Weszła na lotnisko z różą w ręku. Dostała prawie 5 tys. zł grzywny
Oprac.: Dagmara Kotyra
Lays Laraya nie spodziewała się, że po wylądowaniu w Australii spotka ją niemiła niespodzianka. Blogerka podróżnicza na lotnisku zwróciła uwagę dwóch urzędników. Wbrew pozorom nie chodziło o jej strój, jak myślała początkowo. Mandat, który otrzymała, opiewa na kwotę niemal dwóch tysięcy dolarów australijskich, czyli aż pięciu tysięcy złotych, a wszystko to przez różę, którą otrzymała od załogi samolotu.
Lays Laraya ukarana mandatem na lotnisku
Influencerka idąc przez lotnisko, została zatrzymana przez dwóch urzędników w cywilnych ubraniach. Zaskoczona kontrolą Lays Laraya początkowo myślała, że zatrzymanie jest związane z jej strojem. Wówczas była ubrana w stylu Barbie, a na głowie miała blond perukę. Jak się okazało, powód był zupełnie inny. Blogerka podróżnicza została ukarana wysokim mandatem za sfałszowanie oficjalnego dokumentu. Przyczyna leżała w róży, którą wcześniej otrzymała od załogi samolotu.
Zobacz także: Koszmar w turystycznym raju. Wszystko widać na nagraniu
Niemal pięć tysięcy złotych mandatu za różę na lotnisku
Lays Laraya w rozmowie z Insiderem powiedziała, że różę otrzymała od załogi lotu Qatar Airways. Na lotnisku trzymała ją w dłoni, by nie uszkodzić rośliny. Jak przyznała, nie była świadoma, że mając kwiat ze sobą, nielegalnie przemyca go na teren Australii, gdzie panują określone przepisy dotyczące przewożenia towarów, w tym roślin. Są one tam uznawane za zagrożenie dla bezpieczeństwa biologicznego. Wszystko przez ryzyko przenoszenia różnych gatunków roztoczy, mszyc i pasożytów.
Urzędnicy kontrolujący influencerkę postanowili skonfiskować jej paszport oraz telefon komórkowy, a następnie przeszli do zadania jej kilku pytań. "Położyła przede mną kartę lądowania i zapytała: «Czy to twoja karta lądowania?». Odpowiedziałem, że tak. «Czy rozpoznaje pani podpis na karcie lądowania?». Odpowiedziałem, że tak, rozpoznaję podpis. «Czy wypełniłaś dane zgodnie z prawdą?» Odpowiedziałam, że na 100 proc. wszystko jest tu zgodne z prawdą. Proszę pamiętać, że miałam przed sobą różę i powiedziałam to szczerze, ponieważ nadal nie sądziłam, że będę miała przez nią kłopoty" - powiedziała influencerka.
Zobacz także: Czy można przywieźć muszelki zza granicy? Za te pamiątki z wakacji grozi kara nawet do 5 lat więzienia
Z relacji blogerki wynika, że następnie urzędniczka wskazała na różę, którą trzymała w dłoni i zapytała, czy aby na pewno pasuje ona do informacji podanych w karcie lądowania. Jak się okazało, influencerka wypełniając ją wcześniej na pytanie, czy będzie ze sobą przewozić rośliny, odpowiedziała, że nie.
W związku z tym za podanie fałszywych lub wprowadzających w błąd informacji została ukarana grzywną w wysokości 1 878 dolarów australijskich, czyli niemal pięciu tysięcy złotych. Lays Laraya już zapowiedziała, że odwoła się od grzywny. "Gdybym tylko wiedziała, że robię coś złego, wyrzuciłabym ją wcześniej... Miałam okazję" - dodała.
***