Synonim luksusu, na który stać było niewielu. Zakupy w tym miejscu były prawdziwym marzeniem

W czasach PRL-u był synonimem luksusu, na który stać było niewielu. Nazywano go nawet przedsionkiem raju, w którym zakupy mogli zrobić tylko ci, którzy mieli dostęp do walut i bonów. Cała rzesza pozostałych mogła o tym jedynie marzyć. Baltona, kultowy sklep z PRL-u, wraca na mapę Krakowa.

Sklepy Baltona w czasach PRL-u były prawdziwym synonimem luksusu
Sklepy Baltona w czasach PRL-u były prawdziwym synonimem luksusuJerzy WoropińskiAgencja FORUM

W czasach, kiedy w Polsce sklepowe półki świeciły pustkami, tam można było dostać towary, o których "zwykły Kowalski" mógł jedynie pomarzyć. Przepustką do raju były dewizy lub charakterystyczne bony z marynarzem. Dzierżąc je w dłoni można było przenieść się, dosłownie, do świata luksusowych zakupów.

Podczas gdy jedni mogli zaopatrzyć się tam w parę modnych dżinsów, przed innymi luksusowy sklep otwierał, za sprawą niedostępnych w innych miejscach zagranicznych produktów, możliwości organizacji wystawniejszych imienin lub świąt. Dla całej rzeszy Polaków Baltona była jednak synonimem nieosiągalnego luksusu, za "firankę" którego zajrzeć mogli tylko najbogatsi.

PRL-owski synonim luksusu. Tak zaczynała Baltona

Baltona swoją działalność rozpoczęła na dobre w 1946 roku, funkcjonując od tamtego czasu jako spółka zajmująca się zaopatrywaniem w żywność statków pływających po Bałtyku. Na rozwój firmy nie trzeba było jednak długo czekać. Zaledwie trzy lata później nastąpił ogromny przełom w historii spółki, mocno wpływając na jej dalsze losy. Minister żeglugi Adam Rapacki przekształcił ją wówczas w Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego, składając na barkach Baltony wyłączność na dostarczanie towarów przemysłowych polskim statkom i placówkom dyplomatycznym.

Od 1977 roku przedsiębiorstwo działało jako centrala handlu zagranicznego, prowadząc działalność eksportową na tzw. małe rynki - do Watykanu, na Wyspy Kanaryjskie, Maltę czy Wyspy Karaibskie.

Sklepy "Baltony" szybko stały się prawdziwą ikoną PRL-u, dostępną jednak wyłącznie dla wybranych. Umożliwiały bowiem wówczas zakupy towarów importowanych tym osobom, które zatrudnione były za granicą i otrzymywały wynagrodzenie lub zaledwie jego część w dewizach (dewizy to potoczna nazwa walut wymienialnych, odnosząca się do walut krajów kapitalistycznych z dolarem na czele, które podlegały pełnej wymienialności - zarówno pomiędzy sobą, jak i na waluty krajów Bloku Wschodniego - przyp. red.).

Na potrzeby Baltony drukowano wówczas bony baltonowskie, czyli Marynarskie Bony Towarowe, których wartość podawana była w dolarach USA. Te wypłacane były kolejno uprawnionym osobom w ramach tzw. dodatku dewizowego, przysługującego podczas podróży zagranicznych. Liczyć mogli na nie szczególnie marynarze, rybacy, pracownicy zatrudnieni na kontraktach dewizowych, dyplomaci czy personel latający LOT-u.

Luksusowe zakupy? Tutaj półki aż uginały się od nadmiaru towaru

Pierwsze sklepy Baltony, z których korzystać mogli marynarze oraz ich rodziny, otwarto w Gdyni, Szczecinie, Świnoujściu i Gdańsku. Były tak wyjątkowe, że pierwszych klientów zapraszano do środka w towarzystwie dygnitarzy, wręczając im upominki.

Podczas gdy wiele sklepowych półek w czasach PRL-u świeciło pustkami, Baltona, obok Pewexu, była miejscem, w którym można było dostać niedostępne gdzie indziej, nie tylko zagraniczne, ale również rodzime produkty - od alkoholi, przez papierosy, ubrania, sprzęt RTV i AGD, aż po kosmetyki. "Synonim luksusu", jak nazywano Baltonę, produkował również własne konserwy, słodycze czy pieczywo, które, charakteryzując się długim okresem trwałości, cieszyły się wyjątkowym uznaniem.

Sporą wagę przykładano jednocześnie do reklamy oraz gadżetów promujących. Słynne logo z marynarzem, zaprojektowane w 1973 roku, pojawiało się nie tylko na reklamówkach, ale też na zapałkach, popielniczkach, kartach do gry czy szklankach. Luksusowe towary, które znaleźć można było na sklepowych półkach Baltony, z czasem stały się nawet bohaterem prześmiewczych haseł. "W trumnie z Baltony wyglądasz jak żywy" - brzmiało jedno z nich, które w latach 80. XX wieku pojawiało się na murach w wielu polskich miastach.

Zakupy tylko dla najbogatszych. Wielki powrót

Legenda przez duże L. Baltona, nawet po latach, wzbudza w Polakach, w szczególności tych dorastających i wychowujących się w PRL-u, ogromny sentyment i wspomnienia. Towary, które można było tam kupić, miały bowiem rozjaśniać nieco PRL-owską, szarą rzeczywistość. Tak też się działo. Ale do czasu.

Wraz z nastaniem kapitalizmu wszystkie sklepy na nowo zapełniły się niezbędnymi produktami, sprawiając, że to, co dla wielu było dotąd niedostępne, stało się chlebem powszednim. O Baltonie zrobiło się cicho. Popularna marka z PRL-u nie dała jednak o sobie zupełnie zapomnieć.

Sklepy Baltona spotkać można dziś w strefach wolnocłowych wielu polskich lotnisk
Sklepy Baltona spotkać można dziś w strefach wolnocłowych wielu polskich lotniskWojciech Olkusnik/East NewsEast News

W 1993 roku Baltona rozpoczęła działalność na warszawskim Okęciu, otwierając tam pierwszy sklep wolnocłowy w okresie wolnego rynku. Wkrótce sieć wkroczyła również na porty lotnicze we Wrocławiu czy Katowicach, otwierając swoje filie także za granicą - w wybranych portach we Francji, Estonii, Rumunii, Włoszech i na Ukrainie. W 2020 roku firma stanęła co prawda na skraju bankructwa, jednak dziś Baltona poprawia wyniki finansowe, sukcesywnie umacniając swoją pozycję na polskim rynku.

Teraz kultowy sklep z czasów PRL-u rozgości się również w krakowskich Balicach. Otwarcie Baltony, w której kupić będzie można zarówno towary światowych marek, jak i małopolskie produkty regionalne, zaplanowano na marzec 2024 roku.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas