Świeże ryby w nadmorskich smażalniach? Uważaj. Banery nie zawsze mówią prawdę
Świeży dorsz w chrupiącej panierce podany z frytkami i soczystą surówką - wielu turystów tak wyobraża sobie idealny posiłek nad Bałtykiem. Niektóre smażalnie kuszą przyjezdnych szeroką ofertą ryb w menu. Oprócz dorsza oferują także flądry i morszczuki, mintaje i turboty. Tymczasem w Morzu Bałtyckim ryb brakuje. W barach i restauracjach podawane są więc głównie mrożonki.
Nadbałtyckie bary i restauracje zapraszają turystów na świeżą rybkę. Zachęcają chwytliwymi sloganami i gwarantują wysoką jakość. W rzeczywistości jednak nad polskim morzem zjedzenie świeżej ryby graniczy z cudem. Zdecydowana większość smażalni podaje klientom produkty mrożone, które nawet nigdy nie pływały w Bałtyku. Przybyły do naszego kraju z dalekich wód Morza Śródziemnego lub Oceanu Spokojnego. Zanim trafiły na stoły, tygodnie spędziły transportowane w zamrażarkach. Właściwie niczym nie różnią się od ryb dostępnych w sklepach, które możemy kupić w znacznie niższych cenach.
Dlaczego nadmorskie smażalnie nie serwują przyjezdnym świeżych ryb? Nie wynika to z niechęci. Ryb w Bałtyku po prostu brakuje. "Bałtyk jest morzem przełowionym, małym, mało słonym. Większość ryb, które są oferowane w naszych nadmorskich kurortach, po prostu nie pochodzi z Bałtyku. Ale jeśli smażalnie mówią, że są tam świeże ryby - a tak naprawdę ich tam nie ma - to można mieć żal do właściciela. To jest kłamstwo" - tłumaczył Robert Makłowicz w 2021 roku w rozmowie z serwisem Money.pl. "Jeśli ktoś myśli, że zje rybę z frytkami za 10 zł, to się po prostu myli. Ryby stały się towarem luksusowym, zwłaszcza te świeże" - dodał krytyk kulinarny, jednocześnie nawiązując do "paragonów grozy", które od zeszłego lata publikują internauci w mediach społecznościowych.
Świeży dorsz? Nad Bałtykiem to raczej niemożliwe
Świeży dorsz w chrupiącej panierce? Nad Morzem Bałtyckim trudno wyobrazić sobie bardziej wakacyjny obiad. Dorsz to bowiem jedna z ulubionych ryb Polaków - charakteryzuje ją delikatny smak i aromat. Nadmorskie smażalnie zachęcają turystów hasłami: "Tu zjesz ryby prosto z rybackiego kutra", a w kartach dań królują właśnie dorsze. Tymczasem w 2019 roku Komisja Europejska ustanowiła środki nadzwyczajne w celu zmniejszenia zagrożenia dla stada dorsza atlantyckiego ze wschodniej części Morza Bałtyckiego.
"Załamanie się tego stada dorsza miałoby katastrofalne skutki dla źródeł utrzymania wielu rybaków i społeczności nadbrzeżnych w regionie Morza Bałtyckiego. Musimy pilnie podjąć działania na rzecz odbudowania tego stada w interesie zarówno ryb, jak i rybaków. Oznacza to szybkie reagowanie na bezpośrednie zagrożenie za pomocą środków nadzwyczajnych podejmowanych przez Komisję. Oznacza to również zarządzanie stadem - i siedliskiem, w którym ono żyje - w sposób właściwy w perspektywie długoterminowej" - zaznaczył wówczas komisarz ds. środowiska, polityki morskiej i rybołówstwa Karmenu Vella.
Zakaz do tej pory nie został anulowany i wszystko wskazuje na to, że zostanie podtrzymany także w 2023 roku. Rekomenduje to bowiem Międzynarodowa Rada Badań Morza (ICES) w opublikowanym na początku czerwca zaleceniu dotyczące połowów ryb w Bałtyku w przyszłym roku. W związku z tym zjedzenie nad polskim morzem ulubionego dorsza z porannego połowy jest raczej niemożliwe. Od 2022 roku obowiązuje również zakaz połowu bałtyckiej odmiany łososia atlantyckiego.
Śledzia w Bałtyku również brakuje...
Rada UE chcąc skupić się na odbudowie stad ryb w Morzu Bałtyckim, zawarła w 2021 roku porozumienie w sprawie uprawnień do połowów w 2022 roku. Całkowity dopuszczalny połów ograniczono również w przypadku śledzia. Wzięto pod uwagę środkową i zachodnią części Morza Bałtyckiego.
"Jak pokazują badania oraz efekty samych połowów nie "żyje" mu się najlepiej. Zmieniające się warunki środowiska, ocieplenie klimatu, spadek zasolenia, presja połowowa prowadzą do tego, że stan śledzia w Morzu Bałtyckim, z wyjątkiem Zatoki Ryskiej, jest zły i nie zapewnia reprodukcji na bezpiecznym poziomie" - tłumaczą pracownicy Stacji Morskiej im. Profesora Krzysztofa Skóry Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Helu w rozmowie z "naTemat".
Flądra w smażalni nad Bałtykiem? Też głównie mrożona
Skoro w smażalniach na próżno szukać świeżego dorsza z Bałtyku, a śledzie także zdarzają się niezwykle rzadko, to na jaką rybę warto zdecydować się wybierając obiad? Restauracje często oferują przyjezdnym flądrę, nazywaną również stornią. Delikatne i soczyste mięso o specyficznym maślanym posmaku kusi wielu przyjezdnych. Mimo intensywnych połowów populacja flądry w Morzu Bałtyckim wciąż jest całkiem spora - zmniejsza się jednak, na co zwracają uwagę eksperci. W dodatku okres ochronny flądry trwa od lutego do maja. W związku z tym, w miesiącach letnich można napotkać rzeczywiście świeże flądry.
Robert Makłowicz w rozmowie z Money.pl zaznaczył jednak, że co do świeżości flądry w polskich nadmorskich barach także możemy mieć wątpliwości. "Dziwię się ludziom, którzy narzekają, że podają im rybę mrożoną w smażalni. A jaką mieli podać? Skąd oni wezmą miliony fląder z Bałtyku?" - zaznaczył krytyk kulinarny. Podkreślił także, że świeże flądry nie zawsze zaspokajają oczekiwania turystów." Bałtyckie flądry są niestety maluteńkie. Często jedna taka flądra to za mało na jedną osobę" - dodał. Za niewielki przysmak turyści zmuszeni się zapłacić wysoką cenę.
***
Zobacz również: