Ekspert szczerze o emeryturze 40-latków. "Dla ZUS-u te umowy nie istnieją"

Czy Zakład Ubezpieczeń Społecznych upadnie, które umowy zatrudnienia nie dają żadnej gwarancji emerytury, co wymaga najpilniejszej zmiany w systemie, z jakimi absurdami mamy do czynienia w kontekście przyszłych świadczeń i dlaczego mnóstwo obecnych 40-latków może mieć duży problem z uzyskaniem godnej emerytury - na te pytania odpowiada w rozmowie z Interią Tomasz Lasocki z Uniwersytetu Warszawskiego i ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich, dodając: Zepsuliśmy system, który w teorii był kompletnie nie do zepsucia.

Umowa o dzieło jest w kontekście emerytury dla ZUS-u niewidoczna i nic niewarta
Umowa o dzieło jest w kontekście emerytury dla ZUS-u niewidoczna i nic niewarta123RF/PICSEL

Łukasz Piątek, Interia: Zacznijmy od podstawowej kwestii - czy za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat ZUS upadnie?

Tomasz Lasocki, Uniwersytet Warszawski, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich: - Dane ekonomiczne wskazują, że do tego nie dojdzie, emerytury będą wypłacane i to w takich wysokościach, jakie wynikają z systemu. Nie było i nie ma żadnego zagrożenia niewypłacalności Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Doskonale wiem, że o upadku ubezpieczeń społecznych mówi się od wielu lat, ale jest to kompletna bzdura. Niektórzy nawet w to uwierzyli i podjęli decyzję o unikaniu wnoszenia składek. Teraz z tego tytułu będą musieli ponieść pewne konsekwencje - np. w postaci braku prawa do emerytury czy renty.

Podstawowymi warunkami nabycia prawa do emerytury są: osiągnięcie odpowiedniego wieku, który w przypadku kobiet wynosi 60 lat i w przypadku mężczyzn 65 lat, ponadto wypracowanie odpowiedniego stażu pracy - 20 lat pracy w przypadku kobiet i 25 w przypadku mężczyzn. Jest również mowa o okresach składkowych i nieskładkowych. Czym one się różnią i jakie mają znaczenie przy wyliczaniu emerytury?

- Po pierwsze - kiedyś, aby dostać emeryturę, trzeba było mieć te 15/20 lat składkowych i nieskładkowych, żeby w ogóle ZUS mógł wypłacić emeryturę. Obecnie już tak nie jest. Osobom, które się urodziły po 1949 r., żeby ZUS wypłacił coś, co nazywamy emeryturą, wystarczy przepracowanie już zaledwie jednego dnia i odprowadzenie z tego tytułu składki. Nie ma nawet znaczenia, jakie obywatelstwo posiada taka osoba. Mówiąc kolokwialnie - mamy emerytury dla każdego, jak leci.

Natomiast, co istotne - nie każda emerytura będzie w wysokości, o której można powiedzieć, że jest godna, czyli zapewniająca konstytucyjne minimum. Po to właśnie w systemie emerytalnym zreformowanym w 1999 r. są potrzebne okresy składkowe i nieskładkowe. Te okresy są jeszcze "starsze", bo obowiązują od 1991 r.

Okresy składkowe to rzecz jasna te, w których płacimy składki, czyli okresy ubezpieczenia, ale również inne sytuacje, kiedy nie są płacone składki, lecz przez ustawodawcę są zaliczone do tej najkorzystniejszej grupy. Te "specjalne" okresy zaliczane na poczet składkowych to głównie okresy historyczne, np. związane z działalnością kombatancką.

Natomiast okresy nieskładkowe, to okresy, które również są wymienione w ustawie, ale zaliczane są do stażu na nieco mniej korzystnych warunkach. Mowa np. o sytuacjach takich jak przebywanie na zwolnieniu lekarskim czy ukończenie studiów wyższych.

Która umowa w kontekście zatrudnienia nie daje żadnej gwarancji emerytury?
Która umowa w kontekście zatrudnienia nie daje żadnej gwarancji emerytury?123RF/PICSEL

Jeśli jakaś sytuacja nie jest wymieniona ani jako okres składkowy, ani jako okres nieskładkowy, to tworzy trzecią kategorię - okresów nieuwzględnianych do stażu ubezpieczenia. W języku prawniczym można powiedzieć, że są to okresy indyferentne, a po ludzku - "obojętne" dla stażu. Czyli np. siedzenie w domu i spędzanie życia przed telewizorem. To się nie wliczy do żadnego stażu.

Dwadzieścia lub 25 lat stażu ubezpieczeniowego w nowym systemie jest potrzebne do tego, żeby dostać gwarancję, że emerytura nie będzie niższa niż określona kwota - w tym roku 1780,96 zł. Więc dla kogoś, kto celuje w najniższą emeryturę, fakt ukończenia studiów będzie ważny - dla innych tylko pośrednio, o ile wyższe wykształcenie przełoży się na wyższe zarobki. Przy czym nie ma znaczenia, czy są to studia dzienne, zaoczne czy wieczorowe.

Okresy składkowe są najlepsze, dlatego że zawsze ZUS bierze je w pełni. Miesiąc okresów nieskładkowych ZUS uwzględni tylko, jeśli jednocześnie mamy trzy miesiące składkowe. Pierwszym skojarzeniem jest to, że jak jestem pracownikiem, to muszę zapłacić składkę. Jeśli jestem zleceniobiorcą, to też muszę zapłacić składkę. Chyba że jestem studentem zleceniobiorcą, to wówczas z reguły składki nie płacimy i to w ogóle nie jest ubezpieczeniem, a zatem nie wlicza się do stażu. Inaczej wygląda to w momencie, gdy student jest zatrudniony na umowę o pracę - wówczas płaci składkę, jest ubezpieczony, a w konsekwencji ten okres jest wliczany do stażu.

Co ciekawe - w starym systemie emerytalnym zarówno okresy składkowe, jak i nieskładkowe były przeliczane na złotówki. Zatem zwiększały nam emeryturę nie tylko po to, żeby dostać to minimum, ale żeby dostać więcej. Kiedy w połowie lat 90. wprowadzono zwolnienie ze zleceń dla studentów, to można było powiedzieć - OK, mniej dostaną emerytury za ten okres, ale coś dostaną.

Obecnie zwolnienie dla studentów i uczniów to niedźwiedzia przysługa. Można planować zachęty do zatrudniania młodzieży, ale nie powinny one bazować na dumpingu socjalnym. Zwolnienie umów zlecenia wykracza poza ubezpieczenia i uniemożliwia wielu młodym dostęp do zatrudnienia pracowniczego. Dzisiaj, jeśli studentowi zleceniobiorcy stanie się coś w czasie pracy, to on nawet nie ulega wypadkowi przy pracy, bo nie jest to klasyfikowane jako wypadek przy pracy.

Co należy zmienić w obecnym systemie emerytalnym?
Co należy zmienić w obecnym systemie emerytalnym?123RF/PICSEL

Jak liczone są lata pracy na umowie o pracę na niepełnym etacie? Dla przykładu: pracownik jest zatrudniony na 1/4 etatu przez 4 lata. Czy jego lata pracy są liczone jako jeden rok pracy składkowej za te 4 przepracowane lata?

- Powiem panu coś, co każdy prawnik uwielbia mówić, a jego rozmówca zgrzyta wtedy zębami.

"To zależy"?

- Dokładnie. Obliczanie emerytury w nowym systemie możemy wyobrazić sobie jako "ułamek emerytalny". W liczniku mamy waloryzowaną co roku sumę składek odprowadzonych do systemu przez wszystkie lata, natomiast w mianowniku wyliczenia GUS-u na temat tego, ile ta instytucja spodziewa się, że będziemy żyć.

Wymiar czasu pracy nie ma tutaj znaczenia. Istotne jest, że nawet na niepełnym etacie odprowadzam składkę. Jeśli pan pracuje w wymiarze czasu na 1/4 czy nawet 1/5, czyli przychodzi pan do pracy raz w tygodniu, a 4 dni ma pan wolne i nie pracuje w innym miejscu, to jeżeli przez ten jeden dzień w tygodniu pracy zarobi pan równowartość minimalnego wynagrodzenia, to ten miesiąc jest traktowany jako pełny miesiąc składkowy na potrzeby otrzymania minimalnej emerytury. Zatem nie interesuje nas wymiar czasu pracy, lecz od jakiej kwoty odprowadzono składkę.

Jeśli ktoś pracuje na 1/4 etatu i zarabia 1/4 minimalnego wynagrodzenia, to będzie miał 1/4 miesiąca zaliczoną do tych 20 czy 25 lat, żeby dostać minimalną emeryturę. Ta sama reguła dotyczy nie tylko pracowników, ale każdego, kto odprowadza składki, np. osób posiadających działalność gospodarczą i korzystających z najróżniejszych ulg.

Drugi przykład: pracownik jest zatrudniony na 1/4 etatu przez 4 lata. Jednocześnie pracuje na umowę o dzieło. Czy jego lata pracy są liczone są jako 1 rok pracy składkowej za te 4 przepracowane lata, oraz 4 lata pracy jako 4 lata pracy nieskładkowe? Czy jednak jako 1 rok pracy składkowej i 3 lata pracy nieskładkowej?

- Umowa o dzieło nie jest ani okresem składkowym, ani okresem nieskładkowym. Jest tym trzecim - nieważnym z perspektywy ubezpieczeń. Wszystko jedno, czy ja pracuję 20 lat na umowie o dzieło, czy patrzę się przez te 20 lat wyłącznie w telewizor. Dla ZUS-u jest to jedno i to samo. Taki człowiek po prostu nie jest widoczny w systemie. I tutaj pojawia się następująca kwestia - no zaraz, przecież Konstytucja mówi, że obywatel ma prawo do zabezpieczenia społecznego, albo jak zachoruje, stanie się inwalidą, albo jak osiągnie wiek emerytalny. Więc dlaczego system nie widzi tego, że ja pracuję na umowie o dzieło? Przecież ja tak samo jak osoba zatrudniona na umowie o pracę mogę spaść z drabiny, zrobić sobie krzywdę i nie będę miał z czego żyć! Niestety nasz system tego nie dostrzega.

Uważam to za poważny błąd, ponieważ konstytucyjnie wykonującego umowę o dzieło powinniśmy objąć normalną ochroną, jak każdego innego. Przecież jest to osoba, która utrzymuje się z własnej pracy, a czy jej się płaci za rezultat, tak jak na umowie o dzieło, czy za staranne działanie, jak na umowie zlecenie, to z perspektywy gwarancji konstytucyjnej nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

Reasumując: umowa o dzieło jest w kontekście emerytury dla ZUS-u niewidoczna i nic niewarta, ponieważ tak zdecydował ustawodawca. Cała Europa oskładkowuje umowę o dzieło, ale nie Polska.

Jeśli pracownik zatrudniony był na 1/4 etatu i dodatkowo pracował na umowie o dzieło, to sytuacja będzie analogiczna jak przy poprzednim przykładzie. Oczywiście musi być wyjątek. Z umowy o dzieło trzeba odprowadzić składki, jeśli wykonuje się ją dla swojego pracodawcy albo na jego rzecz przez pośrednika.

A jak jest przy umowie zlecenie?

- Pojedyncza umowa zlecenie co do zasady jest oskładkowana. Chyba że jestem młodym studentem lub uczniem, to wtedy nie jest. Natomiast jeśli pracuję na etacie i równocześnie mam gdzieś umowę zlecenie, to wtedy nie muszę już ze zlecenia odprowadzać składki, jeżeli to, co zarobię na etacie, odpowiada przynajmniej minimalnej pensji. Natomiast jeśli w ramach umowy zlecenie wykonuję pracę na rzecz pracodawcy, to wówczas - podobnie jak przy umowie o dzieło - mamy tzw. uznanie za pracownika i składka jest odprowadzana.

Przy zakładaniu jednoosobowej działalności gospodarczej przysługuje ulga na start. W praktyce oznacza to zerowy ZUS przez 6 miesięcy. Opłacana jest natomiast składka na ubezpieczanie zdrowotne. Jak liczony jest ten okres? Czy te miesiące są liczone jako lata pracy składkowe, czy nieskładkowe?

- Prowadzę firmę przez 6 miesięcy, ale nie odprowadzam składki od żadnej kwoty, więc mam za to 0 miesięcy składkowych. Tak samo, jak w przypadku tzw. małego ZUS-u przez pierwsze dwa lata. Płacę 30 proc. od kwoty minimalnego wynagrodzenia. Skoro płacę przez 2 lata od 30 proc. minimalnego, to z tych 2 lat do emerytury zaliczy się wyłącznie 30 proc. tego okresu.

O ile osoby pracujące na część etatu są świadome, że trochę wolniej gromadzą staż, o tyle za chwilę miliony ludzi, którzy są na działalności gospodarczej, zaczną dostawać emerytury w wysokości kilkuset złotych, które nie będą podwyższone do minimalnej emerytury. ZUS im wówczas słusznie powie - nie zgromadziliście odpowiednich środków, a staż też był niski, bo składki odprowadzane były od śmiesznie niskich kwot.

To niestety będzie rzeczywistość wielu osób, bo nie są one świadome, że tzw. "ulgi" dla niektórych mogą być niedźwiedzią przysługą.

Znowu posłużę się przykładem, ale tym razem chodzi o minimalną emeryturę. Dwie osoby przepracują 25 lat, ale mają różne wynagrodzenia, a co za tym idzie różną wysokość składek. Dodatkowo żadna z tych osób nie uzyskała minimalnej emerytury. Dla jednej osoby wyliczono emeryturę w wysokości 500 zł a drugiej 1000 zł. Minimalna emerytura obecnie to 1623,28 zł netto. Czy to oznacza, że obie te osoby otrzymają taką samą emeryturę w wysokości 1623,28 zł netto? Jeśli tak jest, to czy nie lepiej po zapewnieniu sobie prawa do minimalnej emerytury resztę lat przepracować np. na jednoosobowej działalności gospodarczej lub umowie o dzieło, aby więcej zarabiać, skoro płacone składki i tak nie spowodują wzrostu przyszłej emerytury z ZUS?

- To jest bez wątpienia najważniejszy wątek naszej rozmowy i najważniejsza rzecz, którą należy w systemie poprawić. Faktycznie tak jest, zwłaszcza kiedy w 2017 r. obniżono wiek emerytalny. Osoby, które nie mają tzw. kapitału początkowego, czyli zaczęły pracę od 1999 r., w przytłaczającej większości będą właśnie w takiej sytuacji, o której pan powiedział. Profesor Joanna Tyrowicz już wiele lat temu ostrzegała przed błędem, jakim było obniżenie wieku emerytalnego, pokazując odpowiednie wyliczenia.

Mamy zaklepany staż, żeby otrzymać minimalną emeryturę i niezależnie od tego, ile zarabiamy, ZUS będzie wypłacał minimalne emerytury. Zastosuję przenośnię z kasynem, choć może kasyno nie jest idealnym przykładem, bo tam istnieje ryzyko utraty pieniędzy, a ZUS jednak gwarantuje wypłaty. Zatem obecnie sytuacja wygląda tak, że bez względu na to, ile pieniędzy postawi pan w kasynie, nagroda, choć pewna - będzie taka sama. Przecież to jest bez sensu. Po co wkładać do systemu więcej, skoro można włożyć mniej, a wyjąć tyle samo. To jest najbardziej zepsuty punkt naszego systemu emerytalnego.

Musimy naprawić system w taki sposób, by ludzie otrzymali prostą wiadomość - im więcej wpłacisz, tym naprawdę więcej dostaniesz, a nie na zasadzie, że mamy spychacz, który 2/3 przyszłych emerytów zagarnie do poziomu najniższej gwarantowanej emerytury. Jak spojrzymy na kobiety, które przechodzą na emeryturę w wieku 60 lat, to 90 proc. z nich otrzyma minimalną emeryturę.

System powinien działać w ten sposób, że np. po odprowadzaniu składki od minimalnej płacy przez 25 lat, masz już wypracowaną minimalną emeryturę. Wypracowaną! Nie gwarancję, że będzie podwyższona. To oznacza, że jeśli płacisz większe składki lub dłużej je odprowadzasz, bo np. wcześniej zacząłeś pracować, to twoja emerytura będzie wyższa.

To jest mój pomysł na uzdrowienie największego błędu systemu emerytalnego w Polsce. Nazywam to filarem podstawowym, gdzie po odprowadzeniu odpowiedniej liczby składek mam zagwarantowane minimum.

Wybór jest prosty, bo albo wprowadzimy to teraz, kiedy mamy mnóstwo 40-latków, których problem minimalnych emerytur uderzy z pełną mocą, bo nie mają kapitału początkowego i damy im jasny przekaz: jest sens wpłacać do systemu, albo nie zrobimy tego i poczekamy do momentu, aż oni osiągną 60/65 lat, wyż demograficzny z przełomu lat 70. i 80. dobije do wyżu z lat 40. i 50. i wówczas elektorat będzie zainteresowany wyłącznie 13. i 14... 20. dodatkowymi bezskładkowymi emeryturami, a system nadal będzie zepsuty. I to niestety nas czeka jeśli nie podejmiemy działań.

Powtórzę, bo to bardzo ważne: ten problem jest niezwykle poważny i palący. Powinien zostać rozwiązany już za tej kadencji rządu, bo czas nam bezpowrotnie ucieka.

Co należy zrobić, by już teraz zatroszczyć się o swoją przyszłą emeryturę?
Co należy zrobić, by już teraz zatroszczyć się o swoją przyszłą emeryturę?Marek BazakEast News

Na koncie ZUS można sprawdzić hipotetyczną, przyszłą emeryturę. W internecie nie brakuje screenów z konkretnymi kwotami - 500 zł, 700 zł, 1000 zł. Jak to rozumieć?

- Nie ma żadnego sensu sprawdzać tych wyliczeń na kontach ZUS, bo w tym kraju nie ma takiej wróżki, która byłaby w stanie powiedzieć, ile będzie wynosiła emerytura. Powiem więcej - niewielu jest w stanie powiedzieć panu, ile wyniesie pana emerytura, jeśli przechodziłby pan na nią w lipcu. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć dokładnej emerytury, która miałaby się wydarzyć za 3 tygodnie. Dlaczego? Bo sposób wyliczania tej emerytury jest wysoce uzależniony od tzw. współczynników waloryzacji. Jeśli weźmiemy dziś kalkulator emerytalny dla 30-latka, to tak naprawdę wynik nic nam nie powie. To wszystko jest tak złożone i uzależnione od mnóstwa czynników, tak uśrednione, że używanie kalkulatorów na stronie ZUS mija się z celem, odradzam tego robić.

Natomiast jeśli ktoś jest ciekawy, jak w porównaniu do innych będzie mu się żyło za 20 czy 30 lat, kiedy osiągnie wiek emerytalny, proszę sobie spojrzeć na stan swojego konta i subkonta w ZUS, następnie wejść na portal statystyczny ZUS-u, przejrzeć zakładkę stan kont emerytalnych i subkont dla poszczególnych roczników i porównać sobie swój wynik emerytalny z tym, co ma nasz rocznik. To ma zdecydowanie większy sens.

ZUS często przekonuje, że warto poczekać z przechodzeniem na emeryturę po osiągnięciu wieku emerytalnego, zaznaczając, że jeśli na emeryturę przejdziemy 7 lat później, to nasze świadczenie może się podwoić. Faktycznie może tak być?

- To prawda. Nasz system, przynajmniej w teorii, jest skonstruowany w ten sposób, by odłożenie decyzji o przejściu na emeryturę przekładało się na jej wysokość. Są jednak dwa wielkie "ale".

Po pierwsze - perspektywa, że dostanę minimalne świadczenie. Będę dłużej pracował, innymi słowy później zgłoszę się po emeryturę, więcej razy przemnożę licznik ułamka emerytalnego i w mianowniku będę miał statystycznie mniej do przeżycia, więc kiedyś tam przebiję tę granicę minimalnej emerytury.

Jednak dla wielu osób, zwłaszcza dla kobiet, pracowanie 2, 3,4, czasami nawet 5 lat dłużej, w nowym systemie, bez kapitału początkowego, i tak da minimalną emeryturę. Więc po co taka osoba ma zwlekać z decyzją przejścia na emeryturę?

W teorii ZUS ma rację, przewidując podwojenie emerytury, jeśli 7 lat odwlekę decyzję. Niemniej jest w systemie tak wiele dziwnych rozwiązań, że zamiast zachęcać ludzi do dalszej pracy, nasz system demotywuje, ponieważ wskazuje, że i tak dostaniemy to samo, bo będziemy się obijać o minimalną emeryturę.

Wracając do kobiet. Mamy w systemie jeszcze taki mechanizm, który się nawet filozofom nie śnił. Jeżeli kobieta przechodzi na emeryturę w wieku 60 lat i miała subkonto, na którym obliczono jej przejściową emeryturę, to osiągając 65 lat, będzie miała obliczaną na nowo emeryturę. I teraz ciekawostka - kiedy obliczamy tę emeryturę na nowo, to nie pomniejszamy stanu konta o to, co już pobrała przez te 5 lat. Czyli żadnej kobiecie nie opłaca się zwlekać ani jednego dnia z przejściem na emeryturę, bo w wieku 65 lat przeliczą jej tę emeryturę tak, jak gdyby dopiero zgłosiła się z wnioskiem. W największym skrócie - pozwalamy ludziom przechodzić dwa razy na emeryturę. Tego nie ma nigdzie na świecie! Zepsuliśmy system, który w teorii był kompletnie nie do zepsucia.

Zepsuliśmy system, który w teorii był kompletnie nie do zepsucia - mówi w kontekście emerytur ekspert Tomasz Lasocki
Zepsuliśmy system, który w teorii był kompletnie nie do zepsucia - mówi w kontekście emerytur ekspert Tomasz Lasocki 123RF/PICSEL

To nie brzmi optymistycznie. Nie dziwi pana, że 30-latkowie nie domagają się od polityków zmian w systemie?

- W przypadku myślenia o emeryturze nasza psychologia działa tak, że dla większości osób w wieku 20 czy 30 lat emerytura jest absolutną abstrakcją. Dla nich to temat bardzo odległy, wydaje im się, że się nie zestarzeją, niektórzy politycy i "kołcze" przekonują ich, że ZUS przecież upadnie, więc po co się w ogóle teraz tym przejmować. I gdy mają już na karku 50-55 lat uświadamiają sobie, że jednak problem jest. Że dożyją do tej emerytury, ale otrzymają ją głodową.

W starym systemie ten problem można było rozwiązać o wiele łatwiej, bo mnożyło się staż razy wartość pracy, a wartość pracy ustalana była z 10 wybranych lat. Pod uwagę brano 10 najlepszych lat pod względem zarobków, więc można było przez 20 lat zarabiać słabo, ale otrzymać wysoką emeryturę na podstawie przepracowania 10 lat za dobrze oskładkowane wynagrodzenie.

W wieku przedemerytalnym wielu ludzi otrzymywało wówczas awanse i premie, co miało kolosalne przełożenie na emeryturę. Obecnie taka premia czy podwyżka ma minimalne znaczenie.

W nowym systemie odeszliśmy od tego, dlatego nie obwiniałbym o to nasze pokolenie. Zmieniono nam kompletnie reguły gry na mniej intuicyjne. Zaczęła się nam sypać demografia, więc stwierdzono,  że ludzie muszą jak najwcześniej odprowadzać jak największe składki do systemu. Sęk w tym, że tego nas nie nauczono. Od ćwierćwiecza większość ludzi nie wie, że gra w grę na innych zasadach.

To nie jest wina naszego pokolenia, że kiedy wchodziliśmy na rynek pracy, to dostawaliśmy umowy o dzieło, które dla ZUS-u nie istnieją. Chcąc zarabiać i utrzymywać się nie mieliśmy wyboru, braliśmy tę "śmieciówkę", bo tak działał rynek. Dlatego również na to trzeba zwrócić uwagę politykom - nie stawiajcie przedsiębiorców w takiej sytuacji, by ci w pewnym sensie byli zmuszeni do proponowania umów o dzieło, konkurując dumpingiem socjalnym, bo to na nas się na końcu odbija i na naszych emeryturach.

Zatem 20-latek wchodzący na rynek pracy powinien zatroszczyć się o dobre składkowanie, najlepiej poprzez podpisanie umowy o pracę. A co z 40-latkami, którzy przez większość zawodowego życia pracowali na umowie o dzieło? Co oni mogą zrobić na te 20-25 lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego?

- Z perspektywy 40-latka zadbałbym o rzetelne odprowadzanie składek. Jednak po przyjacielsku podpowiem, że taka osoba niech sobie najpierw przeliczy, czy w ogóle zdąży przeskoczyć tę zawieszoną wysoko poprzeczkę w postaci minimalnej emerytury. Jeśli nie zostanie wprowadzony proponowany przeze mnie filar podstawowy albo inne równorzędne rozwiązanie, to jego wysiłek przy zachowaniu obecnych reguł może dać taki sam rezultat.

Jeśli taka osoba nie zarabia dzisiaj powyżej przeciętnego wynagrodzenia, to niestety muszę zgodnie z prawdą powiedzieć: nie przebijesz minimalnej emerytury. Gdyby taka osoba uzyskała prawo do renty tuż przed uzyskaniem prawa do emerytury, to sytuacja zdecydowanie uległaby poprawie. Dzieje się tak z uwagi na fakt, że renta liczona jest na tej samej zasadzie, co emerytura ze starego systemu, czyli świadczenie wyliczamy na podstawie 10 najlepszych lat i jest ono uzupełnione o gwarantowaną kwotę. Zabrzmi to brutalnie, ale gdyby ktoś stracił nogę przed przejściem na emeryturę, to jest duża szansa, że otrzyma emeryturę wyższą niż minimalna, choć ku przestrodze dodam, że urwanie nogi nie zawsze oznacza rentę z tytułu niezdolności do pracy...

Natomiast jeśli mowa o standardowej ścieżce - dzisiaj mam 40 lat i składkuję od 5 lat, bo wcześniej godziłem się albo musiałem się godzić na nieoskładkowaną pracę, to najprawdopodobniej dostanę minimalną emeryturę.

„Zbliżenia”. Dorota Kośmicka. O odkrywaniu gwiazd i recepcie na hit serialowyINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas