Nowy trend wśród 30-latków. Szybko rośnie liczba współczesnych "gniazdowników"
Oprac.: Bartosz Stoczkowski
- Idę do sklepu, kupić coś? Mieszkanie sobie kup! — tak świat internetowego humoru kpi z "gniazdowników" niepotrafiących zdobyć się na samodzielność. Z czego naprawdę wynika zjawisko pozostawania dorosłych dzieci w rodzinnych domu? Rozmawiamy z 30-latkami mieszkającymi pod dachem rodziców.
Nowe badania Głównego Urzędu Statystycznego ujawniły nowy społeczny trend — coraz więcej osób w wieku od 25 do 34 lat mieszka wciąż ze swoimi rodzicami. Zjawisko to, nazywane "gniazdownictwem", zdaje się przybierać na sile, gdyż coraz więcej młodych dorosłych nie chce wyprowadzać się z domu. Niektórzy wręcz wracają po kilku latach od wyfrunięcia z rodzinnego gniazda.
Zaskakujące może być to, że większość "gniazdowników" to osoby, które już ukończyły edukację i mają stałą pracę. W badanej grupie wiekowej aż 65 proc. osób mieszkało z rodzicami, mimo że miały stałe zatrudnienie. Czy takie rozwiązanie jest wygodą, czy koniecznością? Jak wpływa to na relacje międzypokoleniowe? Pytamy naszych rozmówców.
Magda ma 31 lat i mieszka z rodzicami, młodszym bratem i babcią w dużym mieszkaniu w jednej z wrocławskich przedwojennych kamienic. Studia ukończyła w Krakowie, jednak niedługo po ich ukończeniu wróciła do rodzinnego miasta i domu.
— Po maturze bardzo chciałam wyjechać i zasmakować samodzielnego życia bez rodzicielskiego nadzoru, więc wybrałam studia w innym mieście. Przez pięć lat mieszkałam z pięcioma innymi koleżankami w wynajmowanym mieszkaniu w Krakowie. Po dwie w każdym pokoju. To były bardzo fajne czasy i dobrze je wspominam. Do domu rodziców nie wróciłam jednak od razu po studiach. Po otrzymaniu dyplomu podjęłam nawet stałą pracę jako nauczycielka biologii w jednej z krakowskich szkół podstawowych. Wtedy dotarło do mnie, że nadal muszę mieszkać w domu współdzielonym z innymi lokatorami, gdyż po prostu nie stać mnie na samodzielny wynajem. W ten sposób żyła zresztą większość moich znajomych — niby już dorośli, a jednak prowadzący tryb życia studenta. Wytrzymałam tak trzy lata i powiedziałam dość — jeśli nie mogę mieszkać samodzielnie, to przynajmniej niech to będą moi bliscy, a nie obcy ludzie.
Po dłuższym namyśle i kilku rozmowach z rodzicami, Magda zdecydowała, że wraca na stare śmieci, ale będzie dokładać się do domowych rachunków, a oni nie będą zbytnio wtrącać się w jej sprawy.
— Moi rodzice pracują, więc nie mają wiele czasu na pilnowanie dorosłych dzieci. Ja i mój brat, który właśnie rozpoczął studia, jesteśmy dość odpowiedzialnymi ludźmi i staramy się wnieść swój wkład w funkcjonowanie wspólnego gospodarstwa. Każdy w domu ma wyznaczone zadania i jeśli nikt niczego nie zawali, wszystko chodzi jak w zegarku. Na przykład ja rano robię zakupy, bo lubię wcześnie wstawać, a on wyjmuje naczynia ze zmywarki, którą wieczorem włącza mama. Tata wyprowadza psa na poranny spacer, a nim wszyscy opuścimy dom, do babci przychodzi na kilka godzin opiekunka. Babcia jest osoba niepełnosprawną i porusza się na wózku — nie może więc zostać sama.
Pytamy naszą rozmówczynię o życie prywatne i okazuje się, że również własne potrzeby da się pogodzić z mieszkaniem z rodzicami.
— Od niedawna mam chłopaka i dość często robimy weekendowe wypady do ciekawych miejsc — czasem w Polsce, a czasem gdzieś w Europie. Ostatni długi weekend spędziliśmy w Rzymie. Jeździmy też na różne koncerty, a czasem spędzamy noc w luksusowym hotelu. Od razu powiem, że na to wszystko nie byłoby nas stać, gdybyśmy mieszkali teraz razem. Kredyt, a nawet wynajem przyzwoitego mieszkania i bieżące opłaty pochłonęłyby większość naszych zasobów finansowych. On też mieszka na razie z rodzicami, a co dalej będzie — trudno powiedzieć. Jeśli ten związek okaże się czymś poważnym, to pewnie będziemy szukać jakiś możliwości, ale w tym momencie wolimy żyć chwilą. Obawiam się jednak, że wspólne życie będzie wymagać wielu wyrzeczeń.
Wysokie koszty życia, trudności w znalezieniu mieszkania i obawa przed utratą stabilizacji finansowej są kluczowymi czynnikami wpływającymi na decyzję o pozostaniu w domu rodziców nie tylko w przypadku Magdy.
33-letni Mariusz z Gdyni, nasz kolejny rozmówca, również wybrał pozostanie w rodzinnym domu i dobrze rozumie korzyści płynące z tej sytuacji.
— Nie chcę własnego mieszkania z kredytem na trzydzieści kolejnych lat. Nie wiem co będzie za rok, za pięć, czy dziesięć lat. Raty mogą wzrosnąć, ja mogę stracić pracę lub zachorować, a poza tym kredyt oznacza życie w ciągłym stresie właściwie aż do starości. To nie dla mnie. Wynajem z kolei to wyrzucanie pieniędzy w błoto, gdy mogę mieszkać u rodziców i dokładać się do wspólnego budżetu. Choć prawdę mówiąc, oni nie biorą ode mnie pieniędzy — wolą bym oszczędzał na tak zwaną przyszłość.
Mariusz ma jednoosobową działalność gospodarczą i zajmuje się remontami mieszkań. Ukończył technikum budowlane i nigdy na dłużej nie opuścił rodzinnego domu, poza krótkim epizodem pracy w Norwegii.
— Kilka lat temu kolega namówił mnie na wyjazd do pracy w norweskiej przetwórni ryb. To był harówka od rana do nocy, a potem powrót do wspólnego mieszkania z ośmioma innymi kolesiami. Sorry, ale to nie dla mnie. Chcę coś mieć też z tego życia dla siebie. W Polsce biorę zlecenie, a po nim robię sobie tydzień, czy dwa przerwy. Lubię wyprawy rowerowe i bushcraft. Pracując w swoim trybie i nie płacąc za mieszkanie mam na to czas i nie chce z tego rezygnować.
Mariusz nie uważa też, że wykorzystuje swoich rodziców. Wspólne mieszkanie ma plusy dla obu stron.
— Nie chcę pasożytować na moich rodzicach, więc latem zrobiłem w mieszkaniu remont kuchni na swój koszt. Tak jak wcześniej powiedziałem, oni nie chcą żebym dokładał się do utrzymania więc staram się pomagać w inny sposób. Czasem coś naprawię, wyremontuję lub kupię nowy sprzęt AGD. Po powrocie z Norwegii zafundowałem mamie zmywarkę i nowy telewizor.
Mariusz nie jest na razie z nikim związany i nie planuje swojej przyszłości. Jego zdaniem “gniazdowanie" nie ma też negatywnego wpływu na jego życie i poczucie własnej wartości.
— Fakt, że mieszkam pod jednym dachem z ojcem i matką nie oznacza, że jestem maminsynkiem, osoba niesamodzielną, czy wiecznym chłopczykiem. Mógłbym się wyprowadzić i pokazać, że potrafię żyć sam. Tylko po co? Nie muszę nikomu nic udowadniać, a jeśli ktoś uważa to za śmieszne, czy hańbiące, to już jego problem. Wielu moich znajomych mieszka z rodzicami, głównie z powodów ekonomicznych — takie czasy.
Zobacz również: