„Atmosfera nasycona flirtem”. Prawda o sanatoryjnych romansach
Po co jedzie się do sanatorium? Oczywiście jednym z najczęstszych powodów jest chęć podreperowania zdrowia. Kuracjusze chętnie korzystają z uciech ośrodków, a także okolicznych atrakcji. Spacerują, popołudniami piją razem kawkę, a wieczorami chodzą na dancingi. - Właściwie niemożliwe jest, by z turnusu wrócić bez nowej znajomości. Tam życie towarzyskie kwitnie – zaznacza Renata, która jakiś czas temu wypoczywała w sanatorium na południu Polski.
Tekst po raz pierwszy ukazał się 1 lipca 2022 roku. Przypominamy go w ramach cyklu "Najciekawsze 2022".
Miłość w sanatorium... co na to badania?
Według raportu "Mężczyźni jako kuracjusze w sanatorium" przygotowanego kilka lat temu przez TNS OBOP na podstawie badań i analiz seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego zdecydowana większość kuracjuszy wyjeżdża do sanatorium, by podreperować zdrowie. Jednak co piąty anonimowy ankietowany przyznał, że turnus to dla niego także szansa na zawarcie nowej znajomości z kobietą. Zgodnie z wynikami badań, 7 proc. kuracjuszy-mężczyzn podczas rekonwalescencji w sanatorium zaangażowało się w związek lub zauroczyło.
Podobne wnioski można wysnuć, analizując raport "Turystyka uzdrowiskowa i jej postrzeganie przez kuracjuszy" sporządzony przez Krystynę Krzyżanowską w 2016 roku. Autorka podczas badania wzięła pod uwagę obie płcie. "Głównym celem wyjazdu do uzdrowiska była poprawa zdrowia i leczenie różnego rodzaju schorzeń oraz wypoczynek. Poprawa stanu fizycznego i psychicznego ważniejsza była dla kobiet, natomiast możliwość nawiązania kontaktów towarzyskich i budowanie pozytywnych relacji bardziej cenili mężczyźni" - możemy przeczytać w raporcie. Chęć nawiązania kontaktów towarzyskich podczas turnusu zadeklarowało 10 proc. pań i aż 27 proc. panów.
"Na stołówkę przychodzą zrobione" - to część "sanatoryjnej kultury"
Czy rzeczywiście panowie chętniej inicjują kontakty towarzyskie podczas pobytu w sanatorium? Liczne historie, które kuracjusze opisują na forach, pozwalają wierzyć, że tak. "Panowie stroszą piórka i czują potrzebę, by otoczyć kobiety silnym ramieniem. Pokazać się z jak najlepszej strony" - tłumaczy jedna z internautek. "Zagadują, przesyłają uśmiechy, proponują spacery" - dodaje na forum.
- Koleżance jeden absztyfikant przynosił banany do pokoju. Okazją do flirtu może być wszystko - tłumaczy Małgorzata, która spędziła turnus w jednym z polskich sanatoriów. Kuracjuszki często nie pozostają obojętnie, chętnie odwzajemniając wspomniane dowody sympatii. - Kobiety niezależnie od wieku niesamowicie dbają o siebie. Na stołówkę przychodzą "zrobione". Zazwyczaj mają na sobie ładne sukienki. Dbają o makijaż. Jeśli już pojawiają się w dresach, w których uczęszczają na zabiegi, to też seksownie je rozpinają - opowiada Małgorzata i dodaje, że romanse to część "sanatoryjnej kultury". - Jest taka atmosfera nasycona flirtem, seksem. Czasem czułam się, jakbym trafiła do grupy nastolatków, którym wszystko się kojarzy - zaznacza.
Dodaje, że jeśli chodzi o zasady funkcjonujące w sanatoriach, przypominają one te z czasów kolonii. - Warunki do uprawiania seksu nie są specjalnie sprzyjające, bo pokoje z reguły są dwu- lub trzyosobowe. Do ośrodka trzeba wrócić o 22 lub maksymalnie o 23 godzinie. Na portierni zazwyczaj jest pan, który sprawdza, godziny powrotu - tłumaczy.
Kiedyś razem z koleżanką podsłuchałyśmy w pijalni rozmowę pary. Ewidentnie była to pierwsza lub druga randka, etap zapoznawczy. Zarówno pan, jak i pani mieli około 50 lat. Pan zapytał namiętnym głosem: a ty jesteś wydepilowana?
"To było jak narkotyk, każdy dzień zbliżał nas ogromnie"
Bywa, że sanatoryjny flirt zmienia się w coś więcej. "Jakiś czas temu wybrałem się pierwszy raz do sanatorium. Sanatoryjne życie znałem z opowiadań, z mediów. Na drugi dzień mojego pobytu wracałem z popołudniowej serii zabiegów. Po drodze wstąpiłem do przytulnej knajpki, aby napić się piwa i tam ją zobaczyłem - ładną kobietę już po 50-tce o cudownym uśmiechu" - wspomina początek swojego zauroczenia jeden z kuracjuszy na forum zrzeszającym osoby, które korzystają z dobrodziejstw sanatoriów. "To było jak narkotyk" - kontynuuje.
"Postanowiłem z nią zatańczyć, chociaż nie byłem właściwie ubrany. Umówiliśmy się na kolejny dzień, potem na jeszcze następny i poczułem, jak motyle zaczęły fruwać mi w brzuchu. Nie odrywaliśmy od siebie oczu, każdy dzień zbliżał nas ogromnie. Po pięciu dniach były już pocałunki, a jeszcze kilku następnych nieśmiały seks" - wspomina internauta.
"Kobieta ta miała już wieloletnie doświadczenie sanatoryjne i rehabilitacyjne, była wdową. Zakochaliśmy się w sobie nie tylko po uszy, a nawet jeszcze wyżej. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie przeżyłem, chociaż też już swoje lata mam. Ona jest z małego powiatowego miasta, a ja z dużego wojewódzkiego. Po powrocie do domu nie zapomnieliśmy o sobie i o naszych uczuciach" - tłumaczy.
- Mi żaden sanatoryjny romans się nie przydarzył. Jednak muszę przyznać, że podczas mojego turnusu nawiązała się niejedna damsko-męska relacja. Niektóre z nich były czysto przyjacielskie. Opierały się na serdecznych rozmowach. Kuracjusze pokazywali sobie nawzajem zdjęcia dzieci i wnuków. Opowiadali to tym, czym się zajmują, chodzi na spacery i dancingi - tłumaczy Anna, która niedawno wypoczywała w sanatorium na południu Polski.
- Pamiętam jednak parę, która podczas pobytu zbliżyła się do siebie znacznie bardziej. Pani była wdową, a pan kawalerem. Niesamowicie pozytywni ludzie. Chętnie korzystali z wszelkich uciech. Nasza grupa plotkowała o ich romansie właściwie od samego początku, a gdy pod koniec turnusu zainteresowani wreszcie potwierdzili nasze spekulacje, bardzo się ucieszyliśmy. Nie wiem niestety, czy ich związek przetrwał, ale mam nadzieję, że tak. Stanowili bardzo zgrany duet i przyjemnie patrzyło się na ich szczęście - tłumaczy Anna.
To jest fajne, że ludzie często schorowani, niepełnosprawni, starsi cięgle mają taki "erotyczny vibe". Dbają o siebie, tańczą w parach, flirtują. To jest duża wartość
"Poczułam taką kobiecą serdeczność"
Jednak nawiązywanie relacji towarzyskich nie zawsze musi oznaczać romanse. Nie brakuje bowiem osób, które na turnusach zawierają serdeczne przyjaźnie. - Do sanatorium pojechałam po dosyć ciężkim urazie, więc nie w głowie były mi romanse. Inni rzeczywiście, chętnie wychodzili wieczorami, zwiedzali okolice. Coś tam się mówiło o miłościach i zauroczeniach. Ja mam też swoje lata i podchodziłam do tego z dystansem. Byłam zdecydowanie najstarsza w grupie. Inne panie były młodsze ode mnie o 10, 15 lat - tłumaczy Renata, wspominając swój pobyt. - Na początku różnica wieku trochę mnie krępowała. Myślałam: o czym, ja będę rozmawiać z tymi młodymi osobami. Szybko okazało się, że zupełnie nie miałam czym się przejmować - dodaje z uśmiechem.
- Panie z mojej grupy były niesamowicie pomocne. Stale mnie komplementowały. Mówiły, że mam piękne, gęste włosy i chwaliły to, jak się ubieram. Było mi miło, bo człowiek potrzebuje takiego docenienia, zwłaszcza gdy się starzeje - tłumaczy Renata. - Prawdę powiedziawszy w sanatorium pierwszy raz od dawna poczułam taką kobiecą serdeczność, solidarność - dodaje.
- Z turnusu wróciłam nie tylko w lepszej kondycji fizycznej, ale także psychicznej. Myślę, że to po części zasługa właśnie przesympatycznej atmosfery - zaznacza. - Z jedną panią, którą wtedy poznałam, do dziś utrzymują kontakt. Dzwonimy do siebie bardzo często.
Myślę, że to właściwie niemożliwe, by z turnusu wrócić bez nowej znajomości. Tam życie towarzyskie kwitnie.
***
Zobacz również: