Kryzys sanitarny na dworcach. „Matki z dziećmi śpią na podłodze, nie ma toalet”
Chaos. Tym jednym słowem można opisać to, co dzieje się aktualnie na Dworcu Głównym w Krakowie. Codziennie pojawiają się na nim kolejne pociągi z uchodźcami z Ukrainy. Nie wszystkie kończą tam swój bieg. Niektóre jadą dalej, jednak większość osób wysiada w Krakowie. Dworzec pęka w szwach. Matki z dziećmi śpią na kartonach, a niejednokrotnie nawet na gołej, zimnej podłodze. W kolejce do toalety trzeba czekać półtorej godziny. Ludzie nie mają gdzie się umyć, a w hostelach brakuje miejsc lub są niezwykle drogie. „Sytuacja jest kompletnie kryzysowa” – przekazują wolontariusze.
Na krakowskim dworcu głównym panuje chaos. Nikt nie był przygotowany na tego typu sytuację. Setki uchodźców nocują w tym miejscu, traktując je jako przystanek. Wolontariuszem na dworcu może zostać każdy. Chętni przekazują jednak, że brakuje podstawowej koordynacji. Wiele osób chce pomóc, jednak nie wie, co dokładnie ma robić.
Brak jakichkolwiek udogodnień sanitarnych
Wolontariuszka, z którą rozmawiamy, wskazuje na dwa punkty, których funkcjonowanie jest dalekie od ideału. To przede wszystkim udogodnienia sanitarne. "Tam jest jedna bezpłatna toaleta. Ludzie czekają w kolejce po półtorej godziny, bo matki starają się przebrać czy umyć dzieci. Wszędzie są zwierzęta, z którymi przyjechali uchodźcy. Jak wiadomo, one też się załatwiają" - przekazuje.
Hala dworcowa jest pełna zdezorientowanych, przerażonych i osłabionych ludzi. Niektórzy wciąż odsypiają ciężką podróż. "Nie wyobrażałam sobie, że coś takiego można zobaczyć. Rano ludzie, matki z dziećmi, spali albo na gołej podłodze, albo na jakichś tobołkach, albo na tekturze. W zasadzie na czymkolwiek" - tłumaczy wolontariuszka. "Oni nie mają możliwości, żeby się umyć. Na byle masową imprezę stawia się setki przenośnych toalet. Tutaj można by je postawić, a nikt tego nie robi. Dlaczego?" - zastanawia się.
Jak przekazuje, już teraz zdarzają się przypadki, w których wiele dzieci choruje i wymiotuje. "Za niedługo przerodzi się to w kolejną epidemię. Sprawy sanitarne są katastrofą" - podsumowuje.
Totalny brak koordynacji
Większość osób dzielnie stoi w długich kolejkach do punktów rejestracyjnych. Na ich twarzach widać determinację i skupienie. W takim punkcie mogą uzyskać informacje na temat możliwości zakwaterowania na terenie Krakowa i Małopolski oraz otrzymują potrzebne informacje w języku ukraińskim. Procedura w przypadku jednej osoby trwa ok. 30 minut.
"Do punktu rejestracyjnego, z którego Ukraińcy są kierowani na noclegi, jest kolejka na całą halę. Nie wiem czy na 8 godzin czekania, czy na jeszcze dłużej" - mówi wolontariuszka. "Siedzi tam dwóch panów i wysyła maile z pytaniem, czy jest gdzieś miejsce noclegowe. Takim sposobem będzie to trwać wieki. Wiem, że sytuacja jest kompletnie kryzysowa, ale dzwoniłam do Urzędu Miasta do Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Nikt nie odbiera" - mówi.
My także podjęliśmy taką próbę. Nie udało nam się skontaktować z magistratem telefonicznie ani mailowo.
"Wiemy, że wielu uchodźców boi się opuścić Kraków, bo uważają, że dziś jest to najbardziej bezpieczne dla nich miejsce. Musimy jednak mieć na uwadze, że przy tak dużej liczbie napływających osób nie będziemy w stanie zapewnić im tutaj należytej opieki. Chcemy zaapelować do wszystkich obywateli Ukrainy, którzy żyją i pracują w Krakowie od lat - przekonajcie państwo swoich rodaków uciekających przed wojną, żeby nie bali się jechać do innych miast, takich jak Muszyna, Nowy Sącz czy mniejszych miejscowości. Tam samorządowcy deklarują, że wciąż mają duże zapasy miejsc, gdzie mogą przyjąć Ukraińców" - mówił dla krakow.naszemiasto.pl wojewoda małopolski Łukasz Kmita.
"Jest ogromny strach"
"Najbardziej potrzebna jest pomoc z miejscem, gdzie ludzie mogliby odpocząć zaraz po przyjeździe na dworzec. Jest jedno dosyć małe pomieszczenie dla najbardziej potrzebujących, ale tam trzeba mieć już ogarnięty transport (bilet na pociąg np.) na następny dzień, można tylko się przenocować. Ogólnie miejsc jest tam na 5 proc. procent zapotrzebowania, a jak przyjedzie pociąg z granicy z 1200 osobami to w ogóle już nie ma o czym rozmawiać" - czytamy w jednym z wpisów na facebookowej grupie dla wolontariuszy.
Chętni do pomocy coraz częściej wskazują, że brakuje jakiejkolwiek koordynacji. "Na przykład ktoś koniecznie chciał jechać do Włoch. Po chwili spotkałam kobietę, Włoszkę, która chciała kogoś ze sobą zabrać. Ale ludzi, którzy chcieli tam jechać już nie spotykam" - tłumaczy wolontariuszka.
Niestety zdarzają się również przypadki oszustw. "Już teraz pokazują się takie przypadki. Ktoś obiecał, że zawiezie kogoś na dworzec, gdzie będzie autobus do Barcelony i opieka zdrowotna. Nagle okazuje się, że ten ktoś wziął od nich 800 złotych i zniknął. Nie ma autobusu, nie ma Barcelony, nie ma niczego" - mówi. Dodaje, że była świadkiem sytuacji, w której para Francuzów chciała zawieźć Ukrainkę z dzieckiem do Dresden. "Starałam się wspomóc ich językowo. Kobieta dostała jednak ataku strasznej paniki. Na dworcu krążą bowiem mity o tym, że ludzie, którzy początkowo oferują pomoc, ostatecznie zostawiają potrzebujących na dworcu. Kobietę udało się uspokoić, ale ich strach jest ogromny" - tłumaczy.
Nikt nie koordynuje transportu uchodźców do innych krajów.
Problemy zauważają wszyscy wolontariusze
Kolejnym problemem jest relokacja i rozładowanie tłumu. "Jeśli już pociągi wjechały do Krakowa - trudno, podstawmy autobusy pod dworzec, zawieźmy ludzi w ciepłe, bezpieczne miejsce. Tam dopiero ich rejestrujmy, tłumaczmy im, żeby nie bali się jechać do polskich wsi i miasteczek. Pokazujmy im jak te miejsca wyglądają, zdejmujmy z nich niewiedzę. I za 2-3 dni wysyłajmy ich stamtąd dalej. Nie z dworca!" - czytamy w kolejnym wpisie na Facebooku.
Na grupie dla wolontariuszy niemal wszyscy podkreślają, iż informacja jest zerowa. "Jej brak powoduje ogromny chaos, strach i niepewność. Gdzie są plakaty? Ulotki w dwóch językach? Informatory? Cały dworzec powinien być oplakatowany, informacja powinna być podawana już w pociągu (naklejana na drzwi/okna, wyświetlana na ekranach...)!" - proponują niektórzy.
Do Polski przyjechało już ponad 1,2 mln ukraińskich uchodźców. Kolejni są w drodze. Jeśli sytuacji nie uda się szybko opanować, zostaną skazani na kolejne godziny i dni oczekiwania w niepewności, pogłębiającej poczucie beznadziei i rozpaczy.
***
Zobacz również: