Zacznij tam, gdzie jesteś

Jest takie stare powiedzenie: "Jeśli myślisz, że jesteś za mały, żeby mieć wpływ na świat, to nigdy nie znalazłeś się w namiocie z komarem".

Chcesz schudnąć? Zacznij ćwiczyć! Najlepiej jeszcze dziś
Chcesz schudnąć? Zacznij ćwiczyć! Najlepiej jeszcze dziś123RF/PICSEL

Zawsze, kiedy to słyszę, aż cierpnie mi skóra na myśl o tym, że przez jednego małego, nieznośnego insekta całą noc nie mogę zasnąć, a potem drapię się przez cały dzień. Tak naprawdę jesteśmy wystarczająco duzi albo wystarczająco mali, czyli mamy idealne rozmiary, żeby wpływać na świat.

Kiedy pracowałam jako reporterka w Akron w stanie Ohio, redakcja zleciła mi relacjonowanie sprawy dziewczynki porwanej w pewien wrześniowy poniedziałek. Dziewięcioletnia Jessica Repp wyszła rano z domu, żeby pojeździć na swoim różowym rowerku. Odjechała dwie przecznice, kiedy zatrzymał się przy niej samochód. Kierowca zapytał, czy zna kogoś w tej okolicy. Później wysiadł i otworzył bagażnik, udając, że czegoś szuka. Nagle ściągnął Jessikę z roweru, wrzucił ją do bagażnika i szybko odjechał.

Tata Jessiki zadzwonił do redakcji "Beacon Journal" i błagał nas, żebyśmy napisali o jego zaginionej córce. Było już późno, czasu zostało najwyżej na zanotowanie tych kilku faktów, które mógł nam podać, i opisanie wyglądu dziewczynki. Policja nie potwierdziła jeszcze żadnych informacji o śledztwie, bo sprawa była zbyt świeża. Niewiele wiedzieliśmy na pewno. Nie istniał wtedy jeszcze system natychmiastowego powiadamiania o zaginięciu dziecka ani niezliczone całodobowe kanały informacyjne. Sheryl Harris, jedna z naszych reporterek, została tego dnia dłużej w pracy, żeby wydobyć z ojca wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Postarała się, żeby następnego dnia w gazecie ukazało się zdjęcie jego córki. Właściwie zdążyła tylko opisać jasnowłosą dziewczynkę w różowej bluzce.

Minęła doba, a Jessica się nie odnalazła. Wiadomość o jej zaginięciu podawały już wszystkie media. Stałam przed domem Jessiki w tłumie dziennikarzy, czekając na złą wiadomość, która musiała nadejść. Każdy funkcjonariusz organów ścigania powie wam to samo - jeśli dziecko nie odnalazło się w ciągu dwudziestu czterech godzin, to już się nie odnajdzie. Przez dom przewijali się pastorzy, sąsiedzi i parafianie. Już wyglądało to na pogrzeb.

Czy umiecie sobie wyobrazić, co czuje rodzic zaginionego dziecka? Jak to jest - modlić się i przez całą noc nie odchodzić na krok od telefonu w nadziei, że nadejdzie wiadomość o cudzie? Zamiast tego mamę, tatę, siostrę i brata Jessiki obudził dźwięk helikopterów policyjnych, szukających jej ciała. Oficerowie na koniach sprawdzali, czy zwłok nie porzucono na pobliskich polach kukurydzy. W sprawę zaangażował się szeryf i FBI. W okolicy roiło się od policjantów. Funkcjonariusze wzięli nawet łódź, żeby przeszukać okoliczne jeziora. Psom policyjnym dano do powąchania ulubionego misia Jessiki, by podjęły trop zaginionej dziewczynki.

Między domem a zaparkowanym przed nim samochodem szeryfa chodził tam i z powrotem samotny chłopczyk. Jonathan, brat Jessiki, miał trzynaście lat. Ciągle pytał, czy jego siostra już się odnalazła. Miał oczy przekrwione od płaczu i budzenia się co chwilę przez całą noc, żeby sprawdzić, czy może Jessica nie śpi bezpieczna w swoim łóżku.

Stałam na chodniku, obserwując krzątaninę policji wokół mnie i nade mną, i modliłam się za dziewczynkę i jej rodzinę. I wtedy cały dom zadrżał w posadach.

Policja znalazła Jessikę. Żywą. Jej mama, siostra, brat i wszyscy pozostali wybiegli na zewnątrz we łzach, dziękując Bogu. Ojciec robił akurat kolejne kopie zdjęć Jessiki, kiedy usłyszał o jej odnalezieniu. Natychmiast zostawił odbitki i puścił się pędem do szpitala. Ruszyli tam wszyscy dziennikarze. Policjanci, którzy tam byli, jeszcze nie wiedzieli, co dokładnie się wydarzyło. Kiedy zapytali o to dziewczynkę, zaczęła płakać.

Okazało się, że o piątej nad ranem porywacz zabrał ją do sklepu spożywczego sieci Dairy Mart w Barberton. Sprzedawca - czyli człowiek na jednym z najniższych możliwych szczebli kariery - sumiennie wykonywał swoje obowiązki, kiedy do sklepu wszedł mężczyzna z małą dziewczynką, która wyglądała na przerażoną. Chłopak spojrzał na dziewczynkę, a potem na zdjęcie Jessiki Repp obok artykułu, który napisała Sheryl. Rozpoznał dziecko. I zadzwonił na policję.

Ten sprzedawca uratował Jessice życie. Zidentyfikował porywacza, który był klientem jego sklepu. Jakiś czas później pracownik stacji benzynowej wezwał policję, bo zauważył dziwnie zachowującego się mężczyznę. Nagranie ze stacji potwierdziło, że to porywacz. Zatrzymał się, żeby kupić papierosy. Tuż przed jedenastą rano policja rozpoznała jego samochód na parkingu. Obok mężczyzny siedziała mała dziewczynka. Policjanci powiedzieli, że porywacz był chory psychicznie i nieobliczalny. Ich zdaniem najprawdopodobniej wkrótce wpadłby w panikę i zabił dziewczynkę.

Moja przyjaciółka Sheryl wiele lat później zdobyła Nagrodę Pulitzera - największe wyróżnienie dla dziennikarza - za serię tekstów o stosunkach rasowych. Nawet nie pamięta, że napisała ten krótki artykuł o porwaniu Jessiki Repp. Był zbyt błahy, by wpłynąć na jej karierę. Takie dziennikarstwo nie przynosi nagród, ale moim zdaniem jest jeszcze bardziej satysfakcjonujące. Takie dziennikarstwo ratuje życie. Najważniejszy artykuł, jaki kiedykolwiek napisała, był prawdopodobnie jednym z najkrótszych. Nie wiem nawet, czy został w ogóle podpisany. Ale pomógł uratować życie dziecka.

Nigdy się nie dowiedziałam, jakie były dalsze losy tamtego pracownika stacji benzynowej albo sprzedawcy ze sklepu spożywczego, który jako pierwszy zgłosił na policję, że widział porywacza z dziewczynką. Często są to anonimowi ludzie, którym nie patrzymy w oczy, kupując litr mleka, paczkę papierosów czy benzynę. Ale ta historia zmieniła sposób, w jaki postrzegam tych, których mijamy każdego dnia - ludzi pracujących w zawodach, których większość z nas nie chciałaby wykonywać. Nauczyli mnie, że nikt nie jest zbyt mały, żeby wpłynąć na rzeczywistość.

Jeśli chcesz przynieść światu wielką zmianę, wykonuj swoje drobne zadania z większą miłością, większą uwagą, większą pasją. Po prostu pokochaj swoją pracę, swoją rodzinę, swoją okolicę, zadanie, które ci powierzono. Wszystko się może zdarzyć, wystarczy, że wykorzystasz okazje, które stwarza ci los. Zaczynając tam, gdzie jesteś, możesz po prostu wbić do kasy mleko, papierosy i benzynę. Albo uratować komuś życie.

Felietony z książki Reginy Brett Jesteś cudem. 50 lekcji, jak uczynić niemożliwe możliwym, wydanej przez Insignis Media, Kraków 2013 w przekładzie Olgi Siary.

materiały promocyjne
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas