Wyrwał się z biedy i stworzył striptizowe imperium. Kim był Somen Banerjee?

Niemożliwe nie istnieje – tak w największym skrócie można opisać pogoń za marzeniami Somena Banerjee. I choć jego droga na szczyt dla wielu ludzi stanowi inspirację do realizowania własnych celów i pragnień, to jest również doskonałym przykładem zatracenia się i upadku człowieka pod ciężarem psychopatycznego dążenia do sukcesu.

Kluby z męskim striptizem dziś nikogo już nie dziwią
Kluby z męskim striptizem dziś nikogo już nie dziwią123RF/PICSEL

W pogoni za lepszej jakości życiem

Somen Banerjee urodził się 8 października 1946 r. w Bombaju w Indiach, ale już jako nastolatek zrozumiał, że ojczyzna nie da mu możliwości na życie pełne splendoru i bogactwa. Jedynym wyjściem była dla niego emigracja. W latach 60. wyjechał do Kanady, a następnie przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, by tam w 1969 r. zamieszkać na stałe w Los Angeles.

W Kanadzie podjął pracę na stacji benzynowej, gdzie awansował na kierownika. Banerjee doskonale zdawał sobie sprawę, że praca na stacji to wyłącznie przystanek na jego krętej i wyboistej drodze do osiągnięcia wielkiego sukcesu. I choć prawdopodobnie w tamtym czasie nie potrafił do końca zdefiniować swoich marzeń, to pewne jest, że ciężko pracując, odkładał pieniądze na otwarcie własnego biznesu.

Jednak koledzy z byłej pracy wspominali Banerjee jako człowieka szorstkiego w stosunku do nich, jak i samych klientów stacji. Somen miał demonstrować niechęć do wykonywania swoich obowiązków nawet w sytuacjach, gdy klienci prosili go o podanie klucza do toalety.

Kolorowy ptak Steve

Mężczyzna za wszelką cenę chciał być postrzegany jako człowiek sukcesu, dlatego zdecydowanie wyróżniał się m.in. swoim ubiorem. W garderobie Somena przeważały kolorowe koszule, eleganckie spodnie i jedwabne krawaty. Na nos zakładał ogromne okulary, których nie dało się nie zauważyć.

Ponadto Somen tak bardzo chciał zerwać z wizerunkiem imigranta z Indii, że postanowił zmienić imię na Steve. Wtopienie się w otoczenie miało zwiększyć jego szansę na spełnienie "amerykańskiego snu".

W 1975 r. Banerjee odłożone pieniądze postanowił zainwestować w swój pierwszy biznes. W Los Angeles kupił upadający klub rockowy, który przekształcił w eleganckie miejsce do gry w tryktrak. Pomysł okazał się totalną klapą, dlatego niedługo później powstał tam klub, w którym organizowano pokazy magików i zapasy kobiet w błocie. Nowy biznes Banerjee również nie cieszył się popularnością, dlatego mężczyzna szukał nowych rozwiązań na zarabianie pieniędzy.

Przełomowym momentem w życiu Banerjee był przypadkowe poznanie Paula Snidera - bliskiego współpracownika Hugha Hefnera - założyciela i redaktora naczelnego popularnego na całym świecie magazyny "Playboy". To właśnie Snider namówił Banerjee do otwarcia klubu z męskim striptizem, a swój pomysł argumentował rosnącą rewolucją seksualną w Stanach Zjednoczonych.

Występ tancerza w klubie stworzonym przez Steve'a Banerjee, Los Angeles
Występ tancerza w klubie stworzonym przez Steve'a Banerjee, Los AngelesGetty Images

Klub z męskim striptizem

Banerjee, zrażony wcześniejszymi niepowodzeniami biznesowymi do tematu podszedł z dystansem i początkowo organizował jeden występ tygodniowo. Szybko się jednak okazało, że chętnych na oglądanie półnagich mężczyzn jest więcej, niż planowanych występów, dlatego w 1979 r. Somen Banerjee zmienił nazwę swojego klubu na "Chippendales", gdzie cyklicznie odbywały się pokazy męskiego striptizu. Tym samym było to pierwsze miejsce na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych z tego typu działalnością.

Rozpoznawalność Banerjee stała się tak duża, że gwiazdy z pierwszych stron gazet chętnie nawiązywały z nim nowe znajomości. Jedną z takich osób był Nick De Noia - niezwykle ceniony i szanowany reżyser i choreograf, który na swoim koncie miał m.in. nagrodę Emmy.

Mężczyźni szybko znaleźli wspólny język i podjęli współpracę. De Noia zajął się reżyserowaniem występów w klubie z męskim striptizem, a Banerjee liczeniem pieniędzy, które za sprawą ogromnego zainteresowania płynęły do niego strumieniami.

I choć współpraca z choreografem na początku układała się znakomicie, to po pewnym czasie zaczęło dochodzić między nimi do pierwszych zgrzytów. Jako, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą, mężczyźni zaczęli spierać się m.in. o to, kto miał większy wkład w rozkręcenie świetnie prosperującego biznesu, a co za tym idzie - kto powinien czerpać z niego większe zyski.

Pierwsza strona Daily News z dnia 8 kwietnia 1987, informująca o śmierci wspólnika Steve'a Banerjee
Pierwsza strona Daily News z dnia 8 kwietnia 1987, informująca o śmierci wspólnika Steve'a BanerjeeGetty Images

Początek upadku

Napięcia między Banerjee a De Noią były już tak duże, że strony nie widziały przestrzeni do wspólnego działania i postanowiono zakończyć współpracę. Banerjee nadal kontynuował działalność w klubie, natomiast jego były partner biznesowy zaczął jeździć w trasy ze striptizerami, występując w różnych zakątkach Stanów Zjednoczonych.

Szybko okazało się, że pomysł choreografa był strzałem w dziesiątkę i dzięki mobilności, jego biznes zaczął przynosić więcej pieniędzy niż klub Banerjee. Zraniona duma i wybujałe ego przybysza z Indii doprowadziło go do podjęcia, jak się później okazało, dramatycznych w skutkach decyzji. Na domiar złego Banerjee coraz bardziej odczuwał na plecach oddech konkurencji, która za wszelką cenę chciała podebrać mu stałych klientów.

Banerjee coraz częściej widywany był w towarzystwie gangsterów, którym zlecał nękanie swojego byłego choreografa. Kilkukrotnie dochodziło do podpaleń sal, w których organizowane były występy striptizerów De Noi.

Zbrodnia i kara

7 kwietnia 1987 r. Nick De Noia został zamordowany strzałem z pistoletu w swoim biurze na Manhattanie, a jego tancerze kilkukrotnie cudem uszli z życiem po nieudanych próbach zabójstwa. Śledztwo w sprawie zabicia De Noi trwało sześć lat, by w końcu w 1993 r. oskarżyć Banerje o zlecenie morderstwa byłego wspólnika z klubu, zlecenie usiłowania zabójstwa innych osób i ściągania haraczy.

Somen Banerjee przyznał się przed sądem do większość zarzutów, ale dzięki wytrwałej pracy swoich prawników zawarł ugodę, na mocy której miał trafić do więzienia na 26 lat i zrzec się całego majątku. Banerjee nigdy nie doczekał momentu odczytywania przez sędziego wyroku, gdyż na kilka godzin przed jego ogłoszeniem, 47-latka znaleziono martwego w celi aresztu. Śledczy ustalili, że Banerjee powiesił się na prześcieradle, ale do dziś krąży wiele teorii, mówiących o tym, że do śmierci biznesmena z Indii przyczynił się ktoś inny.

Talenty Jutra- Gala FinałowaINTERIA.TV
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas