Ten system rodzi się w bólach. Oto jak wygląda psychiatria dziecięca

Psychiatrię dzieci i młodzieży od lat opisuje tylko jedno słowo: kryzys. Ten stan rzeczy ma zmieniać trwająca od 2018 roku reforma, która gruntownie przebudowuje system wsparcia psychicznego dla najmłodszych. Według zapowiedzi ministra zdrowia Adama Niedzielskiego sprzed roku, dziś powinniśmy już być w tym obszarze "w innym świecie". Rzeczywistość jednak wciąż nie wygląda dobrze, a dane na temat zdrowia psychicznego dzieci i nastolatków są alarmujące.

Coraz więcej dzieci potrzebuje wsparcia psychicznego i psychiatrycznego
Coraz więcej dzieci potrzebuje wsparcia psychicznego i psychiatrycznego123RF/PICSEL

W psychiatrii dzieci i młodzieży w Polsce brakuje: profilaktyki zdrowia psychicznego, pieniędzy, kadry lekarskiej, równomiernego rozmieszczenia lekarzy psychiatrów, szpitalnych oddziałów psychiatrycznych i oddziałów dziennych - alarmował we wrześniu 2020 roku NIK w przygotowanym raporcie o psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej w latach 2017-2019.

"Psychiatria dziecięca od dawna nazywana jest kopciuszkiem medycyny, a liczne trudności towarzyszą jej nieprzerwanie od lat" - powiedziała kilka miesięcy po raporcie, w styczniu 2021 roku, dr hab. nauk medycznych Barbara Remberk, ówczesna krajowa konsultantka w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, w wywiadzie dla Pulsu Medycyny.

W tym samym czasie sejmowa Komisja Finansów Publicznych odrzuciła poprawkę do ustawy budżetowej. Poprawka przewidywała przekazanie dodatkowych 80 mln zł na psychiatrię dziecięcą. Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski podczas błyskawicznie zorganizowanej konferencji prasowej, zapowiedzieli inwestycje w wysokości powyżej 220 mld złotych i mówili o trwającej reformie systemu psychiatrii dzieci i młodzieży.

"W perspektywie roku będziemy w zupełnie innym świecie w psychiatrii dziecięcej, gdzie każde dziecko, młoda osoba, rodzic będzie wiedział, że w każdym powiecie może zgłosić się do lokalnego ośrodka ze swoimi problemami czy problemami swoich dzieci"

- mówił podczas tamtej konferencji minister zdrowia.

Od tamtych słów minęło 405 dni. Mamy już ten inny świat?

Trzy poziomy referencyjności. Oto plan na psychiatrię dziecięcą

- Ja tej reformie bardzo kibicuję - podkreśla Lucyna Kicińska, certyfikowana suicydolożka PTS i koordynatorka strefy pomocy serwisu Życie warte jest rozmowy. - I bardzo wierzę w model środowiskowy.

Te słowa jak mantrę powtarzają wszyscy eksperci. Pełnomocniczka do spraw reformy psychiatrii dzieci i młodzieży, prof. Małgorzata Janas-Kozik, podkreśla, że chodzi tu przede wszystkim o zdeinstytucjonalizowanie psychiatrii dzieci i młodzieży. "Przenieść całą opiekę psychiatryczną, medyczną, ale głównie psychoterapeutyczną, jak najbliżej środowiska dziecka, jego rodziny, ale objąć również pomocą szkołę, pomoc społeczną. Tak żeby środowisko, w którym jest rodzina i dziecko, jak najlepiej mogło funkcjonować tam, gdzie są jego korzenie, a nie w instytucji" - opisuje w jednym z wywiadów.

To główne założenie trwającej formalnie od 2018, a nieformalnie od 2017 roku, reformy psychiatrii dziecięcej. Zakłada ona całkowitą przebudowę systemu i przejście z myślenia "szpitalocentrycznego" na model środowiskowy wpisany w trzy poziomy referencyjności, zbudowany na kształt piramidy.

Podstawę, czyli I poziom stanowią Ośrodki Środowiskowej Opieki Psychologicznej i Psychoterapeutycznej Dzieci i Młodzieży, w których pracują psychologowie, psychoterapeuci i terapeuci środowiskowi. Tam mogą zwracać się osoby szukające wsparcia, by jak najwcześniej zażegnać kryzys, który nie wymaga diagnozy psychiatrycznej ani farmakoterapii. Jak najbliżej miejsca zamieszkania, jak najszybciej, bez skierowania. Co istotne, według planów Ministerstwa Zdrowia, ośrodek I poziomu powinien funkcjonować w każdym powiecie lub grupie powiatów, a jego pracownicy - współpracować ze środowiskiem lokalnym, szczególnie ze szkołą i poradniami psychologiczno-pedagogicznymi.

Na II poziomie referencyjności są Centra Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży, przeznaczone dla pacjentów wymagających intensywniejszej opieki. W ośrodkach na tym poziomie oprócz psychologów i psychoterapeutów, pracować mają również lekarze psychiatrzy. Mają tam działać także oddziały dzienne i zespoły leczenia środowiskowego. Centrum Zdrowia Psychicznego powinno być jedno na kilka sąsiadujących powiatów.

Najwyższy poziom referencyjności stanowią natomiast Ośrodki Wysokospecjalistycznej Całodobowej Opieki Psychiatrycznej. Innymi słowy - szpitale i oddziały psychiatryczne. Realizują one planowe przyjęcia, a także przyjmują pacjentów w sytuacjach nagłych, w stanie zagrożenia zdrowia i życia. Jak zakłada Ministerstwo Zdrowia, na każde województwo powinna funkcjonować co najmniej jedna placówka III poziomu.

Niedostępność. 83 ośrodki w mazowieckim, w lubuskim tylko 6

Potrzebujących pomocy wciąż jest więcej niż miejsc w szpitalach
Potrzebujących pomocy wciąż jest więcej niż miejsc w szpitalach123RF/PICSEL

- Ten model ma sens, bo im wcześniej pomożemy dziecku, tym mniej ono będzie cierpieć. Szybciej zaopiekowane nie będzie musiało wchodzić w opiekę psychiatryczną, a biorąc pod uwagę, ilu mamy psychiatrów dzieci i młodzieży, oczekiwania, że będziemy w stanie na III poziomie odpowiedzieć na morze potrzeb pacjentów są z góry skazane na porażkę. Tak więc ja naprawdę kibicuję tej reformie - wyjaśnia Lucyna Kicińska. - Ale patrząc na to, jak te ośrodki są otwierane, ile ich jest aktualnie i jaka jest świadomość społeczna na temat ich istnienia, niestety, mamy bardzo dużo do zrobienia.

Według danych z 10 lutego 2022 roku otwartych jest 345 ośrodków z I poziomu referencyjnego. Problem w tym, że są one bardzo nierównomiernie rozłożone pod względem województw. Najwięcej zostało otwartych w województwie mazowieckim - to 83 placówki. Najmniej jest w lubuskim, gdzie funkcjonuje ich zaledwie sześć. Cztery województwa - lubuskie, opolskie, świętokrzyskie i zachodniopomorskie - mają ich mniej niż 10. Trzy województwa, które mają najmniej czynnych ośrodków w kraju łącznie mają ich mniej niż sama Warszawa. W niej działa już 28 miejsc.

- Mapa tych ośrodków powinna nas bardzo zaalarmować. Trudno nawet mówić, żeby była ona skoncentrowana wokół dużych miast, bo chociaż w mazowieckim mamy 83, to w drugim z kolei śląskim już tylko 33, a w małopolskim 30. Wielkopolskie ma 15 ośrodków, tylko dwa z nich zlokalizowane są w Poznaniu. I co się dzieje, że z opolskiego czy świętokrzyskiego tak mało placówek ubiega się o kontrakty z NFZ? - pyta Kicińska.

Nieświadomość. Rodzice nie wiedzą o powstających ośrodkach

Dla mieszkańców niektórych województw droga do zapowiadanych przez ministerstwo ośrodków I poziomu w każdym powiecie jest więc jeszcze daleka. Inni - mieszkańcy Warszawy czy Krakowa - mają do pomocy psychologicznej bliżej, jednak nawet tu sytuacja nie jest idealna. Świadomość istnienia placówek środowiskowych jest niewielka.

- Pracuję w serwisie Życie warte jest rozmowy, który działa dzięki finansowaniu PZU, gdzie mogą pisać m. in. rodzice dzieci w kryzysie emocjonalnym i suicydalnym. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby jakikolwiek rodzic, który napisał, wiedział o istnieniu takiego ośrodka

- kwituje Lucyna Kicińska. I dodaje: - Oprócz koordynowania strefą pomocy zwjr.pl pracuję też w liceum, w Warszawie. Tu też ani razu nie zdarzyło mi się, żeby rodzic czy pełnoletni uczeń słyszał, że w mieście istnieje 28 takich ośrodków, w tym kilka w naszej dzielnicy.

- Jeśli rodzice szukają pomocy, konsultacji psychologicznej dla dziecka, mogę przekazać tę informację w serwisie, w szkole też. Ale nie na działaniach Lucyny Kicińskiej czy innych prywatnych osób powinna opierać się promocja reformy, prawda? Mam osobisty żal do pana ministra Niedzielskiego, że te ośrodki powstają, a on o nich nie mówi. Gdybym miała wejść w rolę jego doradcy, zasugerowałabym mu, żeby o tym mówił przy każdej okazji: jest w Polsce 345 ośrodków środowiskowej opieki psychologicznej i psychoterapeutycznej dla dzieci i młodzieży, ich listę można znaleźć na stronie NFZ, są numery telefonów, można się umówić. Uruchamiamy kolejne - mówi.

Z drugiej strony, jak gorzko zauważa ekspertka, z niskiej dostępności w niektórych regionach i niewielkiej świadomości o istnieniu ośrodków wynika paradoksalny plus. Bo skoro niewiele osób o nich wie, pomoc rzeczywiście jest w nich dostępna niemal od ręki.

Stan wolnych łóżek? Na Podlasiu nie istnieją, na Mazowszu: -22

Pandemia wpłynęła negatywnie na kondycję psychiczną dzieci
Pandemia wpłynęła negatywnie na kondycję psychiczną dzieci123RF/PICSEL

Podobnie jest z ośrodkami II poziomu.

- Powstają. Teraz są współfinansowane ze środków unijnych, w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój (PO WER) z Europejskiego Funduszu Społecznego. Trudno powiedzieć, ile ich jest, ponieważ NFZ nie publikuje listy. I wszystko zależy od tego, czy dobrze się reklamują. Słyszałam opinie osób, które prowadzą Centra Zdrowia Psychicznego, że informacja o nich nie jest podawana publicznie, bo natychmiast by się zakorkowały - wyjaśnia Lucyna Kicińska.

Do jednych jest dostępność jest błyskawiczna. W innych, tak jak w znanym w Warszawie, najdłużej działającym, bielańskim Centrum, na wizytę trzeba poczekać. Jakie jest na to remedium?

- Jak tylko będzie to możliwe, podpisywanie kontraktów ze strony NFZ i tworzenie kolejnych Ośrodków i Centrów. Plus lepsza promocja już istniejących.

A co z placówkami III poziomu? Żeby o nich powiedzieć, wystarczy przyjrzeć się temu, jak działają szpitale i oddziały psychiatryczne dla dzieci i młodzieży. Jak wygląda sytuacja w województwie mazowieckim? Funkcjonują tam dwa szpitale dla dzieci poniżej 14. roku życia oraz dwa dla dzieci powyżej 14. roku życia.

Dane z mazowieckiego Systemu informacji o szpitalach, z dnia 13 lutego 2022 roku przedstawiają się następująco: w Mazowieckim Centrum Psychiatrii w Józefowie wolnych jest -9 miejsc, w Samodzielnym Publicznym Dziecięcym Szpitalu Klinicznym im. Józefa Polikarpa Brudzińskiego w Warszawie -11, Uzdrowisko Konstancin-Jeziorna ma 1 miejsce wolne, a Instytut Psychiatrii i Neurologii na ul. Sobieskiego 9 w Warszawie -5. Stan wolnych łóżek 13 lutego 2022 roku na Mazowszu wynosi zatem -22. Tyle dzieci leżało tam wtedy na dostawkach.

Według raportu przygotowanego przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska w 2019 roku, w Wielkopolsce na 705 920 dzieci przypadało 50 łóżek na stacjonarnych oddziałach psychiatrycznych, w Małopolsce tyle samo łóżek było przeznaczonych na niemal 680 tys. dzieci. Media regularnie informują o przepełnieniu poszczególnych oddziałów i konieczności transportowania dzieci do szpitali w innych województwach. Tak jest m. in. w Łańcucie - jak dowiadujemy się z reportażu w magazynie "Polska i świat" na jedynym w regionie oddziale psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży leży 40 dzieci, mimo że miejsc jest zaledwie 24. Przyjmowani są tam wyłącznie pacjenci w stanie zagrożenia życia.

Województwo podlaskie wciąż nie posiada żadnego stacjonarnego, całodobowego oddziału psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży. W trakcie budowy jest Centrum Psychiatrii USK i UDSK, planowane zakończenie przypada jednak dopiero na koniec 2022 roku.

Niedofinansowanie. "Najbiedniejsze rodziny zostaną bez pomocy"

Jeszcze innym pytaniem jest to, jak wygląda pomoc w ośrodkach, zwłaszcza tych I poziomu, w praktyce. "Zamysł jest bardzo dobry. Zawsze marzyłam o takich miejscach, w których specjaliści szybko pomogą dziecku i zredukują kolejki do psychiatrów. Tylko że te ośrodki nie działają; na żadnym poziomie. Nie wiem nawet od którego zacząć" - mówi w rozmowie z Martą Szarejko w książce "Stany ostre. Jak psychiatrzy leczą nasze dzieci" Anna Sarnacka, psycholożka, pracująca w ośrodku I poziomu w Kolnie, w województwie podlaskim. Książka ukazała się we wrześniu 2021 roku. - "Po pierwsze zatrudniono w nich osoby, które z pracą z dziećmi nie mają nic wspólnego - wcześniej pracowały głównie z dorosłymi. To tak, jakbyś otworzyła warsztat samochodowy i znalazła kogoś, kto kiedyś skończył zawodówkę, nigdy nie pracował jako mechanik, ale ma papier, więc go zatrudniasz. To oszustwo, i ono bardzo szybko wychodzi w kontakcie z pacjentami. Po drugie rozliczamy się za pomocą punktów. Musimy wyrobić 412 miesięcznie, jeden punkt za wizytę. Od razu mówię: nie ma szans."

INTERIA.PL

Problem z zatrudnianiem specjalistów potwierdza także Sławomir Makowski, specjalista psychologii klinicznej, psychoterapeuta i wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Psychologów.

- Zmniejszane są wymogi dotyczące liczby zatrudnianych specjalistów na poszczególnych poziomach. Świadczenia udzielane przez psychologa czy psychoterapeuty bez ukończonego kursu psychoterapii są wyceniane tak samo jak specjalisty w zakresie diagnozy czyli specjalisty psychologii klinicznej oraz specjalistów w zakresie psychoterapii czyli certyfikowanych psychoterapeutów lub specjalistów psychoterapii dzieci i młodzieży. Pracę podejmują zatem osoby bez specjalizacji, doświadczenia i kwalifikacji gwarantujących jakość. To dla porównania tak, jakby na operację wysyłać pacjenta do lekarza POZ bez specjalizacji z chirurgii - mówił podczas posiedzenia sejmowej Komisji Zdrowia 8 lutego 2022 roku.

Poważnym kłopotem, o którym mówi w książce Sarecka, wciąż jest niedofinansowanie. Jak wspomina, w ośrodku pracuje cztery dni w tygodniu i zarabia 2700 zł netto, pracownik z krótszym stażem mógł liczyć zaledwie na 2000 zł na rękę. Bez dorabiania w prywatnych praktykach, które nie są oblegane w małej miejscowości, ciężko o to, by móc spokojnie się utrzymać. Dodatkowe studia - wspomina tu o terapii systemowej, istotnej w skutecznym leczeniu dzieci i młodzieży - nie wchodzą w grę. Koszt podjęcia czteroletnich studiów to 13 tysięcy rocznie. Plus dodatkowe wydatki jak dojazd do Warszawy, mieszkanie, terapia własna czy podręczniki.

Będzie lepiej? "Podnosimy wyceny świadczeń psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży" - ogłasza Ministerstwo Zdrowia w tweecie z 28 stycznia 2022 roku. Według przedstawionej infografiki wycena świadczeń na I poziomie wzrośnie o 22 proc. Stawka godzinowa dla psychologa będzie wynosić 51 zł netto, co daje 8160 zł netto miesięcznie.

A jednak w samym środowisku psychologów wrze. Okazuje się bowiem, że według nowej wyceny świadczeń przygotowanych przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, owszem, porady psychiatry i sesji psychoterapii rodzinnych została dofinansowane, jednak psychologowie i psychoterapeuci - na których opiera się I poziom pomocy - za sesje indywidualne otrzymają mniej pieniędzy.

- W obwieszczeniu Prezesa Agencji Taryfikacji z dnia 21 stycznia 2022 r. proponowane jest zmniejszenie wyceny sesji psychoterapii indywidualnej, czyli podstawowej formy pomocy, o 32 proc. z 16,94 pkt. na 11,77 pkt. oraz obniżenie diagnostycznej porady psychologicznej o 10 proc. z 13,18 pkt. na 11,77 pkt. - punktuje Sławomir Makowski. - To odstaje od realiów rynkowych.

Podczas posiedzenia Komisji Zdrowia wiceszef związku zawodowego psychologów, powołując się na rozmowy z dyrektorami ośrodków I poziomu, podkreśla, że "mówią wprost o zamykaniu prowadzonych przez siebie placówek. Obecnie konsultowane rozporządzenie zakłada: zmniejszenie limitów świadczeń z 412 do 375, tylko 4500 świadczeń w roku - NFZ nie zapłaci za ani jedno więcej".

Zmniejszenia świadczeń spowodują odejścia psychologów i psychoterapeutów z pracy w ośrodkach I poziomu i publicznej ochrony zdrowia na rzecz sektora prywatnego. Specjaliści będą oferować swoje usługi przede wszystkim w prywatnych gabinetach, podobnie jak dzieje się w stomatologii.

"Nie wszystkich rodziców jednak stać na prywatną opiekę, najbiedniejsze rodziny i ich dzieci zostaną bez pomocy"

- zaznacza Makowski.

Po raz kolejny w tej historii chodzi więc o dostępność. Albo raczej niedostępność.

Tymczasem według raportu "Barometr zawodów 2022", przygotowanego na zlecenie Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, zawody psychologa i psychoterapeuty po raz pierwszy osiągnęły status deficytowych. "Brak chętnych do pracy w tych specjalizacjach wynika w dużej mierze z warunków zatrudnienia - oferowane są tylko części etatu lub po kilka godzin w danej placówce, co wymusza konieczność dojazdów w obrębie miasta albo powiatu" - wynika z badania. Przeprowadzono je, zanim ogłoszono proponowane nowe wyceny.

Coraz więcej dzieci popełnia samobójstwa. Dane są alarmujące

"Co 10 lat z mapy naszego kraju znika jedno miasto zbliżone wielkością do Ełku czy Bełchatowa. Na każdą 28-osobową klasę przypada średnio dwóch uczniów po próbie samobójczej" - czytamy w najnowszym raporcie "Zachowania samobójcze dzieci i młodzieży. Raport za lata 2012-2021" przygotowanym przez Życie warte jest rozmowy na podstawie danych KGP.

Podczas gdy reforma płynie, dane za 2021 rok pokazują gwałtowny wzrost zachowań samobójczych u osób poniżej 18. roku życia. W 2021 roku 1496 dzieci i nastolatków poniżej 18. roku życia podjęło próbę samobójczą - w 2020 roku były to 843 osoby, mówimy więc o niemal 80 proc. W 2021 roku 127 z tych prób zakończyło się śmiercią. W 2020 było to 107. Aż o 101 proc. wzrósł wskaźnik zachowań samobójczych u dziewcząt.

- Mamy coraz więcej dowodów na to, czego się bardzo długo spodziewaliśmy - im dłużej będzie trwała pandemia, tym mniej będziemy mieć zachowań adaptacyjnych. W okresie pierwszej fali pandemii te zachowania adaptacyjne były porównywanie do sytuacji wojny. Mimo ogromnego zagrożenia, poczucia niepokoju, mobilizujemy wszystkie siły. Ale po wojnie zawsze jest wzrost liczby zachowań samobójczych. I tutaj, wśród dzieci i nastolatków, zaczynamy to obserwować - komentuje Lucyna Kicińska z serwisu Życie warte jest rozmowy. - Czują się niezauważone, niewysłuchane. Często w ogóle nie mówią rodzicom o problemach, bo boją się, że zostaną zbagatelizowane, usłyszą "weź się w garść" albo "nie przesadzaj". Ale też są dzieciaki, które nie chcą dokładać rodzicom problemów, bo widzą, jak życie jest teraz ciężkie.

- Te liczby to wyjąca syrena alarmowa. Dziecko z depresją, zapisane na terapię, nie może czekać 8 miesięcy czy pół roku, bo to są terminy zagrażające życiu. Ono, mając depresję czy myśli samobójcze, potrzebuje pomocy tu, teraz, natychmiast - podkreśla z kolei Anna Morawska-Borowiec, prezeska Fundacji "Twarze Depresji". - Tymczasem prywatnie do psychiatry dziecięcego czeka się dwa miesiące, a publicznie... Mamy 450 psychiatrów dzieci i młodzieży. Powiedzieć, że sytuacja jest trudna, to jakby nic nie powiedzieć.

Fundacja "Twarze Depresji" to jeden z NGO-sów, które łatają system. W 2021 roku, w ramach wsparcia publicznej ochrony zdrowia, uruchomiła program bezpłatnej, zdalnej pomocy psychoterapeutycznej i psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży. To zdalne wideokonsultacje z psychiatrą, psychologami i psychoterapeutami dziecięcymi.

- Z jednej strony docieramy do wsi i małych miast, w których specjalistów wciąż nie ma. Najbliższy jest za 60 czy 80 km i rodzice mówią nam wprost: nas nie stać na to. Mamy pięcioro dzieci, kto zostanie z resztą? - opowiada Morawska-Borowiec. - Z drugiej strony, staramy się zaopiekować dziećmi, które czekają. Są zapisane na terapię za pół roku, ale nie mogą tak trwać w próżni. One potrzebują wsparcia tu i teraz. Pomagamy im, żeby nie czuły się osamotnione ze swoimi problemami, myślami rezygnacyjnymi i samobójczymi. Do publicznej ochrony zdrowia trafiają już na innym etapie, zaopiekowane przez wiele miesięcy przez psychologów i psychoterapeutów z naszej fundacji.

Miesięcznie do fundacji zgłasza się ok. 180-200 dzieci. Program finansowany jest wyłącznie ze wsparcia darczyńców, koszt oscyluje w okolicach 20 tysięcy złotych. Jak na razie fundacja walczy o tę pomoc dla dzieci z miesiąca na miesiąc, o czym donosiła Interia. Obecnie pod opieką fundacji są setki młodych osób, które w innych okolicznościach nie miałyby szansy na taką konsultację ze specjalistą.

"W programie są dzieci, które mają po 7 lat i się samookaleczają"

Z czym zmagają się dziś dzieci? Anna Morawska-Borowiec wskazuje na depresję i zaburzenia lękowe, które zresztą często idą ze sobą w parze.

- Dzwonią do nas dzieci ośmio- i dziesięcioletnie i mówią: mam koronawirusa, czy ja umrę? Boją się śmierci, kontaktu z ludźmi, zakażenia. Mamy dzieci, które bały się wyjść z domu - miesiącami nie wychodziły ze swojego pokoju

- opowiada.

Chociaż lockdown, poczucie zagrożenia, niepewności jutra, ogromny chaos informacyjny negatywnie wpłynęły na samopoczucie dzieci i nastolatków, Lucyna Kicińska podkreśla, że pandemia sama w sobie nie wywołała problemów psychicznych u dzieci, ale przede wszystkim podbiła i wyostrzyła te istniejące wcześniej. Część dzieci już wcześniej miała problemy psychiczne, które zostały wyciszone dzięki izolacji - w domu lęk przed chodzeniem do szkoły, przed przemocą rówieśniczą ustał. Ale tak jak lockdown gwałtownie się pojawił, tak też gwałtownie zniknął, a dzieci o takiej wrażliwości nagle zostały wrzucone z powrotem do systemu szkolnego, w którym ze zdwojoną siłą wróciły epizody depresyjne, ataki paniki, niskie poczucie własnej wartości i duże napięcie emocjonalne. Nie ułatwiał tego chaotyczny system.

- Bo, załóżmy, do 20 maja jest niebezpiecznie, żeby chodzić do szkoły, a od 21 maja nagle jest bezpiecznie. Niebezpieczne jest pójście na koncert, ale bezpieczne jest przyjście do szkoły, w której jest 600 uczniów. Sama szkoła jest niebezpieczna na korytarzu, bo tam mam nosić maseczkę, ale w klasie 35-osobowej wirusa nie ma. Poznawczo i emocjonalnie to było trudne dla dzieci do skontenerowania - tłumaczy Lucyna Kicińska.

Są też dzieci, które nie miały problemów emocjonalnych przed pandemią, ale w związku z izolacją i poczuciem zagrożenia, bardzo obniżyła się ich samoocena. Dla nich też powrót do szkoły był skrajnie trudny i wywołał kryzys emocjonalny. Część z nich próbuje rozładowywać ogromne napięcie zachowaniami autoagresywnymi.

- W naszym programie są dzieci, które mają po 7 lat i się samookaleczają - mówi Anna Morawska-Borowiec. - My, dorośli, umiemy nazwać swoje emocje, mamy sposoby na ich rozładowanie. Dzieci nie potrafią w ten sposób działać. Problem samookaleczania wśród nich rośnie, bo one nie mają pomysłu, co zrobić. Brak leczenia depresji, brak rozładowywania dużych napięć odbija się ostatecznie na samookaleczeniu i próbach samobójczych.

Podobnie mówi o tym Lucyna Kicińska. - My naprawdę mamy bardzo dużo opcji zarządzania swoim czasem i rezygnowania z zadań, które nas za dużo kosztują. Dziecko nie ma tej możliwości. Ono najpierw ma polski, potem matematykę, biologię, chemię, fizykę, w-f i na każdej z tych lekcji ma się wykazać wiedzą - albo raczej nie zostać przyłapane na niewiedzy. A czy dziecko, które jest pochłonięte przez myśli rezygnacyjne, ból, cierpienie, niskie poczucie własnej wartości i sprawczości, jest w stanie to zrobić? Nie ma szans.

I właśnie tu byłaby szansa dla sprawnie działających ośrodków z modelu środowiskowego. W myśl zakładanej współpracy specjalistów i organów konsultujących się ze sobą, psycholog diagnozujący dziecko mógłby zalecić szkole wykonanie odpowiedniego dostosowania, które pomogłoby dziecku.

Depresję najlepiej leczyć na poziomie pierwszych objawów

Przy kryzysie trzeba działać błyskawicznie. Im szybciej, tym lepiej.

- Powinniśmy nauczyć się zwracać uwagę na charakterystyczne objawy kryzysu emocjonalnego wśród dzieci i nastolatków i nauczyć się adekwatnie reagować. Reakcje rodzica są często związane z czymś, co w psychologii nazywa się odruchem korygowania. Kiedy dowiadujemy się o jakiejś trudnej sytuacji, w naturalnym odruchu chcemy jak najszybciej ją zażegnać - i tu pojawiają się złote rady, jak: zaciśnij zęby i wytrzymaj, nie myśl tak, obiecaj, że nie będziesz się samookaleczał, wszystko będzie dobrze. A kryzys się budował długo i nie da się go zażegnać jednym dobrym słowem - wyjaśnia Lucyna Kicińska.

- Im dłużej dziecko jest pozostawione samo sobie w kontekście problemów emocjonalnych, nieradzenia sobie ze stresem, presją, poczuciem zagrożenia, niskim poczuciem własnej wartości, z myślami depresyjnymi, samookaleczeniami, tym większe prawdopodobieństwo pojawienia się myśli samobójczych i podejmowania potem zachowań samobójczych

- mówi.

Potwierdza to także Anna Morawska-Borowiec. - Jeśli u naszego dziecka rozwija się depresja, najlepiej jeśli zainterweniujemy i zatrzymamy ją na etapie tych pierwszych sygnałów, a nie rozpędzimy tę chorobę do stanu ciężkiego, w którym pojawiają się myśli rezygnacyjne, myśli samobójcze czy samookaleczanie.

Na co zwracać uwagę? Depresja kojarzy się ze smutkiem - nadmierna płaczliwość, drażliwość, ale także nieadekwatne do sytuacji napady agresji to ważne objawy. Inne to utrata zainteresowań, brak energii, problemy z pamięcią i koncentracją, zaburzenia odżywiania, brak snu. Jeśli takie objawy utrzymują się dłużej niż 14 dni, należy skonsultować się z psychologiem lub psychiatrą. W przypadku pojawienia się myśli samobójczych i samookaleczeń, trzeba natychmiast skonsultować się z psychiatrą, niezależnie od tego, czy inne objawy wystąpią, czy nie.

Świadomość dbania o zdrowie psychiczne wciąż jest zbyt niska

Nawet najlepiej przemyślana i przeprowadzona reforma nie ma szans na powodzenie, jeśli nie zmieni się percepcja społeczna. Na nic doskonale przygotowane ośrodki blisko miejsca zamieszkania, jeśli rodzice będą zbyt zawstydzeni, żeby do nich pójść. Świadomość wagi dbania o zdrowie psychiczne w Polsce rośnie, jednak wciąż korzystanie z pomocy psychologicznej i psychiatrycznej wiąże się z tabu. Jak podkreślają ekspertki, wciąż wielu rodziców powtarza, że: "nikt nie może się dowiedzieć", "pomyślą, że jestem złym rodzicem", "nie przeżyję ze świadomością, że moje dziecko tak bardzo cierpi".

- Zdarza się, że małe dziecko coś na siebie wyleje. Kto z nas nie słyszał o dziecku, które ściągnęło na siebie gorącą herbatę, poparzyło się wrzątkiem. Czy którykolwiek z rodziców w momencie, kiedy widzi to poparzone dziecko prowadzi tego rodzaju analizę i rezygnuje z udzielenia pomocy? - pyta Lucyna Kicińska. - A przecież w takim wypadku lekarz jest zobowiązany powiadomić policję i za kilka dni w naszym domu pojawia się kurator, żeby sprawdzić, czy jesteśmy dobrą rodziną. I nie mamy z tym problemu. Natomiast w momencie kiedy pojawia się komponent zdrowia psychicznego, zaczynamy się zastanawiać, co ludzie powiedzą.

- Bardzo wielu rodziców wstydzi się kontaktu z psychologiem, psychiatrą. My dajemy im tę szansę w bezpiecznym miejscu, bez konieczności jechania do innego miasta, do poradni zdrowia psychicznego - to nadal bywa odbierane przez niektóre osoby stygmatyzująco - potwierdza Anna Morawska-Borowiec.

Oprócz wstydu jest także nieświadomość wagi problemu.

- Kiedy dziecko przychodzi i mówi: "mamo, boli mnie ząb", rodzic nie dzwoni do dentysty na NFZ, gdzie dowiaduje się, że konsultację może mieć w grudniu tego roku, tylko zabiera dziecko na konsultacje płatne. Proszę mnie źle nie zrozumieć, uważam, że i konsultacja stomatologiczna, i psychiatryczna powinny być dostępne na NFZ. Ale kiedy mamy problem w obszarze zdrowia fizycznego, czyli bolący ząb, łatwiej za to zapłacić. A jeśli mamy problem w obszarze zdrowia psychicznego, mówimy: nie da się. Tak jakby ból psychiczny był uznawany za mniejszy albo prostszy do zagospodarowania przez dziecko - mówi Lucyna Kicińska.

I podkreśla:

- Dopóki nie będziemy rzeczywiście mieć ośrodków i o nich wiedzieć, dzieci trzeba ratować.

Innego świata, który zapowiadał rok temu minister Niedzielski nadal nie ma. A kryzysy emocjonalne, zaburzenia i choroby psychiczne u dzieci i nastolatków nie zaczekają aż system urodzi się w bólach.

Interia.plINTERIA.PL

Więcej o akcji przeczytacie na stronie Mental.interia.pl

Zdanowicz Pomiędzy Wersami. Odc.1 KęKęINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas