Reklama

Dr n. med. Maria Matejko: "Akupunktura - leczenie szyte na miarę"

Powtarzam pacjentom, że to nie ja, a ich organizm pracuje. Igły pomagają mu wrócić na właściwe tory, bez konieczności wprowadzania jakichkolwiek substancji leczniczych. To co mnie frustruje w dermatologii, i w ogóle w medycynie, to fakt, że leki często maskują problem. Nie rozwiązują go. Znoszą objawy, ale przyczyna wciąż się tli- mówi dr n. med. Maria Matejko, dermatolożka i specjalistka medycyny chińskiej.

Ewa Koza, Interia.pl: Skąd u dermatolożki zainteresowanie medycyną wschodu, akupunkturą, ziołolecznictwem i dietetyką? Nie znam wielu lekarzy, którzy byliby ciekawi alternatywnych metod leczenia.

Dr n. med. Maria Matejko: - To prawda, większość trzyma się zaleceń medycyny zachodu. Po drugiej stronie barykady są specjaliści medycyny chińskiej, a ja próbuję je łączyć. Moje zainteresowanie medycyną wschodu zaczęło się trywialnie - od kursu gotowania. Prowadził go pan Marek Zaręba. Jego przepisy były oparte na zasadach medycyny chińskiej. To on zaszczepił we mnie potrzebę poszukiwania rozwiązań opartych na holistycznym podejściu do człowieka. Rozwiązań, które łączą medycynę z żywieniem. I tak, po nitce do kłębka, zaczęłam zgłębiać zagadnienia dietetyczne, później ogólne zagadnienia medycyny chińskiej z ziołami, aż dotarłam do akupunktury. Ta daje mi wymierne narzędzie.

Reklama

- Długo próbowałam przemycać zalecenia dietetyczne w trakcie rozmów z pacjentami. To cenna wiedza, ale trudna do wdrożenia. Niełatwo zmienić utrwalone nawyki i przemodelować styl życia na podstawie jednej czy nawet kilku wizyt. Inna sprawa, że pacjenci niekoniecznie chcą się stosować do zaleceń dietetycznych. Najczęściej oczekują, że ktoś zrobi coś za nich.

Opcja szybsza i wygodniejsza.

- Niestety. Zmiana nawyków to czasochłonny proces. Mam grupę pacjentów, którzy nad tym pracują, ale to nie jest znaczący odsetek. Codzienność dietetyka to frustrująca praca u podstaw.

Dietetyka to duża dziedzina, która wciąż jest traktowana po macoszemu. Wielu ludzi zakłada, że to część wiedzy, którą zdobywa każdy lekarz, a przecież studenci medycyny nie mają odrębnego przedmiotu o żywieniu człowieka. Znajoma profesorka, która znaczną część swojej praktyki poświęciła pracy w obszarze żywienia osób z dysfunkcjami układu pokarmowego mówi, że gro jej pacjentów to właśnie lekarze.

- Bo znaczna grupa lekarzy pracuje w takim trybie, że nie mają kiedy o siebie zadbać. Ten zawód potrafi być wyczerpujący i odbija się na zdrowiu.

- Zachodnia medycyna w wielu sytuacjach dochodzi do ściany. Nie daje alternatywy, wtedy szuka się czegoś innego. U mnie takie zainteresowania pojawiły się dość wcześnie, wiedzę z zakresu medycyny zachodniej i wschodniej zgłębiałam właściwe równolegle. Już na studiach robiłam kursy i szkolenia, które dały mi poczucie, że patrzę na człowieka kompleksowo.

- Co ciekawe, lekarze raczej nie zgłaszają się do mojego gabinetu. Nie szukają pomocy w akupunkturze. Mam pełen przekrój pacjentów, z różnych dziedzin. Lekarz zdarza się sporadycznie.  Może to kwestia czasu, żeby się otworzyli na coś nowego.

Wspomniała pani o wyraźnym dualizmie w podejściu specjalistów medycyny wschodu i zachodu. Z powodzeniem funkcjonuje pani w obu. Która jest pani bliższa? 

- Sercu na pewno medycyna chińska. Dla mnie najważniejsze jest całościowe podejście do pacjenta, które uwzględnia jego stan psychiczny. Bo o nim, jako lekarze medycyny zachodniej, często zupełnie nie myślimy.

- Gdy patrzę na moich pacjentów, myślę, że w 90 proc. za sukces terapeutyczny odpowiada ich kondycja psychiczna. Medycyna zachodu tego nie docenia. Pospieszyliśmy się trochę z tabletkami, leczeniem obrazowym i koncentracją na wynikach (krwi i innych - przyp. red.). Trochę zapominamy w tym wszystkim o pacjencie. Tego mi bardzo brakowało od początku obcowania z medycyną zachodu, dlatego sercem jestem za medycyną chińską.

- Są jednak sytuacje, w których medycyna zachodu jest bardziej przydatna. Myślę szczególnie o stanach ostrych. To logiczne, że nikt nie będzie nakłuwał igła, gdy pacjent ma zawał serca. Mamy wtedy metody, które działają szybciej i trzeba z nich korzystać. Przy ostrej infekcji bakteryjnej też raczej włączmy antybiotyk, choć wyrafinowany specjalista medycyny chińskiej zapewne będzie w stanie wyprowadzić z niej bez leków. U mnie, w takich sytuacjach, odzywa się dusza lekarza medycyny zachodu.

- Zdarzyło się, że w trakcie badania - zgodnego z zasadami medycyny chińskiej - wyczułam, że pacjent jest ewidentnie niemiarowy (niemiarowy puls - przyp. red.), więc pokierowałam go do kardiologa. Później dostałam informację, że konieczny był pilny zabieg kardiologiczny. W tym aspekcie, połączenie wiedzy medycyny wschodniej i zachodniej jest bardzo potrzebne.

Zobacz również: Prosta dieta rozgrzewająca. Stosuj przy problemach z tarczycą i krążeniem

Czy są obszary, które się wykluczają, czy terapie według zasad obu medycyn częściej się uzupełniają?

- Raczej się uzupełniają. W większości przypadków możemy pracować równolegle. Bardzo często zgłaszają się do mnie kobiety, które leczą się z powodu niepłodności. Pracuję równoległe z ginekologami, którzy pewnie nawet nie wiedzą o moim istnieniu, ale pacjentki korzystają z akupunktury, żeby przygotować się do zabiegu. Przychodzą też po transferze. To naukowo potwierdzone - akupunktura jest w takich sytuacjach wartością dodaną.

Zdarza, że pacjent musi zdecydować się na jedną terapię, bo prowadzone równolegle mogłoby przynieść efekt niekorzystny?

- Nie przychodzi mi do głowy nic, w czym nakłuwanie mogłoby zaszkodzić. Gorzej byłoby z ziołami. Tu jestem ostrożna, szczególnie, gdy ktoś przyjmuje leki, zwłaszcza przeciwdepresyjne. Mam sporą grupę takich pacjentów. Wolę igły, one ewidentnie nie mają negatywnego wpływu.

- To czego aktualnie nie robię, i informuję o tym na stronie internetowej, to nie leczę pacjentów z aktywnym procesem nowotworowym. Nakłuwając, wpływam na przepływy energii. Nie chcę ingerować, gdy komórki są w fazie aktywnego wzrostu. To, w większości przypadków, zbyt ryzykowne.

Widzimy igły, ale czym dokładnie jest akupunktura?

- Akupunktura jest metodą leczenia, w której wykorzystuje się cienkie igły do nakłuwaniu pacjenta w konkretne miejsca, które wyznaczamy na bazie solidnie zebranego wywiadu, badania pulsu i oglądania języka. Igły wkłuwa się w konkretne punkty akupunkturowe na meridianach, czyli - obrazowo ujmując - na liniach, wzdłuż których przepływa energia. Tych linii i punktów jest sporo. Dobieramy je do konkretnego pacjenta, na bazie niedoborów czy wzorców, które widzimy w jego organizmie. Można to nazwać "leczeniem szytym na miarę".

- Warto wiedzieć, że tę samą jednostkę chorobową można leczyć bardzo różnymi sposobami. Nie jest tak, że pacjenci, którzy zgłoszą się z podobną dolegliwością, będą mieli ten sam schemat nakłuć. Ludzie często tego nie rozumieją. Czasem przychodzą z oczekiwaniem, by nakłuć im konkretny punkt, ale to tak nie działa. Przecież ból głowy może pojawić się z niedoboru albo nadmiaru. Jest wiele wzorców patologii.

Kto otwiera się na leczenie akupunkturą?

- Zgłasza się do mnie dużo nauczycieli, jest też sporo osób, które prowadzą własną działalność. Największa grupa pacjentów jest pomiędzy 40. a 60. rokiem życia. Zdarzają się też 30-latkowie.

- Mój typowy pacjent to człowiek zabiegany i zestresowany. Przychodzi i mówi, że ma nerwicę albo nie panuje nad stresem. Czasem mówi, że ma problemy z czymś innym, a dopiero później okazuje się, że podłożem problemu jest gonitwa, w której większość z nas dziś ulega.

Często zgłaszają się do pani pacjenci, którzy zawiedli się na medycynie zachodu?

- Bardzo często. Nie chciałabym, żeby tak było, i mam nadzieję, że za kilka lat nie będzie to zdanie, które będę słyszała od co trzeciego pacjenta - póki co, nagminnie powtarzają: "przychodzę do pani, bo jest już pani moją ostatnią deską ratunku", a ja nie chcę być tą ostatnią deską ratunku. To duża presja.

- Dobrze by było, gdyby ludzie przychodzili po akupunkturę w pierwszej czy drugiej kolejności. Ta metoda jest łatwiejsza i dużo bezpieczniejsza dla organizmu niż wiele terapii, które oferuje medycyna zachodu.

- Powtarzam pacjentom, że to nie ja, a ich organizm pracuje. Igły pomagają mu wrócić na właściwe tory, bez konieczności wprowadzania jakichkolwiek substancji leczniczych. To co mnie frustruje w dermatologii, i w ogóle w medycynie, to fakt, że leki często maskują problem. Nie rozwiązują go. Znoszą objawy, ale przyczyna wciąż się tli.

Zdarzają się pacjenci, którzy zaczynają szukanie rozwiązania od akupunktury?

- Bardzo rzadko, a szkoda. Punkty akupunkturowe uwalniają napięcie. Widzę, że części moich pacjentów przydałaby się też praca z psychologiem. Przegadanie tego, z czym sobie nie radzą.

Zobacz również: 5 punktów akupresury, które pomogą szybko schudnąć

Z jednej strony przegadanie, z drugiej praca z ciałem. Pojawia się coraz więcej informacji mówiących o tym, że sama terapia, rozumiana jako rozmowa, nie wystarczy, bo stres zapisuje się w ciele. Dobrze wyjaśnia to metoda Lowena: zarówno doświadczenia traumatyczne, jak i codzienny stres rozkładają się w ciele. Gdy jest ich za dużo, ono się napina. Może igły pomagają uwolnić to napięcie z ciała?

- Może tak być. Są przecież punkty akupunkturowe, które uwalniają traumy. Myślę, że z akupunkturzystą jest tak samo, jak z każdym innym terapeutą - ważne, żeby znaleźć kogoś, kto nam odpowiada. Zaufanie i tak zwana "chemia" między specjalistą i pacjentem jest bazą, bez której nic dobrego nie może się wydarzyć.

Wspomniała pani, że najczęściej puka do jej gabinetu człowiek zestresowany. Z czym jeszcze zgłaszają się ludzie?

- Mam sporo pacjentów z migrenami i kobiet, które leczą się z powodu niepłodności. W pierwszej grupie, którą nazwałyśmy: "współczesny człowiek zestresowany", wyraźnie przewijają się też kłopoty gastryczne. Często powtarza się zapalenia żołądka, jelito drażliwe i szereg innych kłopotów metabolicznych.

Na szczęście medycyna zachodu coraz więcej mówi o zaburzeniach na osi mózgowo-jelitowej - o tym, jak destrukcyjnie na mikrobiotę jelitową wpływa przewlekły stres, a także depresja i inne problemy w obszarze zdrowia psychicznego. I na odwrót, że zaburzania naturalnego środowiska jelit mogą odbijać się na kondycji psychicznej.

- I to jest dobry kierunek, zgodny z założeniami medycyny wschodu. Przecież mamy leczyć człowieka, a nie wybrany narząd. Widzę wyraźnie, że w ostatnich latach zainteresowanie medycyną wschodu gwałtownie wzrasta. Być może dlatego, że nie znajdujemy już odpowiedzi w farmaceutykach.

***

Dr n. med. Maria Matejko - lekarka, dermatolożka, specjalistka medycyny chińskiej. Doktorat ukończyła w Klinice Dermatologii Uniwersytetu Friedrich-Alexander w Erlangen (Niemcy), specjalizację ukończyła w Klinice Dermatologii w Kielcach. Wiedzę z zakresu akupunktury zdobywała na licznych szkoleniach i warsztatach, w tym z ramienia Międzynarodowej Szkoły Akupunktury "Acuart". Ukończyła również półtoraroczne studium akupunktury z ramienia Polskiego Towarzystwa Akupunktury z akredytacją przy warszawskiej Izbie Lekarskiej. Praktykę prowadzi w Kielcach.

Zobacz również: Czy stawianie baniek jest skuteczne? O opinię zapytaliśmy eksperta

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: akupunktura | medycyna chińska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy