Stygmatyczka oskarżona o "mistyczne oszustwo". Kim była Marta Robin?

O Marcie Robin mówi się jako o największej mistyczce i stygmatyczce XX wieku. Kobieta w każdy piątek miała przeżywać mękę podobną do tej, której Jezus doświadczył na krzyżu. Świat nauki najbardziej dziwi jednak fakt, że jedynym pokarmem, którym miała żywić się mistyczka przez 50 lat była hostia. Od 1986 roku toczy się proces beatyfikacyjny Marty Robin. Niedawno pojawiły się jednak wątpliwości, czy kobieta rzeczywiście zasłużyła na wyniesienie na ołtarze.

Marta Robin - manipulatorka czy mistyczka?
Marta Robin - manipulatorka czy mistyczka?Facebook

Przez 50 lat miała jeść tylko hostię. Kim była Marta Robin?

Marta Robin urodziła się w 1902 roku w niewielkiej miejscowości Châteauneuf-de-Galaure, położonej we Francji. Była najmłodsza spośród sześciorga rodzeństwa. Rodzice dziewczyny żyli niezwykle skromnie - prowadzili gospodarstwo rolne.

W 1903 roku francuski region, w którym położona jest miejscowość Châteauneuf-de-Galaure, nawiedziła epidemia tyfusu. Mnóstwo ludzi zmarło w wyniku choroby zakaźnej. Marta również zachorowała, jednak dziewczynkę udało się uratować. Chociaż przeżyła, znacząco podupadła na zdrowiu - Robin od tej pory była o wiele słabsza. Gdy odrobinę podrosła, spędzała czas głównie na modlitwie. Jako nastolatka złożyła akt całkowitego zawierzenia się Bogu - tak zwane "zaślubiny".

Życie Marty Robin całkowicie zmieniło się jednak w 1918 roku. Szesnastoletnia wówczas dziewczynka zaczęła cierpieć na niewyobrażalne bóle głowy. Migreny wzmagały się przez kilka miesięcy. W  listopadzie, podczas wykonywania codziennych czynności, Marta straciła przytomność. Dziewczynka zapadła w śpiączkę, która trwała aż 20 miesięcy. Po tym czasie Marta przebudziła się i zaczęła - jak gdyby nigdy nic - rozmawiać z osobami obecnymi w pomieszczeniu. Lekarze nie umieli rozpoznać przyczyny tak dziwnego stanu. Dziecko uznało więc chorobę za działanie Boga. Utrata przytomności, zdaniem Marty Robin, miała być "śpiączką mistyczną".

Mimo nagłego przebudzenia Marta nie odzyskała zdrowia w pełni. Wkrótce zdiagnozowano u nastolatki postępujący paraliż kończyn dolnych i górnych. Tajemnicza choroba nasilała się bardzo szybko. Całkowite unieruchomienie ciała miało spowodować, że dziewczyna nie mogła przyjmować żadnych pokarmów - połykać jedzenia oraz picia.

Lekarze rozkładali bezradnie ręce. Rodzice byli pewni, że ich dziecko wkrótce umrze, bo organizm nie poradzi sobie bez pożywienia. Tak się jednak nie stało.

Dziewczyna nie jadła i nie piła, a mimo to wciąż miała siłę. Lekarz, który zajmował się Martą Robin, doktor Couchoud, dostrzegł niezwykłą zależność. Specjalistę zdumiewało to, że kobieta mimo blokady mięśni przełyku przyjmuje komunię świętą.  Marta nie połykała hostii, ale opłatek w jej ustach miał rozpuszczać się i momentalnie znikać.

Po przyjęciu sakramentu wpadała w euforię. Kobieta wydawała się radosna i pogodzona ze swoim losem. "Kiedy przyjmuję komunię świętą, to dzieje się to tak, jak gdyby żywa osoba wchodziła we mnie... Zwilżają mi się usta, ale niczego nie mogę przełknąć. Hostia wnika we mnie, lecz ja sama nie wiem jak" - miała powiedzieć Marta po przyjęciu sakramentu.

Mam ochotę krzyczeć do tych wszystkich, którzy ciągle mnie pytają, czy ja rzeczywiście nic nie jem, mówiąc im, że ja jem więcej niż oni, ponieważ karmię się Eucharystią Ciała i Krwi Pana Jezusa. Chcę im powiedzieć, że to oni sami blokują w sobie efekty tego pokarmu.

To jednak nie koniec dziwnych i trudnych do wyjaśnienia zjawisk, których za życia miała zaznać Marta Robin. Według relacji świadków - głównie rodziców kobiety - miała ona już od najmłodszych lat doświadczać prywatnych objawień. Z kolei w 1930 roku na ciele Marty miały pojawić się stygmaty. Kobieta podczas codziennej modlitwy miała zobaczyć dziwne kształty. Określiła je "ostrzami światła".

Jezus poprosił mnie najpierw, abym ofiarowała swoje ręce. Wydawało mi się, że grot strzały wyszedł z Jego Serca i że rozdzielił się na dwa promienie, aby każdy przebił jedną z moich rąk. Lecz w tym samym czasie ręce moje zostały przebite jakby od wewnątrz
miała powiedzieć Marta Robin.

Rok później Marta Robin zaczęła doświadczać niesamowitego bólu. Cierpienie powracało do niej w każdy piątek. Wówczas na głowie kobiety miały pojawiać się także krwawe ślady. Stygmaty miały obficie krwawić - co ze względu na to, że kobieta nie przyjmowała  pożywienia - było wyjątkowo trudne do wytłumaczenia. "Eloi, Eloi lama sabachtani" - krzyczała wówczas Marta.

Utrzymywanie się przy życiu mimo rzekomego braku pożywienia, krwawe ślady i trudne do wytłumaczenia bóle pojawiające się zawsze w ten sam dzień sprawiły, że miejscowa ludność uznała Martę za wysłanniczkę Boga. Do domu kobiety przybywały osoby, które chciały przez modlitwę z Robin wyprosić potrzebne łaski. Robin udzielała duchowych rad gościom - wierzyła, że jest powołana do świętości.

Mimo licznych kłopotów ze zdrowiem Marta Rabin dożyła dojrzałego wieku. Zmarła w 1981 roku. Na prośbę Marty powstały "Ogniska Miłości" - stowarzyszenie, które dziś działa w 40 krajach, w tym w Polsce.

Marta Robin: zaplanowała swoją beatyfikację?

Rzekomo naznaczone cierpieniem życie Marty Robin sprawiło, że Kościół katolicki w 1986 roku rozpoczął proces jej beatyfikacji. Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku - papież Franciszek wyraził zgodę na ogłoszenie heroiczności cnót "mistyczki". Na drodze do beatyfikacji Robin pojawiła się jednak kilka lat temu niespotykana przeszkoda.

Conrad De Meestera na zlecenie Stolicy Apostolskiej badał temat objawień Marty Robin. Autor po zapoznaniu się z pismami kobiety i resztą dokumentacji uznał, że rzekoma mistyczka przez cały czas... udawała. W książce "Mistyczne oszustwo Marthy Robin" zarzucił jej plagiat objawień i liczne oszustwa.

Według De Meestery, Marta Robin miała starannie zaplanować swoją beatyfikację - stworzyć plan i wykorzystać treść pism innych mistyków, by go zrealizować. Belgijski karmelita uważa, że kobieta kłamała w sprawie żywienia się wyłącznie hostią i potajemnie przyjmowała inny pokarm, który utrzymywał ją przy życiu. Jeśli natomiast chodzi o stygmaty - De Meestera jest zdania, że Marta Robin mogła celowo brudzić się krwią innych osób.

Paraliż mistyczki także miał być jedynie wymysłem. By jej plan się powiódł, Marta miała udawać chorą i cierpiącą. Kobieta - zdaniem De Meestera - wykorzystywała naiwność lekarz i manipulowała lokalnymi duchowymi, którzy bardzo pragnęli cudu.  Chociaż 20-miesięczna utrata przytomności Marty rzeczywiście miała miejsce, obecnie - ze względu na postęp medycyny - można przypuszczać, że Robin cierpiała na wirusowe zapalenie mózgu. Nie była to więc "śpiączka mistyczna".

Książka ojca De Meestera to duża przeszkoda na drodze do beatyfikacji. Zdanie duchownego może przyczynić się nawet do wstrzymania procesu.

W niebie mogą zaczekać. 118 urodziny siostry AndreAFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas