"To było dla mnie święto większe niż Wigilia". Seniorzy wspominają święta
Świąteczny czas kilka dekad temu miał zapach pomarańczy i krochmalu. Upominki były skromne, a każda potrawa wydawała się wyjątkowa. Jak święta wspominają seniorzy? Czy jako dzieci uczestniczyli w pracach domowych przed Wigilią? Co budziło w nich strach, a co rozpala w nich do dziś nostalgię i tęsknotę? W rozmowie z Interią podzielili się tym, co na co dzień trzymają głęboko w sercach.
Spis treści:
Kazimierz: "Zapach krochmalu zawsze będzie kojarzył mi się ze świętami"
Pan Kazimierz po usłyszeniu pytania o święta w czasie, gdy był jeszcze małym Kaziem, najpierw milczy i długo się zastanawia. W pewnym momencie na jego twarzy pojawia się zarys uśmiechu, ale niezwiązanego z rozbawieniem. Potem wzdycha i z ogromną nostalgią zaczyna opowieść. - Krochmal. Mama zawsze przed świętami prała i krochmaliła wszystkie pościele i obrusy. Tego nie umiem opisać, jak to w domu pachniało. Ona niosła to wszystko potem do magla. Ja się doczekać nie mogłem, aż się położę w tej wykrochmalonej pościeli, czysty i pachnący. To było dla mnie święto chyba większe niż sama Wigilia. Magli już prawie nie ma, ale w moim mieście istnieje jeszcze jeden, ostatni. Jak tamtędy czasem przechodzę i drzwi są otwarte, to potrafię się wzruszyć. Wspomnienia lubią wracać zapachem. Nie było jakoś bogato, było w domu chyba jak wszędzie wtedy. Ale było uroczyście. Stół był pełny. Wszyscy byliśmy ze sobą. Czy prezenty się liczyły? Szczerze mówiąc, nawet już nie pamiętam. Za to ten zapach krochmalu i wspomnienie mamy, jak niesie pozawijane prześcieradła, poszwy do magla. To będę pamiętać już zawsze - kończy.
Zobacz również:
Maria: "Mikołaj groził prawdziwą rózgą, to żeśmy się bali"
Pani Maria, która w tym roku skończyła 83 lata, najwyraźniej pamięta nie zapachy, ale postać Mikołaja, który zjawiał się w świąteczny czas w jej domu. - Na pewno przed świętami to w domu było ogromne sprzątanie, wszyscy się włączali. Mieszkanie musiało błyszczeć. Co roku mieliśmy żywą choinkę. Wszystkie dzieci najbardziej jednak wyczekiwały Mikołaja. Aleśmy się też go bali. Pamiętam, jak odwiedzał nas Mikołaj, to było całe przedstawienie jak film. Przychodził, siadał, rozdawał dzieciom upominki. Tym niegrzecznym groził rózgą. Taką witkę, gałązkę miał i machał nią na chłopców, co rozrabiali. Bałam się. A jak się dostało paczuszkę, to trzeba było piosenkę Mikołajowi w podzięce zaśpiewać albo wierszyk powiedzieć. Klękało się też, bo to była forma wdzięczności. To wszystko było w domu, bo w szkole rzadko jakieś spotkania świąteczne wtedy się odbywały. A w paczkach raczej nie było zabawek. Głównie wyposażenie do szkoły, przybory, czego tam brakowało do piórnika. Pewnie, że marzyłam o jakichś zabawkach. Bieda była niestety, nigdy nie dostałam tego, co najbardziej chciałam, ale i tak święta wspominam bardzo miło i serdecznie - mówi.
Teresa: "U mnie nigdy nie było 12 potraw. Zawsze było znacznie więcej"
Pani Teresa, 84-latka, która prawie nigdy nie przestaje się uśmiechać, święta z czasów dzieciństwa kojarzy głównie z długim stołem, przy którym panował gwar ogromnej liczby przybyłych gości - głównie rodziny. - Ja się zawsze śmieję, pytam: Jakie 12 potraw? U mnie było chyba ze dwa razy więcej! Nas było bardzo dużo. Było gwarnie, tłumnie, wesoło. Dużo rozmów, uścisków, śmiechu. Stół rodzice rozkładali, że był bardzo długi. Tak, żeby wszyscy się przy nim zmieścili. Rodzice, bracia ze swoimi rodzinami, mnóstwo dzieci. W tej chwili moja najbliższa rodzina także liczy 25 osób, tak się trzymamy tej tradycji. Mimo że w moim rodzinnym domu się nie przelewało, to zawsze były przepyszne dania. Nie wiem, jak mama to robiła. Tata wrócił z wojny i był niepełnosprawny, nie pracował. Pieniędzy było mało. Ale smak gołąbków świątecznych zapamiętam na zawsze, pyszne były. W gospodarstwie kaczka była, to też był rarytas. Słodyczy nie jadłam, nie dostawałam. Prezenty to było zwykle coś do ubrania. Bardziej się ceniło praktyczne rzeczy niż zabawki. Ciasta mamy były jak słodycze dla nas, dzieci. Teraz też jest gwarno w święta, ja to po prostu uwielbiam - kończy.
Tadeusz: "Najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem mam do dziś"
Pan Tadeusz niedawno obchodził 74. Urodziny. Spotkanie z rodziną nazywa co roku "rozgrzewką przed świętami". - Mam urodziny w grudniu, dzięki temu ten miesiąc dla mnie zawsze znaczy dużo spotkań w gronie dzieci i wnuków. Cieszy mnie zawsze widok wnuczków otwierających prezenty. To jest ogromna magia, kiedy dzieci się cieszą. Jak sam byłem dzieckiem, cieszyłem się podobnie, choć prezenty to nie były samochody czy gry. Ale nie zapomnę jednego prezentu, jaki dostałem od Mikołaja. To był drewniany konik. Wystrugany ręcznie, miał wszystkie szczegóły. Ja się wtedy bawiłem w różne wojny, ale też dużo zabaw z kolegami polegało na udawaniu, że mamy gospodarstwa i zwierzęta hodujemy. Ten koń to było coś, czego zazdrościli mi wszyscy. Nie pozwalałem się nim bawić, nikomu go dotykać. Oglądałem go bardzo długo. Po latach dowiedziałem się, że tego konika wystrugał mi dziadek. Teraz myślę, że może to też dlatego tak bardzo chciałem go chronić i nikomu go nie pożyczałem. Może gdzieś tam podświadomie czułem, że on ma w sobie dodatkową wartość. Dziadek zmarł niedługo po tych świętach. Konika mam do dziś - mówi.