Terapia śmiechem
Radosne maluchy rzadziej chorują, a jeśli nawet - szybciej wracają do formy. Dlatego rozśmieszaj swojego brzdąca, gdy tylko się da!
Dlaczego warto się do tego przyłożyć? Bo gdy się śmiejemy, w naszym mózgu zachodzą procesy chemiczne, które poprawiają samopoczucie fizyczne i psychiczne.
To z kolei wpływa na zachowanie dobrego stanu zdrowia, a w razie choroby, przyspiesza rekonwalescencję.
Co więcej terapia śmiechem to propozycja nie tylko dla osób o wrodzonym pogodnym usposobieniu, ale i tych skłonnych do melancholii. Po prostu wymuszony śmiech ma uzdrowicielską moc.
Skuteczność potwierdzona
Przeprowadzone badania naukowe dowodzą, że śmiech:
dotlenia - ponieważ oddech znacznie się wtedy pogłębia, do płuc malucha dostaje się co najmniej trzy razy więcej powietrza niż zwykle. W efekcie we krwi zaczyna krążyć większa ilość tlenu. Ponieważ jednocześnie krew szybciej krąży, jest w stanie dostarczyć więcej tlenu i składników odżywczych do większości komórek w organizmie;
przywraca dobry humor - gdy dodatkowa dawka tlenu dotrze do mózgu, pobudza go do produkcji dobroczynnych substancji: endorfin i serotoniny. Endorfiny poprawiają humor, działają kojąco i przeciwbólowo.
Z kolei serotonina - nazywana także hormonem szczęścia - decyduje o samopoczuciu. Jej niedobór wywołuje depresję, za to dodatkowa dawka sprawia, że wzrasta nasze zadowolenie, poziom energii oraz chęć działania;
wzmacnia odporność - śmiech pobudza organizm do wytwarzania immunoglobuliny A (białka odpornościowego, które chroni nas przed wirusami) oraz białych ciałek krwi, zwalczających chorobotwórcze drobnoustroje;
odstresowuje - reakcje chemiczne zachodzące w mózgu roześmianej osoby sprawiają, że jej organizm obniża produkcję hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu.
odchudza - skorzysta więc także mama. Śmiech do łez to aż 20 spalonych kilokalorii. Z kolei kwadrans żartów to równie skuteczne ćwiczenie jak 10 minut wiosłowania.
Sposób na ból i na relaks
W pewnym sensie śmiech ma podobne działanie jak ćwiczenia fizyczne. Gdy maluch daje upust wesołości, napina mięśnie twarzy (pracuje ich wtedy kilkanaście) i klatki piersiowej oraz uaktywnia przeponę.
Ta mimowolna, spontanicznia, a przy tym przyjemna gimnastyka, sprawia, że dziecko szybciej odzyskuje energię i nabiera chęci do życia. W efekcie kondycja i samopoczucie malucha poprawiają się, nawet gdy jest poważnie chory.
Psychologowie i lekarze także ciężko chorym dzieciom zalecają, aby śmiały się jak najwięcej. Wprawdzie śmiech nie zastąpi lekarstw, ale na pewno sprawi, że organizm sam także będzie walczył o to, by wyzdrowieć.
Pierwszy doktor Clown
Pomysł leczenia śmiechem pojawił się w latach 60-tych. Wpadł na niego doktor Hunter Campbell Adams nazywany także Patchem Adamsem.
W przebraniu Clowna poprawiał humor pacjentom w szpitalu, wychodząc z założenia, że zadaniem lekarza jest nie tylko leczenie, ale też poprawianie samopoczucia.
Na podstawie historii pierwszego Doktora Clowna został nakręcony film z Robinem Williamsem w roli głównej.
W Polsce jego terapię wdraża z sukcesami fundacja Dr Clown. Jej terapeuci zawodowo zajmują się rozśmieszaniem cierpiących maluchów w szpitalach. Na terenie naszego kraju działa już ponad 20 przedstawicielstw, nie tylko w dużych miastach.
Tata i mama bawią najlepiej
Zarówno dla zdrowych, jak i dla chorych dzieci najlepszymi śmiechoterapeutami są rodzice. Spędzony razem czas, przytulanie, żarty, wspólna zabawa - zawsze wywołują radość w sercu malucha.
W ten sposób łatwiej jest odwrócić uwagę córki czy syna nie tylko od wielkiego bólu, ale także od szczypania stłuczonego kolana czy smutku wywołanego zepsuciem zabawki lub odmową lizaka. Jednak terapia działa w dwie strony - maluch, który wywołuje uśmiech na twarzy mamy lub sprawia, że rodzice wybuchają śmiechem, także poprawia ich samopoczucie.
Również rodzinne zabawy wpływają nie tylko na tych najmłodszych, ale i starszych uczestników. W końcu trudno się nie uśmiechać, tańcząc z dziećmi w kółeczku i śpiewając "Stary niedźwiedź mocno śpi". A to już czasem wystarczy, by uruchomić w organizmie lecznicze procesy.
Chichot, rechot czy uśmiech?
Niestety śmiech śmiechowi nierówny i nie każdy ma taki sam wpływ na nasz organizm. Oto czterostopniowy podział, który pomoże ci odróżnić ten uzdrawiający od innych.
I stopień to uśmiech. Wystarczy, by kąciki ust uniosły się do góry, a już po minucie produkcja endorfin znacznie wzrasta.
II stopień, chichot, nie działa terapeutycznie, bo pomaga powstrzymać głośny śmiech.
III stopień to prawdziwy, szczery śmiech. Skutecznie relaksuje, pobudza krążenie krwi, dodaje energii.
IV stopień - rechot nie ma działania uzdrawiającego, a czasem bywa nawet niewskazany, np. astmatykom.