Produkty typu "light"... tuczą?
W teorii mają sprzyjać utrzymywaniu wagi, a nawet pomagać gubić zbędne kilogramy. Czy jednak rzeczywiści produkty light spełniają tę rolę i zmniejszają prawdopodobieństwo przybierania na wadze? Eksperci zalecają tu ostrożność.
Choć takie produkty mogą sprzyjać kontroli masy ciała, to nie należy ulegać złudzeniu, że można je spożywać bez ograniczeń.
Słowo light brzmi jak obietnica, że opisany nim produkt ma mało cukru i tłuszczu, więc nie tuczy. Nie należy jednak dać się zwieść pozorom.
Eksperci zgodnie podkreślają, że produkty, które z założenia mają sprzyjać odchudzaniu, w rzeczywistości mogą przynieść odwrotny skutek. Badania wskazują bowiem, że gdy jemy to, co jest light, trudniej nam zachować umiar.
W jednym z takich badań, opublikowanym w "Journal of Marketing Research", uczestnicy mieli do wyboru dwie miski cukierków M&M. W jednej była zwykła wersja, w drugiej cukierki "o niskiej zawartości tłuszczu".
Naukowcy odkryli, że uczestnicy zjadali średnio o prawie 30 proc. więcej "niskotłuszczowych" słodyczy. Psychologowie tłumaczą, że działa tu prosty mechanizm - skoro coś jest mniej kaloryczne, dajemy sobie przyzwolenie na to, żeby zjeść tego więcej.
- Jeśli tak naprawdę nie śledzisz kalorii i porcji, to prawdopodobnie napis light na etykiecie doprowadzi cię do nadmiernej konsumpcji - zauważa Yoni Freedhoff, dyrektor medyczny Bariatric Medical Institute w Ottawie.
Podobnie uważa dietetyk Brian Wansink.
- Weźmy musli. Choć to niskotłuszczowe rzeczywiście ma mniej tłuszczu niż normalne, to różnica między nimi wynosi jedynie ok. 10 proc. Łatwo może nas to skłonić do tego, żeby bezmyślnie pochłonąć dodatkowe 10 proc. "niskotłuszczowego", a jednocześnie cały czas uważać, że działamy dla dobra swojego ciała - wyjaśnia.
***Zobacz także***
I dodaje, że ten paradoks powoduje, że napis light na opakowaniach produktu bardziej działa na osoby z nadwagą. I sprowadza je na manowce.
Jeśli bowiem mniej tłuszczu daje przyzwolenie na większą porcję, to efektem jest przyswojenie takiej samej liczby kalorii, co przy normalnym produkcie. A czasem nawet większej.
Inną kwestią jest dokładne czytanie etykiet. Zwykle konsumenci koncentrują się na przyciągającym haśle "zdrowe", "niskotłuszczowe", "light", a to nie wystarczy.
Trzeba sprawdzić, jaki jest realny skład produktu i mieć na uwadze fakt, że jeśli producent czegoś dał mniej, to dodał inne składniki, by utrzymać walory smakowe swojego produktu.
Mogą to być dodatkowe zagęszczacze, sztuczne aromaty lub inne potencjalnie niepożądane składniki. Przez to, jak zauważa dietetyczka Jessikia Sherman, niektóre produkty light są bardziej szkodliwe dla zdrowia niż zwykłe.
Dlatego większość dietetyków i ekspertów do spraw otyłości doradza, aby konsumenci nie sugerowali się krzykliwymi hasłami, tylko dokładnie sprawdzali informacje o wartościach odżywczych lub właściwościach zdrowotnych danego produktu.
A oprócz tego nie pozwalali sobie na jedzenie większych ilości tylko dlatego, że coś jest light.
- To brzmi banalnie, ale mniej znaczy więcej. Musimy mniej polegać na opakowaniach, które mówią nam, że ich zawartość jest zdrowa, zamiast tego sięgać po świeże, pełnowartościowe produkty i na ich bazie komponować nasze codzienne posiłki - zaleca Freedhoff.