ZUS zachęca do odłożenia decyzji o przejściu na emeryturę. Niektórzy eksperci są sceptyczni
Oprac.: Łukasz Piątek
Powinna być godna i pozwalać nie tylko na zaspokojenie podstawowych potrzeb, ale i realizowanie odwlekanych przez lata marzeń – tak o emeryturze wypowiada się wielu seniorów rozczarowanych wysokością swoich świadczeń. Z kolei ZUS przekonuje, że pieniądze mogą być znacznie większe, jeśli tylko odroczymy decyzję o przejściu na zasłużoną emeryturę. Co ciekawe – niektórzy eksperci twierdzą, że w niektórych przypadkach to jednak nieopłacalne.
O ile wzrośnie emerytura, jeśli popracujemy rok dłużej?
Możliwość przejścia na emeryturę to dla wielu osób długo oczekiwany i niezwykle przyjemny moment w życiu. Nie brakuje jednak ludzi, którzy pomimo osiągnięcia wieku emerytalnego, nie decydują się na to świadczenie i kontynuują pracę zawodową. O ile może wzrosnąć emerytura po dodatkowym roku pracy?
Zakład Ubezpieczeń Społecznych przekonuje, że pomimo osiągnięcia wieku emerytalnego odłożenie decyzji o przejściu na emeryturę o rok może zwiększyć przyszłe świadczenie nawet o 10-15 proc. Natomiast przechodząc na emeryturę 5-7 lat po osiągnięciu wieku emerytalnego, może skutkować podwojeniem wysokości świadczenia.
Dzieje się tak z uwagi na założenie, że im więcej opłacamy składek oraz im później przechodzimy na emeryturę, tym wyższe będzie otrzymane świadczenie - o czym często informowała była prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska.
Czytaj także: Masz 5 tysięcy złotych emerytury? Szykuj się na zmiany
System emerytalny demotywuje w kontekście odroczenia decyzji o przejściu na emeryturę?
Wątpliwości co do założeń ZUS-u w kontekście odłożenia decyzji o przejściu na emeryturę, co ma nam zapewnić wyższe świadczenie, wyraża wielu ekspertów, m.in. Tomasz Lasocki z Uniwersytetu Warszawskiego i Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Lasocki twierdzi, że system emerytalny w Polsce, przynajmniej w teorii, jest skonstruowany w ten sposób, by odłożenie decyzji o przejściu na emeryturę przekładało się na jej wysokość. Są jednak dwa wielkie "ale".
- Po pierwsze - perspektywa, że dostanę minimalne świadczenie. Będę dłużej pracował, innymi słowy później zgłoszę się po emeryturę, więcej razy przemnożę licznik ułamka emerytalnego i w mianowniku będę miał statystycznie mniej do przeżycia, więc kiedyś tam przebiję tę granicę minimalnej emerytury.
- Jednak dla wielu osób, zwłaszcza dla kobiet, pracowanie 2, 3, 4, czasami nawet 5 lat dłużej, w nowym systemie, bez kapitału początkowego, i tak da minimalną emeryturę. Więc po co taka osoba ma zwlekać z decyzją przejścia na emeryturę? - mówi w rozmowie z Interią Tomasz Lasocki.
Ekspert zwraca uwagę, że "w systemie jest tak wiele, dziwnych rozwiązań", że ten, zamiast zachęcać ludzi do dalszej pracy, demotywuje, ponieważ wskazuje, że "i tak dostaniemy to samo, bo będziemy się obijać o minimalną emeryturę".
"Jeżeli kobieta przechodzi na emeryturę w wieku 60 lat i miała subkonto, na którym obliczono jej przejściową emeryturę, to osiągając 65 lat, będzie miała obliczaną na nowo emeryturę. I teraz ciekawostka - kiedy obliczamy tę emeryturę na nowo, to nie pomniejszamy stanu konta o to, co już pobrała przez te 5 lat. Czyli żadnej kobiecie nie opłaca się zwlekać ani jednego dnia z przejściem na emeryturę, bo w wieku 65 lat przeliczą jej tę emeryturę tak, jak gdyby dopiero zgłosiła się z wnioskiem" - twierdzi Tomasz Lasocki.