Młoda miłość w domach z betonu. Jak wyglądały randki w PRL-u?

Listy, spacery, wspólna nauka i rzadkie, nieśmiałe dotknięcia dłoni — menu randkowych aktywności w Polsce Ludowej było zupełnie inne niż dziś. Nie znaczy to jednak, że było ubogie, jak puste sklepowe półki tego okresu. Sposób spędzania wspólnego czasu pierwszych romantycznych spotkań był, no właśnie, po prostu inny. Czy lepszy, czy gorszy — zdania są podzielone, a linia tego podziału wiedzie z pewnością przez datę urodzin widniejącą w naszym dowodzie osobistym.

Popularnym scenariuszem na randkę był wspólny spacer
Popularnym scenariuszem na randkę był wspólny spacerKrzysztof BarańskiAgencja FORUM

"W domach z betonu nie ma wolnej miłości"

Według Martyny Jakubowicz śpiewającej ujmujący utwór "W domach z betonu", wydany w 1982 roku, w tytułowych blokach "są stosunki małżeńskie oraz akty nierządne" ale dla wolnej miłości miejsca tam brak.

Mówiąc o pierwszych i kolejnych randkach młodych ludzi spotykających się w komunistycznej Polsce także i tutaj wolnej miłości nie uświadczymy. Wczesne randkowe kontakty przybierały formę wspólnego spędzania czasu na niwie praktycznie czysto platonicznej, pozbawionej sfery intymnej cielesności.

"Chodzenie polegało na spotykaniu się ze sobą w czasie wolnym, były to najczęściej związki platoniczne, przypominające koleżeństwo. Randki młodzież spędzała na spacerach, rzadziej w kinie. Młodzi ludzie, których wypowiedzi zamieszczone zostały w artykule opisującym zjawisko randkowania - podkreślali znaczenie spędzania razem czasu na zwykłych codziennych zajęciach - takich jak sprzątanie pokoju, nauka czy wyprowadzanie psa - łazimy przed siebie, a on mi opowiada najdziwniejsze historie o nieszczęśliwych artystach, o obleśnych jaszczurach, najnowszych płytach i mojej przyszłości w kolorze czarno-komicznym" - opisuje w swoim doktoracie "Obraz polskiej młodzieży lat osiemdziesiątych w świetle prasy młodzieżowej" dr Weronika Olejniczak-Szukała.

- Pierwszego chłopaka poznałam na obozie wypoczynkowym we wschodnich Niemczech — wspomina Agnieszka, urodzona w 1972 roku, dziś nauczycielka języka angielskiego w liceum. Wcześniej podsunąłem jej wyżej cytowany fragment doktoratu Olejniczak-Szukały, z prośbą, by odniosła go do własnych doświadczeń.

- To był wyjazd organizowany przez zakład pracy mojej matki, więc dzieciaki były z różnych miast tego samego województwa. Z tego też wynikło to, że z pewnością nie spędzaliśmy z tych chłopcem czasu na zajęciach jak "sprzątanie pokoju, nauka czy wyprowadzanie psa", tylko gdy wszyscy zwiedzali jakieś zabytki w mieście, my siedzieliśmy w non stop w knajpach, gadając o życiu. Po tym, jak obóz się skończył, przyjeżdżał do mnie jeszcze kilka razy. Ponieważ miał już 18 lat, a ja dopiero 16, to on kupował piwo w sklepie — opowiada Aga.

- Ale tu chcę zaznaczyć ważną rzecz — wtedy w ogóle nie funkcjonowało pojęcia "stawiania" komuś czegoś na randce, jedzenia czy alkoholu. W ogóle wyjście po to, żeby coś zjeść wspólnie, było w latach 80. absurdalnym pomysłem. Chłopak też nie kupował nigdy za swoje pieniądze niczego dziewczynie. Zawsze zrzucaliśmy się wspólnie na to piwo i szliśmy rozmawiać na ławkę w parku — wspomina Agnieszka.

Naukową podstawę takich rozwiązań randkowych tłumaczy również dr Weronika Olejniczak-Szukała w swojej pracy.

"Była to poniekąd konsekwencja złej sytuacji finansowej społeczeństwa, a sposób spędzania randki był uzależniony od sytuacji materialnej konkretnych osób. Lepiej sytuowani chodzili do kawiarni, czy restauracji, osoby, które miały do dyspozycji samochód robiły objazd po ustalonej trasie: od Hortexu na Starym Mieście, do Victorii, wpadając gdzieś po drodze do Peweksu po piwo z puszki. Po mniej więcej pół roku randkowania można było spędzać czas w domu, jednak to nie było zbyt dobrze odbierane przez rodziców, którzy uważali, że w domu może się coś wydarzyć, stąd chętnie sponsorowali wyjścia do kawiarni" - opisuje badaczka.

"Want to feel your touch tonight. Take me in your arms"*

Wbrew słowom piosenki, w domach z betonu była miłość
Wbrew słowom piosenki, w domach z betonu była miłośćZbyszko Siemaszko / RSW / ForumAgencja FORUM

- Z moim licealnym chłopakiem Pawłem dzieliliśmy wielką miłość do Depeche Mode. Pamiętam doskonale, że nasze randki wyglądały tak, że spotykaliśmy się u mnie w pokoju, Paweł przynosił swoje zeszyty, w których przepisywał ze słuchu teksty zespołu, a ja przepisywałam je godzinami do swoich zeszytów. Z magnetofonu słuchaliśmy Depeszy zgranych z Trójki. I tak wyglądały w zasadzie wszystkie nasze spotkania. Starzy oczywiście zaglądali co i rusz do tego pokoju, żeby sprawdzić, czy "czegoś" nie robimy. A ja po prostu kopiowałam te Pawła zeszyty jak średniowieczny mnich - mówi Basia. Pytam więc, co jest w tym takiego wstydliwego. Baśka - jeszcze po tylu latach - odrobinę się czerwieni i w końcu wypala: - Bo my też mówiliśmy do siebie cytatami z Depeche Mode. Tak z pełnym przekonaniem i na serio. Wydawało nam się to wtedy takie podniosłe i romantyczne. O Jezu...

Akademiki, bita śmietana i ciąża z wpadki

Na formę randek miał wpływ ograniczony budżet młodych ludzi
Na formę randek miał wpływ ograniczony budżet młodych ludziLech PempelAgencja FORUM

Choć rodzice nastolatków twardo najwcześniej stali na straży czystości cielesnej swoich pociech, to oficjalne stanowisko władz — oczywiście na przekór nauczaniu Kościoła Katolickiego — wydawało się wspierać, a przynajmniej dopuszczać — ideę seksu przedmałżeńskiego i kontaktów seksualnych młodych ludzi.

W takiej oto atmosferze nie raz zdarzyło się, że starł się ze sobą prawdziwy romantyzm i przygodny, wesoły seks.

Życie towarzyskie studentów prawa na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w latach 70. obfitowało w wiele opcji spędzania czasu poza wykładami: można było pić w akademiku, pić na koncercie, pić w klubie studenckim lub na łonie natury. Co prawda kilka lat później pojawił się anonimowy ekscentryk, który zjawiał się na randkach w stroju płetwonurka, to jednak większość studenckiej braci preferowała rozrywki bardziej tradycyjne.

Anka, urodzona w 1943 roku, tak wspomina swoje doświadczenia z tego okresu:

- Na studiach byłam ciągle dziewicą. I nawet nie za bardzo było jak to zmienić, bo kumplowałam się głównie z kolegami mojego starszego o dwa lata brata Andrzeja. A oni wiedzieli, że do mnie nie wolno się dostawiać, bo Andrzej by ich podusił. Był jednak jeden taki chłopak, który tak upatrzył mnie sobie, że robił wszystko, żeby się jakoś przypodobać i zdobyć moje serce. Najbardziej uroczą rzeczą, było to, że wstawał z samego rana, szedł do sklepu po śmietanę, którą własnoręcznie ubijał i stawiał w pucharku przed drzwiami mojego pokoju w akademiku. Wtedy nie można było po prostu kupić bitej śmietany, a ja lubiłam ją jak krem sułtański dziewczyny z filmu "Dziewczyny do wzięcia".

Życie pisze jednak różne scenariusze i czasem ani bita śmietana, ani krem sułtański nie otworzą drogi do serca dziewczyny.

- W międzyczasie do naszej grupy przyjaciół dołączył taki Jerzyk (czyli Jerzy) - kolega kolegi, więc pewnie dlatego nikt mu nie powiedział, że ze mną mój brat zabronił sypiać. No więc nie wiedział i mnie szybko zaciągnął do łóżka. Bardzo szybko zaszłam też w ciążę, pobraliśmy się. Jego i moi rodzice postawili dla nas dom... Moje dzieci są już dorosłe. Mąż umarł kilka lat temu. A ja głupia czasem wciąż myślę o tej bitej śmietanie na moim progu co rano — uśmiecha się do swoich wspomnień Anka.

Tak oto po raz kolejny prawdziwy romantyzm poległ w starciu z przypadkiem i prozą życia. Być może do tej pory nieszczęśliwie zakochani lubelscy studenci kątem oka mogą dostrzec widmo zapomnianego deseru stojącego na progu jednego z pokojów w jednym z akademików.

"Jest bardzo wiele różnych możliwości"?

A może spotkanie w kawiarni lub klubie studenckim?
A może spotkanie w kawiarni lub klubie studenckim?Andrzej WiernickiAgencja FORUM

Jak wyglądały randki dorosłych już po studniach? Punktem wyjścia niech znów będzie komedia Janusza Kondratiuka "Dziewczyny do wzięcia" z 1972 roku, smutno-komicznie oddająca klimat "dekady Gierka". Gdy tytułowe bohaterki pytają próbujących zaciągnąć je na randkę mężczyzn, o to, co będą robić w tym czasie, jeden z nich odpowiada, że "jest bardzo wiele różnych możliwości". Prawda natomiast była taka, że możliwości było bardzo mało. Można było udać się do baru, kawiarni, słuchać muzyki w mieszkaniu. Mieszkańcy większych ośrodków mogli dodać do tej listy nawet teatr lub kino.

Pod wpływem niepowodzeń, niektórzy decydowali się czasem na uczestnictwo w spotkaniach Klubów Samotnych Serc, korzystali z usług biur matrymonialnych, swatów, lub dawali po prostu anons w prasie. Niektóre z takich ogłoszeń były bardzo konkretne i życiowe.

"Mam drut aluminiowy spłaszczony na girlandę i lametę choinkową. Szukam męża z interesem w odpowiednim punkcie. Oferty pod »Młoda Wdowa«" - taką ofertę z biuletynu biura matrymonialnego Venus przytacza w swojej książce "PRL. Jak cudnie się żyło!" Wiesław Kot. 

Smykałka do interesów nigdy nie wychodzi z mody - jeśli więc macie drut aluminiowy i brak wam pomysłu na opis na Tinderze, to być może warto skorzystać z powyższego przykładu. 

*Fragment tekstu utworu "Black Celebration" Depeche Mode z 1986 roku. 

Zobacz również:

Żegnają zmarłych i pytają "Dlaczego?". Turcja po katastrofieDeutsche Welle
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas