"Życie w wieżowcu to życie z windą w roli głównej", czyli plusy i minusy mieszkania na wysokości
Z jednej strony widok jak z drona, cisza, prywatność i mniej smogu. Z drugiej – windy, które czasem odmawiają współpracy, a wtedy noszenie zakupów po schodach jest jak dodatkowy trening na siłowni. Mieszkanie w wieżowcu: marzenie czy udręka? Co mówią mieszkańcy? Sprawdzamy.

Życie w wieżowcu: luksus czy udręka?
Mieszkanie wysoko nad miastem brzmi jak marzenie: panoramiczny widok, spokój, brak hałasu ulicznego. Ale z drugiej strony - co jeśli zepsuje się winda, a ty właśnie wracasz z zakupami, z dzieckiem, rowerem i perspektywą wspinaczki na dziesiąte piętro?
Zapytaliśmy trójkę mieszkańców wieżowców, jak naprawdę wygląda codzienność na wysokości.
"Nie zamieniłbym na parter, ale do ideału daleko"
Bartek ma 30 lat i przeprowadził się na 9. piętro dwa lata temu. Na początku był zachwycony - widokiem, ciszą i tym, że nikt nie zagląda mu w okna. Ale z czasem zaczął dostrzegać cienie życia na wysokości.
- Na pewno jest spokojniej niż na niższych piętrach. Nie słychać tak hałasu ulicy, a i sąsiedzi nie kręcą się po korytarzu. To daje poczucie prywatności. - opowiada.
- Ale są i minusy. Czekanie na windę, szczególnie rano, kiedy wszyscy wychodzą do pracy, potrafi człowieka wyprowadzić z równowagi. No i co jak się winda zepsuje? Schody oczywiście są, ale wejść na dziewiąte piętro z zakupami to już nie taka prosta sprawa. Z dzieckiem i wózkiem? Masakra.
- Wiadomo, że winda psuje się rzadko, ale niestety jest taka możliwość, sprzęty bywają zawodne. Przecież ona musi też przechodzić konserwacje, jakieś kontrole. Trochę kiepsko gdybym akurat wracał z dzieckiem, wózkiem, zakupami, a tu winda wyłączona z użytku na godzinę. Przecież nie będę tyle czekał. - dopowiada.
Bartek przyznaje, że choć ceni sobie życie "bliżej chmur", to gdyby dziś miał kupować mieszkanie, raczej celowałby w niższe piętra.
- Wszystko zależy od widoku. Gdyby naprawdę było na co patrzeć - może bym się skusił. Ale w moim przypadku to ani Manhattan ani góry czy lasy w oddali. Raczej bloki i sklepy - śmieje się.
A co Bartek uważa o mieszkaniu na parterze?
- Parter z ogródkiem? Kompletnie nie dla mnie. Ogródek trzy na trzy metry mnie nie kręci. Tam to w ogóle nie ma prywatności, ludzie chodzą ci pod nosem. Wolałbym już pierwsze piętro, chociaż w moim przypadku miałbym beznadziejny widok.

"Za młodu było fajnie, teraz marzę o parterze"
Ewa ma 57 lat i na 11. piętrze spędziła ostatnie 15 lat. Na początku zachwycona, dziś - coraz bardziej ostrożna. Lubi swoją przestrzeń i widok z okna, ale życie na najwyższym piętrze zaczyna ją męczyć.
- To nie jest tak, że nienawidzę swojego mieszkania - mówi. - Ale coraz częściej łapię się na tym, że tęsknię za czymś bardziej przyziemnym. Dosłownie i w przenośni. Zdrowie już nie to, a jak sobie pomyślę, że niedługo będę na emeryturze, winda kiedyś stanie i ja będę musiała iść na jedenaste piętro... chyba bym się położyła na schodach i czekała na cud. - śmieje się.
Ewa mówi, że z wiekiem potrzeby się zmieniają. Kiedyś ważne było, żeby mieć ciszę i spokój. Teraz ważniejsze jest, by łatwo było wyjść i wrócić do domu, pójść na spacer, załatwić coś bez wdrapywania się po schodach.
- Wieżowiec to był super wybór na lata aktywności. Ale na emeryturze? Marzy mi się parter, może mały ogródek. Nawet niech będzie te trzy na trzy metry. Przynajmniej z kanapy wyjdę od razu do zieleni, a nie do windy. Najbardziej to bym chciała mieszkać w domku jednorodzinnym, ale niestety nie wyszło. Może kupię działkę i będę tam spędzać więcej czasu na emeryturze.
"Za nic nie zamieniłabym się na niższe piętro"
Malwina ma 29 lat i mieszka na 10. piętrze. Dla Malwiny życie na wysokości to codzienna radość. Uwielbia swoje mieszkanie i nie wyobraża sobie, by mogła wrócić "na ziemię".
- Mam balkon z widokiem na centrum miasta. Widzę nawet budynki na Starym Mieście w oddali. Wieczorami siadam z herbatą, patrzę na światła i myślę sobie: wow, jestem szczęściarą - opowiada z uśmiechem. - Uwielbiam tę perspektywę. I to, że nikt nie zagląda mi w okna z naprzeciwka.
Malwina dostrzega jednak także pewne minusy. Sama jeździ dużo na rowerze i przechowywanie sprzętu w mieszkaniu na dziesiątym piętrze to nie lada wyzwanie.
- Nasza winda nie jest duża. Jak trafię na sąsiadów, to z rowerem po prostu się nie zmieszczę. Czekam, aż się wszyscy wyładują. A czasem to trwa… No i wiadomo, schodami nie zejdę z rowerem na plecach. Ale mimo wszystko - dla mnie to drobiazg w porównaniu z tym, co dostaję w zamian.

Bohaterka chodzi regularnie na siłownię i zajęcia fitness, ale jak sama mówi - nawet gdy czasem nie chce jej się poćwiczyć, to i tak ma trening zapewniony.
- Zdarza się, że winda jest zajęta i nie chce mi się czekać, albo akurat mam ochotę na trochę ruchu i wtedy po po prostu wchodzę po schodach na dziesiąte piętro. I śmieję się, że to też jest przecież rodzaj fitnessu. Mój chłopak mówił, że przed wyjazdem w góry powinnam codziennie chodzić po tych schodach, bo to będzie dobre przygotowanie do takiego wyjazdu - mówi.
- Nawet moją mamę namawiam, żeby nie jechała do mnie windą, tylko weszła po schodach. Zawsze to jakaś dodatkowa aktywność fizyczna, a wiadomo, że mamy jej za mało.
Malwina mówi, że ceni sobie też bezpieczeństwo.
- Wysokość to plus. Mniej przypadkowych gości, trudniejszy dostęp dla złodziei, lepsze powietrze niż przy ulicy. Jak dla mnie? Ideał.
A co z pracą? Bohaterka pracuje zdalnie i przyznaje, że wysokość sprzyja skupieniu.
- Jest spokojniej niż na niższych piętrach. Nie słychać tak samochodów, klaksonów, ludzi na ulicy. Jak ktoś pracuje w domu, to naprawdę robi różnicę. No i sąsiedzi - na tym piętrze nie ma dużego ruchu. Nikt się tu nie kręci, nikt nie biega po korytarzu z psem czy odkurzaczem. Cisza jak makiem zasiał.
A czy życie na wysokości może wpływać na zdrowie?
Życie na wysokości może wpływać na zdrowie - i to w różny sposób. Wszystko zależy od podejścia i kondycji windy. Bo z jednej strony - mieszkając wyżej, jesteśmy dalej od ulicy, spalin i miejskiego smogu. To oznacza czystsze powietrze, mniej hałasu, więcej ciszy - co sprzyja i płucom, i głowie.
Z drugiej strony - jeśli winda działa sprawnie, to można przez tydzień nie postawić nogi na schodach. I właśnie to dla niektórych może być pułapką - mniej codziennego ruchu, więcej siedzenia, a jedyny wysiłek to kliknięcie przycisku.
Ale działa to też w drugą stronę - są osoby, które traktują schody jak bezpłatną siłownię. Albo dlatego, że chcą, albo dlatego, że muszą. Kiedy winda nie działa albo jest pełna, pojawia się okazja, by złapać trochę ruchu. Są też tacy, którzy robią to z wyboru - jak Malwina, która śmieje się, że wejście na dziesiąte piętro to dla niej wersja cardio.
Mieszkanie wysoko może więc zarówno ograniczać ruch - jak i motywować do niego. To zależy od stylu życia i nastawienia. Dla jednych będzie to wymówka, bo "po co chodzić po schodach, jak przecież jest winda", dla innych - pretekst, żeby jednak się ruszyć.

Jeśli ktoś planuje dłuższe życie na wysokości, warto, by uczciwie odpowiedział sobie na pytanie: czy schody będą dla mnie szansą, czy przeszkodą? Osoby mieszkające na wyższych piętrach mają tendencję do rezygnowania z chodzenia po schodach.
W dłuższej perspektywie może to prowadzić do mniejszej sprawności fizycznej. Zwłaszcza u seniorów może to być problem, dlatego przy planowaniu życia na emeryturze warto brać pod uwagę lokalizację mieszkania.