Niezachwiana wiara w postęp była niezwykle przyjemna

- Lata 90. bardzo nas ukształtowały. Ten czas był optymistyczny, rozentuzjazmowany, czasem jak na dragach, co widać chociażby w barwach, nasyceniu. Wydawało się, że przepis na sukces jest prosty: jeszcze trochę zaciskania zębów i już skapnie, już będzie jak na zachodzie. Dzisiaj widzimy, że ten wielki projekt nie do końca się udał - mówi Maciej Marcisz, autor powieści "Taśmy rodzinne".

Maciej Marcisz w powieści "Taśmy rodzinne" opowiada o szalonym entuzjazmie lat 90.
Maciej Marcisz w powieści "Taśmy rodzinne" opowiada o szalonym entuzjazmie lat 90.Ewa Lendomateriały prasowe

Katarzyna Pawlicka, Interia: - Nostalgia za latami 90. jest na tyle silna i powszechna, że zaczęła zajmować także badaczy: antropologów, socjologów, a nawet historyków. Skąd, twoim zdaniem, zwrot do tego, co minione?

Maciej Marcisz: - To chyba naturalny proces. Do głosu doszli milenialsi, ludzie, którzy przeżyli swoje dzieciństwo w latach 90. Sytuacja jest zatem typowa i idealna: jedni chcą mierzyć się ze swoją przeszłością, idealizować ją, rozliczać, wspominać, przetwarzać, a drudzy o tym czytać, słuchać i oglądać. A może też fakt, że świat nie wygląda tak, jak tego chcemy, powoduje, że tęsknimy bardziej: zbieranie karteczek, pierwsze centra handlowe, pizza z Pizza Hut, kasety Spice Girls, TLC... i w ogóle.

Zbieranie karteczek i Pizza Hut to bardzo przyjemne wspomnienia. Lata 90. w wydaniu popkulturowym są często ładnie opakowane, wybielone. W "Taśmach rodzinnych" pokazujesz ich ciemniejszą stronę. Dlaczego zdecydowałeś się pójść na przekór powszechnie panującym tendencjom?

- Wierzę w powieść realistyczną i taką też chciałem napisać, z dużym osadzeniem w szczególe, w materii. Myślę, że zasługujemy, by mieć realistyczny, a nie dziecinny obraz tego okresu. Szczególnie, że lata 90. bardzo nas ukształtowały. Ten czas był optymistyczny, rozentuzjazmowany, czasem jak na dragach, co widać chociażby w barwach, nasyceniu. Wydawało się, że przepis na sukces jest prosty: jeszcze trochę zaciskania zębów i już skapnie, już będzie jak na zachodzie. Dzisiaj widzimy, że ten wielki projekt nie do końca się udał.

A dwudziestolatkowie i trzydziestolatkowie odczuwają jego porażkę. Jak burzliwa i gwałtowna transformacja przełożyła się na młodych ludzi?

- W "Taśmach rodzinnych" główny bohater, pochodzący z uprzywilejowanego domu, wiedzie życie prekariusza. W jego wypadku to ewidentnie konsekwencje własnych zaniedbań i lekkomyślności, ale dobrze wiemy, że w trakcie transformacji niektórym ludziom się powiodło, a innym nie, choć równie ciężko pracowali.

- Moją obsesją i obsesją tej książki jest pogarda jednych wobec drugich, która toczy polskie społeczeństwo do dziś. Pogarda z lat 90. wobec ludzi, którzy są niepostępowi, nie chcą Unii Europejskiej i słuchają Disco Polo, a w praktyce po prostu są biedniejsi, ciągle trwa. Kiedy widzę Krystynę Jandę udostępniającą jako komentarz powyborczy obrazek z politykiem karmiącym banknotem starszą panią i hasłem "daj głos", to nie wiem, czy bardziej chce mi się płakać czy rzygać. Nie mogę się doczekać aż ludzie, którzy opowiadają te szkodliwe klasistowskie historyjki, wreszcie odejdą z przestrzeni publicznej. Pogarda powoduje, że empatia nie jest możliwa. Jej brak wydaje mi się najgorszy i staram się mu sprzeciwić.

Dom Towarowy Solpol - symbol architektury wczesnych lat 90.
Dom Towarowy Solpol - symbol architektury wczesnych lat 90.Marek BazakEast News

Bohaterami twojej książki są trzydziestoletni Marcin Małys oraz jego ojciec Jan. Ten drugi, beneficjent systemu wolnorynkowego, ostatecznie musi zmierzyć się z porażką. Płaci wysoką cenę?

- Sam się nad tym zastanawiam i nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Czy otrzymuje karę za to, że skupił się na zarabianiu pieniędzy? Masz pieniądze, ale za karę masz wadliwą rodzinę? A ci, którzy nie mają pieniędzy, mają szczęśliwe rodziny? To chyba za proste.

- Natomiast interesowało mnie, że niemal zawsze próbujemy ułożyć swoje życie w kontrze do rodziców. Jan dorasta w niedostatku, jest mu ciężko, nie może wyjechać nad wymarzony Bałtyk, który urasta do rangi symbolu, więc za wszelką cenę próbuje sprawić, żeby jego dzieciom niczego nie zabrakło. By zapobiec złym doświadczeniem, pozbawia ich tych rzeczy, które go ukształtowały. Kiedy Marcin i jego rodzeństwo dorastają, okazuje się, że właściwie nie mają z ojcem nic wspólnego, nie są w stanie się porozumieć, są bardzo różnymi od niego ludźmi. To jest życiowa ironia, której chyba trudno zapobiec.

Jan wierzy w mit postępu, który dla jego dzieci nie jest już dostępny.

- Niezachwiana wiara w postęp była niezwykle przyjemna! W 2004 roku pisałem egzamin gimnazjalny, Polska wstępowała wtedy do Unii Europejskiej. Pamiętam, że na egzaminie padło pytanie o datę naszego wstąpienia.

- Czułem się bardzo dumny, że u nas wreszcie też będzie ŁADNIE. Jako naiwny nastolatek, ale też zaślepiony przedstawiciel uprzywilejowanych, myślałem o tym tylko w kategoriach estetycznych. To miał być cudowny czas i na powierzchni naprawdę taki był. Na zewnątrz zrobiło się milej. Krawężniki zaczęły być równe i powstało bardzo dużo rond, nowoczesnych i europejskich, nie to, co te przestarzałe skrzyżowania. A jakieś osiem, dziesięć lat później okazało się, że jednak nie jest tak super.

Stadion Dziesięciolecia w Warszawie w 1998 roku
Stadion Dziesięciolecia w Warszawie w 1998 rokuAgencja SEEast News

Marcin Małys miał możliwości, o których jego rodzice mogli tylko pomarzyć. Doszedł jednak do momentu, w którym było mu trudno wstać z łóżka czy zrobić zakupy. Niemoc i rozczarowanie są bolączkami całego pokolenia?

- On wybiera specyficzną drogę, drogę artysty. Sytuacja artystów i artystek w Polsce jest bardzo trudna, z definicji prekaryjna. To raczej przerąbana ścieżka kariery. Ale mój bohater wybiera ryzykowny zawód właśnie dlatego, że może pozwolić sobie niemal na wszystko, wie że w ostateczności "nic mu się nie stanie", że ma poduszkę w postaci rodziny. Fakt, że ją traci, staje się początkiem fabuły "Taśm". Sama data urodzenia to za mało, by stać się częścią jednolitej grupy.

Publiczność podczas jednego z koncertów na festiwalu Open'er w 2018 roku
Publiczność podczas jednego z koncertów na festiwalu Open'er w 2018 rokuKarol Makurat/REPORTEREast News

Mam wrażenie, że dzisiejsi młodzi dorośli (i taki też jest twój bohater) mają skłonność do rozdrapywania ran, szukania powodów, dla których ich życie wygląda tak, a nie inaczej. Byliśmy wychowywani bardziej na miękko, dano nam prawo do okazywania słabości?

- Nie chcę oceniać żadnego z pokoleń, nie chcę mówić, że któreś było lepsze, albo co gorsza: rozpuszczone. Byłbym jak ci ludzie, którzy za wszystko winią milenialsów. Wiesz, w stylu tych artykułów: "50 rzeczy, które zabili milenialsi". Część naszego pokolenia dłużej dojrzewa, może lub musi dłużej poszukiwać, nie czuje, że koniecznie trzeba decydować się na pewien model życia w wieku dwudziestu pięciu albo trzydziestu lat.

Lepiej z rzeczywistością radzą sobie jeszcze młodsi od nas. Dwudziestolatkowie studiują wyłącznie, by poszerzyć wiedzę, nie wierzą, że tytuł im coś zagwarantuje. Często bardzo wcześnie zaczynają życie zawodowe...

- I bardzo fajnie! Jestem fanem "zetów". Zdaje się, że oni są bardziej praktyczni. Plus uważam, że z zasady należy być fanem młodych ludzi, wspierać ich i im kibicować. W sumie starszych też (śmiech).

Twój bohater długo poszukuje swojej drogi, przeżywa kryzys, ostatecznie oddala się od sztuki na rzecz, no właśnie, nie chcę tego zdradzać. W każdym razie, w moim przekonaniu, wcale nie przegrywa...

- Wszyscy tworzymy jakąś historię na temat swojego życia, żeby móc uczynić je przeżywalnym, żeby się nie rozpadło, żeby co rano wstać z łóżka. Taką narrację tworzy też Marcin Małys.

W pewnym momencie zakorzenia się w konkrecie, zaczyna po prostu zbliżać się do życia.

- Tak, to życie jest bardziej fizyczne, namacalne, bliżej innych ludzi. Marcin przeżywa przemianę.

Napis na jednej z toalet, Open'er Festival, 2018 rok
Napis na jednej z toalet, Open'er Festival, 2018 rokKarol MakuratEast News

"Kryzys ćwierćwiecza przedłużył się do trzydziestki. Jego wiek sugerował, że coś-cokolwiek - powinno by już ustalone, jednak ciągle nie było" - piszesz o Marcinie Małysie. O trzydziestce mówi się, że to nowa pięćdziesiątka lub nowa dwudziestka. Skąd tak duże rozbieżności?

- Wiesz co, nie wiem, trochę zgaduję. Myślę że współcześnie swoboda życiorysu, szczególnie w dużych miastach, jest większa. Jasne, wciąż działa opowieść, że krótko przed trzydziestką bierzesz ślub i zakładasz rodzinę. I istnieje presja tej opowieści. A z drugiej strony jest coraz więcej osób, które żyją poza tym modelem. I oni mogą przeżywać swoją czterdziestkę jak dwudziestkę, trzydziestkę jak sześćdziesiątkę i tak dalej, w nieskończoność. I to jest okej. Te wszystkie próby kategoryzacji to chyba sposób na zaklęcie coraz bardziej jednostkowego doświadczenia w pokoleniowy frazes.

Mówimy bardzo dużo o pokoleniach, a nie zapytałam do tej pory, jak w ogóle układasz się z pokoleniowością. Czy podział na pokolenia nie jest przypadkiem krzywdzący, albo nietrafiony?

- W tekstach o "Taśmach rodzinnych" pojawia się sformułowanie, że jest to powieść pokoleniowa. Moim zdaniem to książka tylko częściowo pokoleniowa, a zdecydowanie bardziej po prostu klasowa. Jasne, istnieje jakaś wspólnota doświadczeń naszego pokolenia. Chcesz powiedzieć: Unia Europejska, śmierć papieża, biały marsz na Błoniach, Erasmus i Open’er. Ale przecież żeby wyjechać na Open'era na studiach, trzeba było mieć przynajmniej tysiaka, jeśli nie dwa. Jak widzisz, konsekwentnie bronię się przed wypowiedziami dotyczącymi całego pokolenia.

"Taśmy rodzinne" są powieścią o rodzinie w nowym, polskim kapitalizmie
"Taśmy rodzinne" są powieścią o rodzinie w nowym, polskim kapitalizmie Ewa Lendomateriały prasowe

W potransformacyjnej Polsce "taśmy" mają określone, polityczne konotacje. W Twojej książce polityki nie ma wcale. To celowy zabieg?

- Chciałem napisać historię, która będzie przede wszystkim o rodzinie w nowym polskim kapitalizmie. Nie padają w niej nazwy partii ani nazwiska polityków, co nie oznacza, że nie jest polityczna. To jednak do jakiegoś stopnia jest rozliczenie z turbokapitalizmem i systemem ustanowionym przez Leszka Balcerowicza i jego akolitów. Swoją drogą, ktoś podesłał mi link do jednego z forów, gdzie toczyła się dyskusja, czy zakończenie "Taśm" jest balcerowiczowskie. Popieram tych, którzy mówią, że nie jest, że przeciwnie! (śmiech).

"Taśmy" podobały mi się także dlatego, że niuansują trudny temat rodziny. Do tej pory rodzinie albo tworzono pomniki, albo (jak np. u Kuczoka) przedstawiano ją w najciemniejszych barwach. Ty nie pozwalasz sobie ani na jedno ani na drugie.

- Dzięki. Wydaje mi się, że doświadczenie bycia w rodzinie rzadko jest jednorodne. Z rodziną spędzamy dużą część naszego życia i trudno o to, by było nam przez cały czas bardzo źle lub tylko najlepiej. W "Taśmach" przeplatają się ze sobą dość dramatyczne momenty z, na przykład, euforyczną sceną wielkich zakupów, kiedy Małysowie są szczęśliwi. Tak chyba wygląda życie (śmiech). A przynajmniej takie znam. W ogóle mam poczucie, że ludzie są bardziej dobrzy niż źli. Jeden czyn nigdy o nas nie świadczy. No i kocham swoich bohaterów. Uważam, że tak trzeba. Inaczej traktuje się ich jak Simsy, klika się na nich i spogląda z góry. Nie chcę takiego spojrzenia.

Bohaterowie przyszli do ciebie najpierw?

- Od początku wiedziałem, że ta książka będzie się tak nazywać i miałem pierwszy obraz: świątecznego odpakowywania prezentów. Historię rozpisałem sobie w konspekcie i wtedy poczułem się trochę pewniej. Później rozszerzałem poszczególne części, rozdziały i fragmenty, by fabułę mieć już zrobioną i skupić się przede wszystkim na samym pisaniu, języku. 

Szczegóły i poboczni bohaterowie odgrywają dla mnie w "Taśmach" olbrzymią rolę. Myślę np. o mamie Łukasza, rozpisanej w kilku zdaniach, która uosabia tęsknotę za prawdą, prostotą, ciepłem, domem.  

- I mama Łukasza jest prawdziwa i babcia Jadzia jest prawdziwa, bo jest moją babcią. One faktycznie uosabiają coś, co nazywamy "prawdą na temat życia". Taka prawda oczywiście nie istnieje, choć wielu z nas pewnie by tego chciało.

Więcej o książce "Taśmy rodzinne" przeczytasz TUTAJ.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas