Strategia premiera
Przyznam się Państwu od razu, że mój poprzedni felieton miał już być ostatnim, już chciałam ogon podkulić pod siebie i uciec z pola walki jak niepyszna, obrócić tę przygodę w bolesne wspomnienie, żal i poczucie krzywdy w duszy hodować, lecz redaktorzy Interii przekonali mnie, żebym zrezygnowała z ostatniego zdania, w którym grzecznie żegnałam się z Państwem, i raz jeszcze dała sobie szansę.
Lecz nie dołączę do tych, co grzmią, ani co wiatr sieją, pójdę sama pomiędzy żywioły, bo wiem coś, czego inni nie wiedzą: dzięki aferze Begergate udało mi się rozgryźć strategię premiera. To łzy posłanki Beger naprowadziły mnie na właściwy trop i przywróciły wiarę w to, że premier wie, co robi, tylko pozory świadczą przeciw niemu, więc od tych łez zacznę. Dlaczego nazajutrz po słynnych wydarzeniach, stojąc znów po prawicy pana Leppera, który wcześniej odsunął ją od siebie, a teraz, proszę, oddaje należne jej miejsce, posłanka Beger miała łzy w oczach?
Czy dlatego, że jej sukces okazał się mieć wielu ojców, bo i pana Leppera, który głośno przypomniał, że pierwszy mówił o kuszeniu posłów Samoobrony, nie, nie użyję słowa korupcja, bo już wiem, że to semantyczne nadużycie, za które można zostać pozwanym do sądu, choć akurat w Wyszkowie skazuje się za coś przeciwnego, ale wróćmy do sukcesu posłanki, która w świetle fleszy stała po prawicy już nie z kurwikami, lecz ze łzami w oczach, może dlatego, że i panowie Sekielski z Morozowskim do autorstwa sukcesu się przyznali, a co gorsza, pewnie stał za tym układ, a ona była tylko pionkiem, a nie Joanną d'Arc stojącą na czele nowej rewolucji moralnej po skompromitowaniu starej?
Więc może te łzy wynikały z żalu, że moralne zwycięstwo nie tylko jej przypada w udziale, choć wypełniła misję godną Maty Hari, może też z żalu za odrzuconym stanowiskiem sekretarza stanu i kilkoma innymi korzyściami, ale ja skłonna jestem przypuszczać, że były to łzy wzruszenia, że oto ona, odsądzana od czci i wiary, ostatecznie okazała się nie córą marnotrawną, lecz dzielną bojowniczką o ojczyznę czystą i uczciwą. I nawet jeśli miała początkowo jakieś wahania: być albo nie być w Samoobronie?, skorzystać czy nie skorzystać z niemoralnej propozycji?, to z pewnością już o nich nie pamięta i nie wątpi w czystość swoich intencji, o czym świadczy najlepiej niewinna biel jej strojów, włosy rozpuszczone jak u Lady Godivy, zalotny lok nad czołem, bo nawet w roli bojowniczki o ojczyznę nie należy zapominać o kobiecości, pięknie podkreślonej kwiatami i serwetkami w pokoju hotelowym ani o figurze dokładnie takiej, jaką upodobał sobie jej mężczyzna.
Może wyglądać na to, że żartuję sobie z posłanki, lecz akurat w tej sprawie jestem po jej stronie. A niewinność posłanki Beger, jej wiara w to, że ojczyzna była jedynym motywem jej działania, kazała mi uwierzyć, że i w polityce zdarzają się idealiści, a stąd już tylko krok dzielił mnie od odkrycia strategii premiera. Przyznaję, sama jeszcze niedawno myślałam, że premier błądzi. Nawet jego reakcja na smutną prawdę, która w pokoju posłanki Beger wyszła na jaw, nie wzbudziła mojego entuzjazmu. Miałam mu wręcz za złe, że nie widzi w tej prawdzie nic złego, że kota ogonem obraca, zamiast uderzyć się w piersi przywołuje komunistyczną retorykę, mówi o prowokacji i układzie, o wrogu, który czyha, o Ubekistanie, który się broni, a nie o skandalicznym zachowaniu posłów PiS.
Premier, który tyle razy już mówił o rozwiązaniu Sejmu, teraz nawet o zwołaniu go nie chce słyszeć, bo po co Sejm, gdy on w nim nie ma większości? I jeszcze ten wiec ze szkalowaniem przeciwników, wrzucaniem wszystkich, którzy nie są z nami, do jednego worka z napisem: postkomuna, szara sieć oraz ZOMO, wszystko razem sprawiało wrażenie, że szczytny cel utrzymania się przy władzy uświęca wszelkie środki. Ale czy to o władzę premierowi chodzi? Patrząc w wilgotne oczy wzruszonej swoją postawą posłanki Beger, zrozumiałam, że chodzi mu wyłącznie o dobro narodu.
Nie od dziś wiadomo, że premier ma poczucie misji dziejowej. Chce stworzyć państwo tanie, solidarne i uczciwe, w którym ludziom dobrze się żyje, bo rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Ale kiedy to się nie udaje, kiedy wychodzi na jaw, że PiS nie jest lepszy od innych i stosuje niecne metody, czy nie pora uznać, że gra jest skończona? Cynik pewnie by uznał, lecz nie idealista przekonany o swojej misji dziejowej.
Przyznaję, nie doceniałam premiera. Bo co jest naszą największą bolączką? Ciągłe kłótnie, awantury, spory, nie można nawet zbudować koalicji większościowej. W tej sytuacji jakie jest najważniejsze zadanie przywódcy? Zjednoczyć naród, to jasne. Premier wie o tym i prędzej siebie poświęci, niż zaniecha osiągnięcia celu. Tak, proszę Państwa, premier nie błądzi, lecz z żelazną konsekwencją buduje IV RP. Bo kiedy już cały naród przeciwko PiS się zjednoczy, zamiast kłócić się, oskarżać wzajemnie i kompromitować, będziemy mogli w końcu wziąć się do roboty. Czy nie o to premierowi chodzi?
Hanna Samson