Konie wożące turystów nad Morskie Oko przechodzą badania. Oto wyniki

Od lat transport konny na drodze do Morskiego Oka budzi kontrowersje. Obrońcy praw zwierząt domagają się jego likwidacji twierdząc, że konie są przeciążane. Z kolei fiakrzy i Tatrzański Park Narodowy zapewniają, że zwierzętom nie dzieje się krzywda. Od 11 lat, z inicjatywy aktywistów, przed rozpoczęciem sezonu letniego konie przechodzą szczegółowe badania. Wybrałam się do Palenicy Białczańskiej, aby zobaczyć, jak to wygląda.

Na trasie do Morskiego Oka pracuje kilkaset koni
Na trasie do Morskiego Oka pracuje kilkaset koniKatarzyna PiątkowskaINTERIA.PL

Asfaltowy szlak nad Morskie Oko każdego roku przemierzają tłumy turystów. Konne zaprzęgi, czyli "fasiągi" na tej trasie to dobrze znany obrazek, który dzieli turystów odwiedzających to najsłynniejsze jezioro w Tatrach. Jedni chętnie korzystają z przejażdżki, dla innych ta forma poruszania się po szlaku jest niezrozumiała. Niezmiennie w szczycie sezonu setki turystów czekają w kolejce, aby wsiąść do zaprzęgu. I słono za to płacą. W tym roku wjazd na Włosienicę, gdzie kończy się trasa konnych zaprzęgów, kosztuje 90 zł od osoby, za zjazd zapłacimy 50 zł.

Jan Holoubek. O kosmicznym porozumieniu z ojcem, miłości do aktorów i serialu "Rojst Millenium"INTERIA.PL

Ponad 300 koni będzie jeździć do Morskiego Oka

W miniony weekend lekarze weterynarii badali kondycję koni pracujących na trasie Palenica Białczańska - Włosienica. W badaniach brali udział lekarze reprezentujący fiakrów, TPN oraz Fundację Viva!

- Sprawdzamy dobrostan zwierząt, czyli badamy parametry kliniczne, tętno, oddechy - mówi lekarz weterynarii Marek Tischner, który reprezentuje TPN.  - Jest początek sezonu, więc konie są jeszcze z treningiem na bakier. Te konie, które już tu pracowały są w lepszej kondycji, te które są tu pierwszy raz, są jak ludzie, którzy pierwszy raz wychodzą w góry. Trochę się męczą, ale nie jest to zmęczenie wybitne, widać, że są po prostu niewytrenowane. Konie po zimie są mocno "otłuszone", widać, że były dobrze karmione, dlatego mają gorsze parametry np. oddechu. Po chwili treningu zwierzęta bardzo dobrze sobie radzą i nie ma problemu, żeby tu pracowały - dodaje lekarz.

Pierwszym etapem badań były testy na Palenicy Białczańskiej skąd konie ruszają w trasę. Zwierzęta oglądał lekarz ortopeda.  - Sprawdzamy uszkodzenia skórne, prowadzimy oględziny zewnętrzne i przeprowadzamy badanie konia w ruchu. Jeżeli koń byłby kulawy to zostanie zatrzymany. Te konie, które do tej pory przebadaliśmy są w bardzo dobrej kondycji - mówi lekarz weterynarii Piotr Szpotański.

Obrońcy praw zwierząt alarmują - konie ciągną o tonę za dużo

Zdaniem obrońców praw zwierząt konie ciągną o tonę za dużo
Zdaniem obrońców praw zwierząt konie ciągną o tonę za dużoKatarzyna PiątkowskaINTERIA.PL

Konie pracują w parach, ciągnąc wóz z maksymalnie 12 osobami w górę i 15 na trasie w dół. Droga na Polanę Włosienica, gdzie kończą kurs, to ponad 6 kilometrów po asfalcie. Włosienica znajduje się na wysokości ok. 1315 m n.p.m.

Tam właśnie odbywały się kolejne etapy badań. Sprawdzano liczbę oddechów, tętno i poziom odwodnienia. Pomiary przeprowadzono tuż po tym jak konie dojechały na górę oraz po piętnastominutowym odpoczynku.

- Wyniki badań, jak każdego roku dowodzą, że ta praca dla koni w tym miejscu jest nieodpowiednia. Oddechy koni, mimo spoczynku, nigdy nie wracają do wartości fizjologicznych. Na przestrzeni lat widać dużą poprawę jakości życia tych zwierząt, ale ciągle jest to ten sam wysiłek - mówi Bożena Latocha, lekarz weterynarii z Fundacji Viva!

- Pierwsze zaprzęgi konne pojawiły na trasie nad Morskie Oko w 1989 roku. Wcześniej na Włosienicę dojeżdżały autobusy - przypomina Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! od lat walcząca w obronie koni z Morskiego Oka.  - Według regulaminu konie po dojechaniu na Polanę Włosienica odpoczywają 20 minut i dopiero po tym czasie mogą rozpoczynać kolejny kurs. Z naszych badań wynika, że po tych 20 minutach parametry życiowe zwierząt, takie jak oddech, nie wracają do normy. I to właśnie oddech, a nie tętno, świadczy o przeciążeniu. W dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy w wojsku pracowały konie i dbano, aby służy jak najdłużej, opracowane zostały różne skale mierzące przeciążenia. Opieramy się na tych skalach przy badaniu koni jeżdżących na trasie do Morskiego Oka. Wyliczenia pokazują, że konie ciągną o około tonę za dużo - dodaje Anna Plaszczyk z Vivy!

Jak można się spodziewać, fiakrzy, mają na temat pracy koni zupełnie inne zdanie. Twierdzą, że prowadzona jest na nich nagonka. Zapewniają, że dbają o konie jak o członków rodziny. Jest nawet takie powiedzenie na Podhalu, że "górale o konia dbają lepiej niż o własną żonę".

- Jaki mielibyśmy interes w tym, żeby konia "zajeździć"?" pyta jeden z fiakrów z którymi rozmawiałam.  - Koń jest bardzo drogi, kosztuje ok. 20-30 tysięcy. Dbamy o to, aby był w dobrym stanie i pracował jak najdłużej - dodaje.

Turyści podzieleni w sprawie koni do Morskiego Oka

Turyści często tłumaczą, że decydując się na przejazd fasiągiem, ulegli dziecięcym prośbom
Turyści często tłumaczą, że decydując się na przejazd fasiągiem, ulegli dziecięcym prośbomKatarzyna PiątkowskaINTERIA.PL

Byłam ciekawa też opinii turystów. Zdania są podzielone. Jedni uważają, że to tradycja a koń od zawsze pracował i jest do tego stworzony. Inni nie wyobrażają sobie wsiąść do "fasiągu". A o tym jak "gorący" jest to temat można przekonać się czytając komentarze w mediach społecznościowych na grupach związanych z górami. Ilekroć pada pytanie o zaprzęgi na szlaku do Morskiego Oka wybucha awantura. Zapytałam turystów czekających w kolejce do takiego właśnie zaprzęgu o to, dlaczego zdecydowali się na wjazd fasiągiem.

- Chcieliśmy oszczędzić trochę czasu. Gdyby była taka możliwość wolelibyśmy jakiś pojazd elektryczny a nie konie - mówi turystka z Opola.  - Dziecko chciało przejechać się zaprzęgiem. Gdybym był sam poszedłbym pieszo, ale obiecałem dziecku koniki - tłumaczy turysta z Warszawy.

- My idziemy pieszo, ale myślę, że nie ma w tym nic złego, że jeżdżą tu konie. Są stworzone do pracy. Może mniej osób powinno wsiadać na zaprzęg, 12 to za dużo albo gdyby były cztery konie, to już bardziej nas przekonuje - mówi para turystów z Bydgoszczy.

- To jest dramat, że młodzi, zdrowi ludzie jadą zaprzęgiem. W góry przyjeżdża się po to, aby chodzić a nie męczyć konie" - oburza się turystka z Warszawy.   - Co to za turysta, który nie dojdzie na własnych nogach? - dodaje.

Podczas tego weekendu zbadano około 240 koni. Pod koniec miesiąca odbędą się dodatkowe badania. Później lekarze porównają wyniki, opracują dane i sporządzą raport końcowy.

Tekst: Katarzyna Piątkowska

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas