Świetlisty fenomen na północy Rosji. Przyczyna wciąż jest nieznana

Mieszkańcy Środkowej Syberii od zawsze widywali błędne ognie błąkające się pośród pni i zarośli Tajgi. Tuwańczycy mówili o nich dżałkyn bałkasz — błotne błyskawice. Co jeszcze bardziej zagadkowe, "zabłąkane światła" zdają się mieć swoją "stolicę" — miasto Tajszet w obwodzie irkuckim.

Tajemnica świateł w tajdze pozostaje niewyjaśniona
Tajemnica świateł w tajdze pozostaje niewyjaśniona123RF/PICSEL

Tajszet wybudowano w XVIII wieku siłami więźniów zesłanych do Środkowej Syberii. Od powstania miasta lokalne kroniki roją się od spisanych obserwacji dziwnych świateł i bagiennych ogników podróżujących po okolicy. Okoliczni mieszkańcy często widywali zagadkowych gości, a zjawiska te nasiliły się jeszcze na początku XXI wieku. Wielu ma swoje teorie na temat ich prawdziwej istoty.

Jedni uważają, że są to dusze zabitych więźniów łagrów, bardzo licznych w terenie pomiędzy Tajszetem a pobliskim miastem Brack. W straszliwych warunkach budowali oni tu nie tylko osady, ale i część kolei transsyberyjskiej, której początek bierze tutaj odnoga jej północnej magistrali. Rdzenna ludność zamieszkująca dorzecze górnej Biriusy, nad którą położony jest Tajszet, od wieków mówi o zjawisku dżałkyn bałkasz, czyli błotne błyskawice.

Wedle podań tych plemion bagiennymi ognikami stawały się dusze szamanów, którzy wyruszyli w zaświaty i zagubili drogę powrotną. Inne legendy z Tuwy wspominają o straszliwej masakrze ludności dokonanej tu jeszcze przez Dżyngis-chana. Z morza krwi, która spłynęło w Tajgę, miał narodzić się właśnie ten świetlisty fenomen. Niezależnie od prawdziwej przyczyny, jaka stoi za tym zjawiskiem, zagadkowy temat jest dla mieszkańców Tajszetu czymś zupełnie codziennym, z którym prawie każdy mieszkaniec miał osobiste doświadczenie.


Spotkania na drodze

Mieszkańcy okolic Tajszetu często widywali zagadkowych gości
Mieszkańcy okolic Tajszetu często widywali zagadkowych gości123RF/PICSEL

W tekście "Światła w Tajdze" opublikowanym na łamach "Kuriera Galicyjskiego" Wojciech Grzelak przytacza wiele wypowiedzi osób, które w okolicach Tajszetu przeżyły spotkanie z błędnymi ognikami i często znalazły się z tego powodu w dużym niebezpieczeństwie.

Ze względu na specyfikę swojego zawodu częstymi świadkami syberyjskiego fenomenu są dalniebojszczycy — kierowcy przemierzający tysiące kilometrów trasą AH6, zwaną autostradą transsyberyjską.

Niejednego z nich błędne ognie, brane przez zmęczonych kierowców za światła innego pojazdu, prowadzące ich we mgle, skierowały z szosy wprost w bagna rozciągające się w okolicy Tajszetu.

"Było parę minut po północy, widoczność na drodze słaba z powodu mgły. Od dłuższego czasu nie spotkałem żadnego pojazdu; nagle zobaczyłem w dali przed sobą czerwonawy świecący punkt, wyglądał jak lampa pozycyjna motocykla. Znajdował się bowiem na tej wysokości, co zwykle w jednośladach. Sylwetki motoru wprawdzie nie widziałem, ale przy takiej pogodzie było to niemożliwe. Zbliżyłem się, wtedy ruszył i zaczął się posuwać z taką samą jak moją prędkością. Odległość między nami wynosiła może pięćdziesiąt metrów. Nie wyprzedzałem, bo byłem zmęczony, a taki "przewodnik" znakomicie ułatwiał jazdę we mgle. Nacisnąłem na hamulec dopiero wtedy, gdy poczułem, że pod przednimi kołami nie ma szosy. Ciężarówka wjechała w bagno głębokie w tym miejscu na metr. Popatrzyłem przed siebie: światełko spokojnie płynęło nad topielą i oddalało się w głąb moczarów" - takie zeznanie Iwana Kozłowa przytacza w swoim tekście Wojciech Grzelak. Dodaje, że w ciągu roku jeszcze trzech kierowców pracujących z Kozłowem miało w tym samym miejscu i w podobnych warunkach identyczne wypadki.

Zachowanie ogników ukazujących się w okolicy Tajszetu jest różnorodne. Niektóre podróżują, przemieszczają się, nawet rzucają się w stronę ludzi — choć nie powodują żadnych obrażeń takim nagłym "atakiem", poza napędzeniem strachu ofierze. Inne ogniki potrafią trwać w jednym miejscu przez bardzo długi czas, lub tygodniami zjawiać się o danej porze.

Jedna z mieszkanek podtajszeńskiej wsi Kamyszlejewka Głafira Zubakina wspomina, że grupa ogników regularnie oświetlała polanę, na której dokonywano rozstrzelań więźniów Ozierłagu (Jeziornego obozu) i zniknęła dopiero po kilku tygodniach modlitw okolicznych mieszkańców, połączonych z kropieniem polany wodą święconą.

Ignis fatuus - ogień głupców

Zjawisko tajemniczych ogników znane jest od wieków
Zjawisko tajemniczych ogników znane jest od wieków123RF/PICSEL

Tajemnicze zjawisko bagiennych ogników znane jest od setek lat na całym świecie. W irlandzkim folklorze zwane są canhywallan cyrth, czyli trupie świece, Australijczycy mówią o nich światełka Quinna, a ich łacińska nazwa brzmi ignis fatuus  - ogień głupców.

Niejeden badacz na przestrzeni wieków starał się poznać ich tajemnicę. Aktualnie najbardziej racjonalnym wytłumaczeniem jest takie, że bagienne ogniki, to gazy powstałe z rozkładu roślin i zwierząt, które ulegają samoistnemu zapłonowi. Czy jest to jednak ostateczne rozwiązanie tej zagadki?

Zdanowicz pomiędzy wersami. Odc. 31: Patryk GalewskiINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas