Reklama

​Skrupulatne liczenie kalorii może doprowadzić do obłędu

Wielu dietetyków zaleca codzienne monitorowanie spożywanych kalorii. Jednak skrupulatne ich liczenie bywa niebezpieczne. Gdy przerodzi się w niezdrową obsesję, może zrujnować nam radość z jedzenia, a nawet doprowadzić do zaburzeń odżywiania.

Każdy z nas, w zależności od swojej wagi i poziomu dziennej aktywności fizycznej, ma inne zapotrzebowanie na liczbę kalorii. Więcej zjeść może ktoś, kto regularnie ćwiczy niż ktoś, kto prowadzi siedzący tryb życia. Natomiast ktoś, kto się odchudza, musi dbać o deficyt kaloryczny, czyli stan, w którym organizm spala w ciągu dnia więcej kalorii, niż otrzymuje.

Ale obsesyjne monitorowanie kaloryczności potraw bywa zgubne. 

- Dobrze jest wiedzieć, ile kalorii mają poszczególne potrawy. Jest to przydatne, zwłaszcza gdy jadamy poza domem. Liczenie kalorii ma jednak sporo wad. W efekcie możemy się tak bardzo zaangażować w same liczby, że powstanie rozdźwięk między jedzeniem a uczuciem głodu - zauważa w rozmowie z "Huffington Post" dietetyczka Abby Langer.

Ów rozdźwięk polega między innymi na tym, że zamiast skupiać się na wartościach odżywczych spożywanych posiłków, na komponowaniu ich we właściwy sposób, by dostarczały niezbędnych witamin i mikroelementów, koncentrujemy się wyłącznie na ich kaloryczności. A stąd prosta droga do rozmaitych, groźnych dla zdrowia, niedoborów. 

Reklama

- Różne pokarmy wywołują różne reakcje w naszych organizmach, inaczej wpływają na poziom cukru we krwi, trawienie, hormon głodu - wyjaśnia Dariush Mozaffarian, kardiolog i profesor medycyny w Friedman School of Nutrition Science and Policy.

Ekspert podaje prosty przykład. Małe opakowanie drażetek w czekoladzie ma podobną kaloryczność, jak dwa jajka ugotowane na twardo. Podczas gdy jajka zawierają białko i zdrowe tłuszcze, odżywiając organizm i zapewniając sytość na długi czas, słodka przekąska ma w sobie pokaźną zawartość cukrów prostych i szkodliwego oleju palmowego. Po jej zjedzeniu podniesie nam się poziom cukru we krwi, w efekcie czego szybko poczujemy głód. I sięgniemy po kolejną przekąskę.

Pamiętać trzeba również o tym, że precyzyjne ustalenie kaloryczności posiłków jest niemal nierealne. Nawet popularne obecnie aplikacje do liczenia kalorii, mimo uzyskania informacji o naszym wieku, płci, poziomie aktywności, aktualnej masie ciała i pożądanej wadze, nie są w stanie dokładnie określić, co i w jakiej konkretnie ilości powinniśmy jeść, by schudnąć. 

- Chociaż te narzędzia mogą dać ogólny wynik, musisz znać swoje tempo metabolizmu, aby uzyskać precyzyjne dane. A to wymagałoby wykonania testu oddechowego zwanego kalorymetrią pośrednią - wyjaśnia Mozaffarian.

Określenie, ile dokładnie kalorii znajduje się w spożywanym przez nas jedzeniu, również nie jest w stu procentach miarodajne. Jak podaje amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków, obecna na etykietach produktów liczba kalorii zawiera najczęściej spory margines błędu, który może wynosić nawet 20 proc. Oznacza to, że licząca w teorii 500 kcal muffinka, po którą sięgamy w porze lunchu, może zawierać w istocie od 400 do nawet 600 kalorii. Jeśli zaś chcemy liczyć kalorie przygotowywanych przez siebie w domu potraw, aby owo liczenie miało sens, musielibyśmy zmierzyć każdą łyżkę i zważyć każdy gram użytych składników. Pozostaje więc zadać sobie pytanie, czy chcemy poświęcać na to aż tyle czasu i energii?

Tym bardziej że liczenie kalorii może przerodzić się w niezdrową obsesję, która negatywnie wpłynie na naszą psychikę. I zrujnuje nam przyjemność z jedzenia. 

- Takie ograniczenie prowadzi do obłędu i obsesyjnych myśli lub pragnień koncentrujących się na jedzeniu. Pojawia się wówczas poczucie winy i wstyd, a następnie kolejne ograniczenia i zakazy. Nie jest to spowodowane brakiem samokontroli lub silnej woli - to dlatego, że twoje ciało wyczuwa to ograniczenie i automatycznie na nie reaguje - tłumaczy dietetyczka Alissa Rumsey.

Ekspertka dodaje, że obsesja na punkcie liczenia kalorii może skutkować zaburzeniami odżywiania oraz nasileniem stanów lękowych prowadzących nawet do depresji. 

- Daje nam to złudzenie posiadania kontroli nad jednym aspektem naszego życia - wagą. W rzeczywistości to fiksacja kontroluje nas: nasze myśli, działania i emocje. Warto zauważyć, że waga zależy również od czynników, które są poza naszą kontrolą, takich jak genetyka, niektóre zdrowotne uwarunkowania lub działania niepożądane stosowanych przez nas leków - wskazuje.

Specjaliści zgodnie twierdzą, że najlepszym rozwiązaniem jest wsłuchanie się w potrzeby własnego organizmu. 

- Nasze ciała wie, ile musimy jeść każdego dnia. Ufanie mu oznacza, że nie musisz zarządzać przyjmowaniem kalorii. W niektóre dni naturalnie będziesz potrzebować więcej jedzenia niż w inne - tłumaczy Rumsey - Z punktu widzenia zdrowia lepiej skupić się na jakości, a nie kaloryczności diety - unikać żywności przetworzonej, sięgać po wartościowe produkty - wtóruje jej Mozaffarian.

Zamiast więc skrupulatnie liczyć każdą spożywaną kalorię, zwracajmy większą uwagę na to, co ląduje na naszym talerzu. Komponujmy różnorodne i zbilansowane posiłki, które będą zawierać zdrowe tłuszcze, błonnik i białko. 

- Jedzmy owoce, orzechy, fasolę, oleje roślinne z pierwszego tłoczenia, zielone warzywa, produkty pełnoziarniste i ryby, a także jogurty z żywymi probiotykami - instruuje Mozaffarian. I dodaje, że dietetyczny rygor nie sprzyja ani dobremu samopoczuciu, ani czerpaniu radości z codziennego życia. Restrykcyjne liczenie kalorii zastąpmy więc zdroworozsądkowym podejściem do jedzenia. 


PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy