Mężczyzna, któremu wycięto pamięć
Henry Molaison był człowiekiem o ponadprzeciętnej inteligencji, miłym usposobieniu i pozytywnie patrzącym na świat. Mimo to, w swoim 82-letnim życiu nigdy nie nawiązał bliższych relacji. Przez połowę życia nie był też w stanie czytać książek czy zapamiętać drogi do swojej sali w szpitalu. A wszystko zaczęło się od operacji mózgu.
"Próbowałem usunąć pacjentowi epilepsję, a wyciąłem mu pamięć!"
W świecie nauki co pewien czas pojawiają się tzw. medyczni celebryci. Ich sława wynika z nietypowej przypadłości, najczęściej wrodzonej lub nabytej na skutek wypadku. Henry Molaison zdecydowanie był medycznym celebrytą, ale nie był w stanie tego zapamiętać. Co więcej, funkcjonowanie jego mózgu zostało zaburzone przez chirurga w 1953 roku i nie było wypadkiem. Niektórzy uważają, że feralne skutki operacji były nieuniknione przy ówczesnym stanie wiedzy. Inni są zdania, że stan Molaisona to przykład medycznej brawury chirurga, który stanowi rzeczywisty przykład szalonego naukowca.
25 sierpnia 1953 roku doktor William Scoville przeprowadził operację na przytomnym, ale znieczulonym pacjencie, Henrym Molaisonie. Wykonał wiertłem dwa otwory w jego czaszce i przy pomocy szpatułki wydobył fragmenty jego mózgu. W ten sposób usunął m.in. obydwa hipokampy. To nieduże struktury, które — jak dzisiaj wiemy — odpowiadają głównie za pamięć. W latach pięćdziesiątych rola tej części mózgu była nieznana.
Dlaczego zatem dr Scoville postanowił je wyciąć? Sądził, że w ten sposób wyleczy swojego pacjenta z epilepsji. Nie była to pierwsza operacja dr Scoville’a na mózgu: w swojej praktyce wykonał kilkaset zabiegów lobotomii, czyli operacji, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu były uważane za skuteczną terapię depresji, schizofrenii i różnych zaburzeń psychicznych. Epilepsja w tamtych czasach uznawana była za chorobę psychiczną, a nie neurologiczną, jednak nawet dr Scoville nie był pewien, jakie rezultaty uda się osiągnąć. Swoją operację nazwał eksperymentem, który z dzisiejszej perspektywy przez wielu naukowców uważany jest za nieetyczny.
Po wycięciu hipokampów Molaisona szybko zorientował się, że operacja nie przyniosła w pełni spodziewanych rezultatów. Miał powiedzieć do swojej żony: "Próbowałem usunąć pacjentowi epilepsję, a wyciąłem mu pamięć! Niezła zamiana!". Co prawda, ataki epilepsji Molaisona zmniejszyły swoją częstotliwość, ale zapłacił za to wysoką cenę: całkowitą utratę pamięci po 25 sierpnia 1953 roku.
Życie sprzed amputacji pamięci
Henry Molaison był pogodnym mężczyzną, który nigdy nie opuścił swojego rodzinnego miasta nieopodal Bostonu. Był jedynym synem swoich rodziców, lubianym nastolatkiem obdarzonym poczuciem humoru. Jego młodość była czasem pozbawionym większych problemów do czasu, kiedy dostał pierwszego napadu epilepsji. Wydarzyło się to w dniu jego 16. urodzin i zmieniło jego życie na zawsze.
Henry doświadczał pomniejszych napadów padaczki kilka razy dziennie: prowadziło to do utraty świadomości na kilkadziesiąt sekund. Raz w tygodniu przeżywał silny napad, który wykluczał go z funkcjonowania na wiele godzin. Ponieważ były to czasy, w których wyznawano poglądy eugeniczne, zaczął być traktowany jak gorszy typ człowieka: jego lekarz zalecił mu unikania kontaktów seksualnych i odradził małżeństwo, aby Henry nie przekazał swoich genów dalej. To, plus typowy brak empatii wśród nastoletnich rówieśników sprawiły, że Henry wycofał się z życia: pracował w sklepie z dywanami, unikał bliższych kontaktów z innymi, poza rodziną. W wieku 26 lat jego matka podjęła decyzję o tym, aby spróbować operacji na mózgu: ojciec był załamany stanem syna i niezdolny do jakiejkolwiek reakcji.
Lata później matka Henry’ego przyznała, że opieka nad synem pozbawionym pamięci była bardziej uciążliwa i trudna niż nad małym dzieckiem. W końcu nawet kilkulatki mają pojęcie czasu i są w stanie przyswoić proste informacje, takie jak to, gdzie się znajdują, jaki jest dzień, kim są otaczające je osoby. Henry w wieku 26 lat utracił tę zdolność bezpowrotnie.
Medyczny celebryta
Gdyby zapytać Henry’ego Molaisona, czy jego życie po operacji było trudniejsze niż wcześniej, nie byłby w stanie udzielić odpowiedzi. Przez kilkadziesiąt lat, gdy był notorycznie badany i poddawany testom psychologicznym, nigdy nie narzekał na swój los. Nie wiadomo, czy dlatego, że nie był w stanie tak naprawdę zapamiętać, jaki ten los jest, czy wpływało na to jego pozytywne usposobienie. Faktem jest, że kilka razy zauważył, że radzi sobie gorzej niż inni ludzie i że jest bezużyteczny. Zawsze jednak powtarzał, że cieszy się, że badania jakim go poddawano, pomogą innym pacjentom.
Aż do śmierci 2 grudnia 2008 roku Henry nie był w stanie zapamiętać twarzy ludzi: zarówno tych, którzy się o niego troszczyli, jak pielęgniarki czy doktor Suzanne Corkin, która poświęciła swoją karierę naukową badaniu Molaisona, jak i spotkanych przed chwilą. Mógł czytać książkę i po chwili zacząć od tego samego miejsca nie pamiętając, co przeczytał. Nie zapamiętywał nawet prostych układów pomieszczeń, daty czy rutynowego rozkładu dnia. Co więcej, nie rozpoznawał nawet swojej twarzy w lustrze: w jego pamięci świat zatrzymał się 25 sierpnia 1953 roku, dlatego w swoim umyśle był wiecznie młody. Zdecydowanie jednak nie jest to długowieczność, jakiej każdy z nas by sobie życzył.