“Takie miałam!”. Zabawki i zabawy z PRL-u biją rekordy popularności
Hacele (strulki), resoraki, kapsle, zośka, kalejdoskop, Miś Uszatek — znasz te nazwy? Jeśli tak, powinieneś odwiedzić Muzeum Nowej Huty- oddział Muzeum Krakowa. Jeśli nie — także powinieneś je odwiedzić. Trudno wyobrazić sobie osobę, której wystawa “Trzepaki, Reksio, Atari” nie przypadnie do gustu. Nawet podczas samotnego zwiedzania, uśmiech nie schodził mi z ust, a po wyjściu stwierdziłam, że było to bardzo relaksujące (!) doświadczenie.
Gdzie, jeśli nie tu, szukać śladów PRL-u?
Gmach dawnego kina “Światowid" na osiedlu Centrum E 1. Budynek ma kształt prostopadłościanu i tylko dwa piętra, a mimo to potrafi przytłoczyć. To klasyczny przykład architektury socrealizmu.
Gdzie, jeśli nie tu — w sercu Nowej Huty — szukać śladów PRL-u? W gmachu, który kiedyś był świątynią kinematografii, dziś mieści się muzeum. Od 17 lutego 2023 r. przeżywa ono prawdziwe oblężenie, a to za sprawą wystawy “Trzepaki, Reksio, Atari".
Trzepak rządzi!
Pierwsze, co zauważamy, wchodząc do sali to... trzepak. Stoi pośrodku wystawy, stalowy i niewzruszony, choć tak, jak na starych fotografiach, oblepia go gromadka dzieci, które zwisają z metalowych rurek w różnych pozycjach. Od trzepaka wiodą ścieżki w ośmiu kierunkach. Są one lekko wygięte, niczym ramiona wiatraczka montowanego przy dziecięcych wózkach i rowerach. Taki układ nie jest przypadkiem, to celowy zabieg. Dzięki niemu wszystkie części przenikają się i łączą, a aranżacja wystawy jako całości, jest kolejnym nawiązaniem do dzieciństwa.
Dla najmłodszych trzepak jest niekwestionowanym królem wystawy. Choć mogą tutaj zagrać na komputerze, układać klocki, czytać bajki, bawić się żołnierzykami, grać w klasy i skorzystać z wielu innych zabaw, w które bawili się ich rodzice i dziadkowie, to jednak trzepak przyciąga je najbardziej. Gdy odwiedzałam wystawę, wraz ze mną gościli na niej drugoklasiści ze szkoły podstawowej numer 77 z Krakowa. Po zakończonym zwiedzaniu zapytałam, co podobało im się na wystawie najbardziej i ku mojemu zdziwieniu najczęściej pojawiającą się odpowiedzią nie były komputery czy zabawki, ale właśnie to metalowe rusztowanie, którego dorośli używają do trzepania dywanów.
Agata Klimek-Zdeb, pomysłodawczyni wystawy i jej kuratorka, to potwierdza:
Duże zainteresowanie budzi trzepak. Okazuje się, że nie wszystkie dzieci wiedzą, że może służyć do zabawy. Spotkałam się z takimi głosami, że dzieci, które z rodzicami przyszły na wystawę, potem wiedziały już, do czego można wykorzystać trzepak i chciały się bawić na nim na własnym podwórku.
Zobacz również: Kultowe szkolne gadżety. Też miałeś je w piórniku
Reksio, Miś Uszatek i Baltazar Gąbka
Na wystawie bardzo widoczny jest temat bajek: tych na rzutnik, tych oglądanych najpierw w telewizji, potem także na kasetach VHS oraz tych, które w postaci książkowej wielu z nas prawdopodobnie ma w swoich domach do dziś. W kąciku czytelniczym na długo miejsce zagrzeją fani komiksów. Można w nim znaleźć także dziecięcą prasę z minionej epoki.
Jednym z ciekawszych eksponatów jest “prawdziwy" Miś Uszatek, to znaczy lalka, którą studio "Se-ma-for" wykorzystywało podczas tworzenia kultowej serii. Na wystawie można obejrzeć jeden z odcinków tej bajki. Jak wspominają pracownicy, pomimo że słyszą go codziennie, nadal wywołuje w nich pozytywne emocje.
Muzeum Nowej Huty prezentuje też oryginalne folie animacyjne, między innymi z filmów: "Reksio", "Bolek i Lolek" oraz "Przygody Baltazara Gąbki".
Atari i Game Boy
Autorce wystawy zależało, by zwrócić uwagę na zmianę, jaką technologia wprowadziła do sposobu spędzania wolnego czasu przez dzieci. I właśnie temu celowi służą dwa segmenty: "Na ekranie i na ścianie" (wspomniana telewizja, rzutniki bajek, ale też sprzęty dźwiękowe) oraz “Wiatr zmian". W tym drugim, dotyczącym lat 80., można zobaczyć Walkmana, magnetowid, Game Boya i komputer Atari, a nawet zagrać w grę “Robbo" na Commodore, choć jedynie pod warunkiem, że uda się nam wcisnąć pomiędzy grupki okupujących komputer dzieci. Dla mnie większą zabawą było obserwowanie ich reakcji, niż sama gra (choć oczywiście i tej przyjemności sobie nie odmówiłam, tym bardziej, że przez wzgląd na odziedziczony po kuzynach sprzęt, należę do frakcji Commodore).
Dla młodych ludzi, którzy w domach grają w nowoczesne gry o zaawansowanej grafice kontakt z “Robbo" to ciekawe doświadczenie. “On mi przypomina królika". “To raczej sowa". “Nie no, co wy, przecież to robot". Szymon z klasy II, który w domu też grywa w gry komputerowe, ocenił, że “Robbo" jest łatwiejszy niż współczesne platformówki.
Natomiast samo korzystanie z komputera jest zaskakująco podobne do tego, które pamiętam z dzieciństwa: grupka dzieciaków okupuje sprzęt i gdy grający ginie w grze, reszta głośno domaga się zmiany gracza, jak ujął to jeden z drugoklasistów "dedłeś".
Osaczony tłumaczy się, że “ten pad ciężko chodzi". Gdy opowiedziałam tę historię znajomemu, zaśmiał się i stwierdził, że on do dziś na swojego gamepada mówi “joystick". Zmiana pokoleniowa, zmiana technologiczna powodują też zmianę języka - wraz z przejściem “joysticków" do historii również słowo stało się niedostępne dla młodszych pokoleń i właśnie dlatego potrzebne są takie wystawy jak ta.
Kieszeń walkmana
Ogromną przyjemność sprawiła mi możliwość odsłuchania za pomocą walkmana lektora nagranego na kasecie magnetofonowej. To urządzenie towarzyszyło mi przez znaczną część mojego dzieciństwa i możliwość ponownego użycia dała mi wiele radości. Choć muszę przyznać, że chwilę zajęło mi nim przypominałam sobie, jak otwiera się kieszeń na kasety.
Subtelny sposób nauki historii
“Trzepaki, Reksio, Atari" to wystawa, która w subtelny, nienachalny sposób uczy historii. Były to czasy, gdy wielu rzeczy brakowało i młodszemu odbiorcy doskonale może to uświadomić słynna misia Albercia, która kiedyś była misiem — mężczyzną, ale jej właścicielka przerobiła ją na dziewczynkę. Na wystawie pojawiają się także wątki cenzury, Pewexów i innych zjawisk, gdzie wielka polityka wkraczała w życie codzienne Polaków, nawet dzieci.
Agata Klimek-Zdeb powiedziała, że zdaniem, które najczęściej pada w starszej grupie zwiedzających, jest: “takie miałam/em". Gdy przechodziłam przez kolejne segmenty wystawy pomiędzy samochodami na kabel, zeszytami kolorowego papieru, książeczkami z serii “Poczytaj mi, Mamo", nie jednokrotnie nawiedziła mnie ta myśl (choć moje dzieciństwo przypadło na czasy upadku komunizmu i końca PRL-u). Ot, kolejna lekcja historii: zmiany w życiu społecznym to długotrwałe procesy, a ślady przeszłości nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Szary, smutny PRL?
Jest jeszcze jeden powód, dla którego takie wystawy są potrzebne. Gdy uczymy dzieci o PRL-u przedstawiamy go jako ciemną kartę historii. Czasy, gdy wszystkiego brakowało, a podstawowe swobody obywatelskie były na każdym kroku ograniczane. Z tego powodu dzieci mają obraz PRL-u jako czasów wyłącznie trudnych i "szarych", o czym przekonali się twórcy wystawy.
Ma ona dwie ścieżki: dla dzieci i dla dorosłych. Dziecięcą wersję przygotowali uczniowie z IV i V klas szkoły podstawowej numer 52 w Krakowie. Okazało się, że tym, co budziło zaskoczenie wśród dzieci, były... kolory. Ładne barwy komiksów, czy Misia Uszatka według nich "miały dużo kolorów jak na tamte czasy".
“Trzepaki, Reksio i Atari" okiem obcokrajowca
Zobacz również:
- Prowadzą w Krakowie nietypową kwiaciarnię. Wspólny mianownik to piękno
- Dlaczego daltoniści są mniej wybredni kulinarnie? Badania zaskoczyły naukowców
- Smakuje, pachnie, wygląda jak parówka. Zaskakujące, z czego ją zrobiono
- Mimo idealnych warunków twoje rośliny wyglądają marnie? Możesz nieświadomie im szkodzić
Theo Sikking to 66-letni Holender zafascynowany sztuką i architekturą Nowej Huty. Do Polski po raz pierwszy przyjechał 42 lata temu, by studiować historię Żydów. Zakochał się. Zakochał się w Polsce i w Polce, która ostatecznie została jego żoną. Mężczyzna po latach wrócił do kraju nad Wisłą i zwiedza Nową Hutę. Jest zachwycony muzeum i wystawą. Gdy pytam, czy zabawki z PRL-u różnią się od tych, którymi po tamtej stronie żelaznej kurtyny bawił się w dzieciństwie — odpowiada przecząco. Zabiera mnie do działu poświęconego książkom i wskazuje kilka z nich, mówiąc, że takie same ma w domu. “Ludzie wszędzie są ludźmi. Nieważne czy wychowywali się w komunizmie, czy na Zachodzie, dzieci chcą się bawić niezależnie od czasów, w jakich żyją" - mówi Theo.
Czym ta wystawa nie jest?
Wystawa “Trzepaki, Reksio, Atari" nie jest miejscem, gdzie zwiedzający w ciszy kontemplują eksponaty w szklanych gablotach, studiują znajdujący się obok tekst i szeptem wymieniają się spostrzeżeniami. Tutaj jest gwarno. Dzieci, których w muzeum nie brakuje, z wypiekami na twarzy odkrywają świat zabaw wymyślonych przez ich rodziców i dziadków. Dorośli, na co dzień poważni, ułożeni i spokojni, tutaj znów stają się “ancymonami" i “anasami", co chwilę z innego kąta wystawy usłyszeć można powiedziane nieco zbyt głośno “bawiłem się takimi samymi!".
Ta wystawa nie jest też kompleksową opowieścią o dzieciństwie w PRL, co podkreśla jej kuratorka Agata Klimek - Zdeb:
"Wystawa opowiada o zabawach i rozrywkach, a więc o tych najprzyjemniejszych aspektach dzieciństwa. To jest ogromna różnica dla nas jako muzeum i dla mnie jako historyczki. Gdyby to była kompleksowa opowieść o dzieciństwie, pojawiłoby się tu też wiele innych, ważnych wątków. Często pojawia się też wyobrażenie, że jest to wystawa wyłącznie o zabawkach. Tymczasem opowiada ona o formach spędzania wolnego czasu, a zabawkom poświęcony jest jeden z ośmiu segmentów wystawy — temat jest znacznie szerszy. Wszystko podzielone jest tematycznie, nie chronologicznie. Każdy segment dotyczy innego aspektu zabaw i rozrywek, ale wszystkie one się przenikają — tak jak w dziecięcym świecie".
Agata Klimek-Zdeb podkreśla też, że “Trzepaki, Reksio, Atari" to nie jest wystawa czysto nostalgiczna. Choć eksponaty wywołują u wielu zwiedzających wspomnienia, a muzealnicy świetnie bawili się przy jej tworzeniu, to za jej powstaniem stoją wielogodzinne kwerendy, lektura publikacji naukowych i wspomnień, rozmowy ze świadkami i solidny warsztat historyka. Także wiele inspirujących i konstruktywnych rozmów z partnerami wystawy, czyli przedstawicielami Fundacji Muzeum Komiksu, Muzeum Elektroniki i Muzeum Zabawek w Krakowie. Autorka projektu urodziła się już w III Rzeczpospolitej. Okres PRL-u, a szczególnie codzienność tej epoki, to dla niej przedmiot zawodowego zainteresowania, a nie sentymentalna podróż.
“Każdy jest tutaj ekspertem"
Agata Klimek-Zdeb kilkakrotnie podczas naszej rozmowy powtórzyła, że jednym z założeń przy tworzeniu wystawy było wyrażenie “każdy jest tutaj ekspertem". Zabawy i zabawki mogły nazywać się różnie w zależności od części kraju, a nawet osiedla. Niektóre zapewne istniały tylko lokalnie i zaniknęły po tym, jak ich wynalazcy wkroczyli w dorosłość. Właśnie dlatego kuratorka wychodzi z założenia, że każdy, kto przeżył tamten czas i wypowiada się na temat form spędzania wolnego czasu — ma rację.
Na koniec mojego zwiedzania włączam film, gdzie wytłumaczono zasady gier: w klasy, kapsle i strulki. O ile pierwszą znam doskonale, drugą jedynie ze słyszenia, o tyle ostatnia była dla mnie ogromną zagadką. Podczas gdy lektor omawia zasady podrzucania i łapania kamieni do ręki na wystawę wchodzi liczna rodzina. Około trzydziestoletni ojciec, czwórka dzieci w różnym wieku: od rocznego malucha po dwunastolatka i starsza kobieta — babcia. Na planszy przy wejściu wiszą czarnobiałe fotografie, na jednej z nich można zobaczyć dwóch chłopców: “Patrzcie, tak bawiliśmy się w dzieciństwie" - mówi starsza kobieta. “A co oni mają w rękach?" - pada pytanie siedmioletniej dziewczynki, po czym babcia tłumaczy jej, że są to wystrugane z drewna pistolety i zaczyna snuć swoją opowieść o dzieciństwie. Każdy, jest tutaj ekspertem...
To wystawa dla każdego
Zawsze, gdy piszę w tym kontekście słowo “wystawa" drży mi palec i dusza boli, bo to miejsce jest raczej przestrzenią doświadczania, nauki przez zabawę, podróży w przeszłość i własne wspomnienia. Trudno mi sobie wyobrazić osobę, której się tutaj nie spodoba. Pamiętający czasy PRL-u powrócą tu do swojego dzieciństwa, dzieci i młodzież odkryją nieznany świat, a młodsi dorośli zobaczą na własne oczy to, o czym mówili im rodzice.
Często na wystawie pojawiają się całe rodziny w różnych zestawieniach: rodzice z dziećmi, dorośli ze swoimi rodzicami i chyba najbardziej rozczulające i międzypokoleniowe zestawienie: dziadkowie z wnukami.
“Trzepaki, Reksio, Atari" można zwiedzać od środy do piątku w godzinach 10-17, a w soboty i niedziele o godzinę dłużej. Bilet ulgowy to koszt 12, a normalny 16 złotych. Dostępne są także bilety rodzinne w cenie 32 złotych, w środę wstęp jest bezpłatny. Wystawę można zwiedzać samodzielnie lub w grupach zorganizowanych z przewodnikiem/edukatorem.
Przez cały czas, gdy przechodziłam przez kolejne segmenty wystawy, towarzyszył mi uśmiech. Fascynujące były nie tylko same eksponaty, ale także obserwowanie dzieci, które wkraczały w ten świat. Najbardziej zaskakujące było jednak uczucie, które dosięgło mnie po wyjściu z budynku — czułam się niebywale zrelaksowana. Z gorącym sercem polecam każdemu to miejsce.