje i elita zgadzają się w jednej kwestii - życia w ukryciu" (...)
Im większy dystans między tym, kto decyduje, a tym, o kim się decyduje, tym mniejsze znaczenie podejmowane decyzje mają dla tych, których dotyczą.