Komisariat, w którym straszy? Policjanci bali się brać nocne dyżury

Otoczony okazałymi willami opuszczony komisariat policji przykuwa szczególną uwagę. Wygląda niczym scenografia wyjęta z filmu grozy, a dreszczyk emocji podsycany jest historiami na temat tego, że w budynku straszy. Mowa o komisariacie policji w podwarszawskim Konstancinie-Jeziornie. Jaka jest jego historia?

Mroczna historia opuszczonego komisariatu w Konstancinie-Jeziornie
Mroczna historia opuszczonego komisariatu w Konstancinie-JeziornieFacebook

Konstancin-Jeziorna jest małą, malowniczą miejscowością położoną ok. 20 km na południe od centrum Warszawy. Mieszczą się w niej piękne, okazałe stare wille i pensjonaty. Znajduje się tam również miejsce zaliczane do najbardziej przerażających w całej Polsce. Mowa o opuszczonym komisariacie policji, w którym od wielu lat straszy.

Krótka historia opuszczonego komisariatu

Komisariat znajdujący się przy ul. Niecałej w Konstancinie-Jeziornie od 2014 roku jest opuszczony i powoli niszczeje. Mówi się, że policjanci uciekli stamtąd ze strachu, bo rzekomo w budynku rozlegały się kroki i widywano różne zjawy. Zanim przejdziemy jednak do opowieści budzących grozę, przybliżmy historię tego miejsca, która jeszcze bardziej podsyca atmosferę strachu.

Opuszczona willa, w której mieścił się komisariat policji, ma obecnie około 80 lat. Od powstania budynku mieściły się w niej siedziby różnego rodzaju służb mundurowych. Po wojnie urzędowało tutaj NKWD i UB. Na piętrze budynków usytuowano biuro przesłuchań więźniów politycznych, w którym — jak nietrudno się domyślić — mogło dochodzić do drastycznych scen.

Na potrzeby funkcjonowania policji wyremontowano jedynie parter, a piętro pozostawiono w stanie nienaruszonym od czasów powojennych.

Kroki, skrzypienie i zjawy

Jeszcze na początku 2000 roku, gdy w budynku normalnie funkcjonował komisariat, policjanci, którzy pełnili służbę w tamtym czasie, słyszeli niepokojące odgłosy dochodzące z pierwszego piętra budynku. Zdarzało się, że wyraźnie słychać było kroki, jakby ktoś schodził po drewnianych schodach na dół w stronę dyżurki. Byli do tego stopnia przekonani o realności tego zjawiska, że zgłaszali to swoim kolegom, lub z bronią w ręku sprawdzali, czy nikt się nie włamał. Gdy docierali na piętro, nikogo tam nie było.

W pewnym momencie żaden z policjantów nie chciał pełnić dyżurów w nocy. Zdarzało się bowiem, że drzwi same się otwierały, chociaż nikt za nimi nie stał. Nawet były komendant policji w Konstancinie potwierdzał, że wielokrotnie wydawało mu się, że ktoś chodził po starych schodach i korytarzach, choć w rzeczywistości nikogo tam nie było.

Pewnej nocy policjant, który był na nocnym dyżurze usłyszał, jakby ktoś w pomieszczeniu nad nim zeskoczył z parapetu, a następnie schodził po schodach. Po tym drzwi do dyżurki otworzyły się. - Kiedy uświadomiłem sobie, że nikt nie wszedł do dyżurki, powolutku podszedłem do biurka i przez radiostację ściągnąłem radiowóz, nie puszczając już ich na patrol. Po prostu bałem się - miał opowiadać cytowany przez intotheshadows.pl pełniący wówczas dyżur policjant.

Po wejściu do dyżurki zobaczyłem siedzącego w fotelu kolegę. Był przerażony i roztrzęsiony! W rękach trzymał przeładowaną broń automatyczną. Powiedział mi, że ktoś wszedł do dyżurki. Zapytałem o szczegóły. Zaczął opowiadać, że spostrzegł, jak nagle z korytarza wszedł mężczyzna w mundurze. Dyżurny nie potrafił określić, jaki to był mundur, tzn. do jakich jednostek mógł należeć. Stwierdził jedynie, że na pewno była to postać w mundurze, i co ważne i charakterystyczne mężczyzna ten miał wysokie, oficerskie buty. Przechodząc przez korytarz, spojrzał w stronę pełniącego dyżur kolegi. Po chwili, trwało to około kilku sekund, mężczyzna ten cofnął się, wszedł za róg korytarza i… zniknął
miał opowiadać inny policjant

Próby wyjaśnienia zjawisk

O komisariacie krążą legendy
O komisariacie krążą legendyPiotr Kamionka/REPORTERReporter

Teorii dotyczących zjawy wysokiego mężczyzny w mundurze i oficerkach jest wiele. Jedna z nich mówi, że jest to duch kata szukającego przebaczenia, którego karą jest przebywanie w dawnej siedzibie NKWD. Zdaniem medium, które odwiedziło to miejsce, jest to zjawa, która chce wskazać miejsce gdzie ukryto zwłoki mężczyzn zamęczonych przez UB. Duch miał być podobno łysym mężczyzną po czterdziestce który ubrany był w płaszcz oficerski. Podobno nie może przejść "na drugą stronę", ponieważ dopuścił się tam wielu zbrodni, za które musi odpokutować.

Jaka jest zatem prawda? W tym miejscu dla ostudzenia emocji warto dodać, że za czasów, gdy w budynku mieścił się komisariat, legenda o duchu nie istniała. Nikt nie skarżył się na to, co działo się w tym miejscu. Mrożące krew w żyłach historie zaczęły powstawać dopiero w momencie, gdy policjanci przenieśli się do innego budynku. Czy jest to zatem jedynie miejska ciekawostka, która ma budzić grozę?

***

Zobacz również:

70-lecie Elżbiety II. Rodzina królewska podziwia pokaz eskadry RAF-uAFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas