Krok po kroku
Wiosna zakwitła nie tylko za oknem. Ochoczo ściągamy zimowe kurtki i czapki i co nieuniknione - wyraźniej dostrzegamy niedoskonałości własnej sylwetki.
Siłownie i wszelkiego rodzaju kluby fitness przeżywają oblężenie podobne do noworocznego. W parkach i na chodnikach coraz częściej spotykamy biegaczy, nie tylko tych, których ciało już jest oswojone z aktywnością sportową ale i nowicjuszy. Gabinety dietetyczne rokrocznie mają w tym sezonie napływ pacjentów. Telefony urywają się i każdy chce termin natychmiast, bo przecież już musi się spotkać, już musi zacząć, a co najważniejsze już musi schudnąć.
Nierealne oczekiwania
Pamiętam pacjenta, który nie do końca rozróżniał podstawowe grupy składników odżywczych: białka, węglowodany i tłuszcze, a pod koniec pierwszej konsultacji zadał pytanie, czy powinien kupować codziennie rano świeże pieczywo. Przykład mógłby się wydać przerysowany, gdyby nie to, że jest rzeczywisty i oddaje stanowisko większości klientów gabinetów dietetycznych czy siłowni. Nierzadko, wchodząc z poziomem wiedzy bliskim zeru, chcemy po kilkudziesięciu minutach rozmowy zrobić niemal habilitację z zakresu żywienia człowieka albo aktywności fizycznej. Te nierealne oczekiwania są chyba najczęstszą przyczyną niepowodzeń.
Huśtawka żywieniowa
Ileż znacie osób, które przyznają, że całe życie są na diecie - tym skrótem określają dietę odchudzającą. Ilu macie znajomych, którzy marnują życie na huśtawce żywieniowej, szafują zdrowiem naprzemiennie głodząc się i objadając bez umiaru? Dlaczego tak trudno wciąż przyjąć do wiadomości, że sprawdza się jedynie zbilansowana dieta i zmiany nawyków żywieniowych, ale nie chwilowe, a stałe. I chyba najtrudniejsza sprawa: zaakceptowanie faktu, że korzystne zmiany zarówno w samopoczuciu, jak i zauważalne korekty sylwetki pojawią się z czasem. A żeby się pojawiły, to wcześniej trzeba się trochę napracować: na przykład zadbać o smaczne cztery-pięć posiłków.
Nie karmimy tkanki tłuszczowej
W tym celu albo nastawimy budzik dwa kwadranse wcześniej niż dotychczas i przygotowujemy je samodzielnie, albo szukamy blisko miejsca pracy rozsądnego punktu gastronomicznego, z którego będziemy mogli korzystać. Ważne jest to, co zjadamy, ale kluczem jest dostarczanie do organizmu małych racji pokarmowych w regularnych odstępach czasu. Nauczmy ciało, że nie musi odkładać do magazynu, bo co trzy-cztery godziny dostaje kolejną porcję niezbędną na bieżące potrzeby. Jeśli zjadamy duże posiłki po wielu godzinach głodówki organizm przesyła energię w pierwszej kolejności do tkanki tłuszczowej - ubezpiecza się, bo nie wie, kiedy będzie kolejna dostawa kalorii, więc musi zadbać o rezerwy. Wielu wciąż ma błędne przekonanie: schudnę jeśli będę się głodzić. Efekt się pojawi, owszem, ale krótkoterminowy, po czym ciało zażąda od nas zrekompensowania czasu zmniejszonych racji pokarmowych i pojawi się klasyczny efekt jo-jo.
Odżywić ciało, nie zagłuszać emocji
Żywienie może być banalnie proste, ale my potrafimy zrobić z niego udrękę. Dlaczego? Być może nie chcemy przyznać sami przed sobą, że się nim wciąż wynagradzamy, ale potrafimy też karać. Nierzadko sięgamy po coś pysznego, żeby się pocieszyć, czy zrekompensować kiepski dzień. Pomyślmy, że nasze schematy przejmą od nas dzieci, one nas wnikliwie obserwują. Pokarm nie jest antidotum na kłopoty w pracy czy z partnerem, nie ma zagłuszać emocji, on ma odżywiać organizm.
Ewa Koza, mamsmak.com