Samowola na ogromną skalę. Historia najmłodszego zamku w Polsce
"Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu, strzelający nad ogrom królewskich piramid" - mógłby zadeklamować przedsiębiorca i rzeźbiarz Piotr Kazimierczak, gdy rozpoczynał budowę swojego prywatnego zamku w Łapalicach. Miał być on ukoronowaniem jego artystycznych upodobań i symbolem finansowego sukcesu. A jednak w historii powstania tego pałacowego kuriozum co rusz natykamy się na kolejne absurdalne i pechowe wydarzenia.
Choć cegła i beton raczej nie są trwalsze od spiżu, a samej budowli daleko do strzelistości grobowców faraonów, to i tak wedle zgłoszonych planów przyszły zamek w Łapalicach miał być zaledwie domem jednorodzinnym z przyległą pracownią. W 1983 roku artysta rzeźbiarz Piotr Kazimierczak wniósł o wydanie zgody na budowę domu o powierzchni 170 m2 na swojej ziemi we wsi Łapalice i takie pozwolenie otrzymał. Po czym postanowił spełnić swoje największe marzenie i rozpoczął budowę monstrualnego pałacu własnego projektu.
Przeczytaj również: Dom pani Winchester: Pułapka na duchy warta fortunę
Dziś olbrzym ma 12 wież, symbolizujących 12 apostołów, 52 komnaty - tyle, ile tygodni ma rok i 365 pustych otworów okiennych. Budowla pozostaje od ponad 20 lat w stanie surowym otwartym i zajmuje powierzchnię ponad 6 tys. m2.
Swój projekt życia Kazimierczak finansował dzięki smykałce do interesów, która pozwoliła mu dorobić się sporej fortuny, wykonując prace artystyczne między innymi dla niemieckich kościołów. Jego firma działała prężnie, a dokończenie zamku w okolicach Trójmiasta chciał finansować z przyszłych zysków z wyrobów powstałych w nowej hali produkcyjnej w gdańskim Świętym Wojciechu, części miasta.
Niestety, tak jak w skeczu Monty Pythona, gdzie pierwszy zamek zatonął w bagnie, a drugi najpierw spłonął, a potem zatonął w bagnie, również nową inwestycję artysty prześladował pech i urzędnicy.
"Kiedy wybudowałem nowe hale produkcyjne i sprowadziłem nowoczesne linie technologiczne, odmówiono mi dostawy energii. Chyba że wybuduje pan sobie własną trafostację, to wówczas energia będzie - usłyszałem. I tu się zaczęły schody. Wprawdzie dostałem kredyt na taką inwestycję, ale nie miałem na swoim terenie na nią miejsca, więc zaryzykowałem i zbudowałem trafostację na gruncie państwowym. Niestety szybko znaleźli się donosiciele i podnieśli larum w nadzorze budowlanym oraz w banku. Ponieważ jeszcze nie miałem pozwolenia na tę budowę, kredytodawca przysłał mi nakaz zwrotu pieniędzy, które już zainwestowałem. W takiej sytuacji nie mogłem ruszyć z produkcją mebli na dużą skalę i lukratywne kontrakty przepadły" - wspominał Piotr Kazimierczak w wywiadzie udzielonym Piotrowi Cackowskiemu.
Gdy po latach znów chciał wznowić produkcję w Świętym Wojciechu, rozpętała się tym razem dosłowna burza i niedługo po rozpoczęciu prac cała dzielnica miasta została zalana przez falę powodziową. Artysta, wizjoner i biznesmen stracił znów zainwestowane w nowoczesne maszyny pieniądze.
Zobacz także: Willa córki Putina cała w barwach Ukrainy!
Tak też pozbawiony finansowego mecenatu zamek w Łapalicach od wielu lat stoi opuszczony, ale nie samotny. Rokrocznie odwiedzają go setki turystów nie tylko z Trójmiasta i okolic. Spokojnie mijają znak "teren budowy, wstęp surowo wzbroniony" i udają się na zwiedzanie tej ciekawostki.
O jego położeniu informują nawet międzynarodowe przewodniki turystyczne. W 2015 roku fani książek o Harrym Potterze chcieli, z pomocą crownfundingu, zebrać milion złotych, odkupić zamek i "przebranżowić" go na polski Hogwart. I tym razem "biznesowa klątwa" wisząca nad nieruchomością dała o sobie znać i nie udało się zabezpieczyć odpowiednich środków.
W 2020 roku doszło do zmian w lokalnym planie zagospodarowania przestrzennego terenów, na których stoi zamek, co może otworzyć drogę do dokończenia jego budowy z przeznaczeniem na hotel. Jak ostatecznie potoczą się jego losy? Czas pokaże.