​Preppersi w Polsce. Jak przygotować się na najgorszy scenariusz?

Niewiele osób ma plan na wypadek naturalnego kataklizmu - powodzi czy huraganu - ani na poważną awarię elektrowni czy internetu. Tymczasem rzeczywistość może zmienić się w jednej chwili. To zagrożenie doskonale znają preppersi i próbują się na nie przygotować.

Preppersi przygotowują się m. in. na kataklizmy naturalne takie jak powodzie
Preppersi przygotowują się m. in. na kataklizmy naturalne takie jak powodzieArtur BARBAROWSKI/East NewsEast News

Preppering, zwany także survivalismem, w Polsce nie ma zbyt długiej tradycji. Powstał on i rozwinął się w Stanach Zjednoczonych podczas zimnej wojny i istniejącej obawy przed konfliktem nuklearnym. Wzrost zainteresowania prepperingiem nastąpił także po roku 2001, atakach z 11 września, a także zamachach bombowych w Londynie czy Madrycie.

Wpływ miały również epidemie (np. ptasia grypa lub ebola) oraz katastrofy naturalne jak choćby huragany w Stanach Zjednoczonych czy tsunami na Oceanie Indyjskim. Z biegiem lat ruch ten rozszerzył się na inne kraje - również w Polsce staje się jednak coraz bardziej popularny, zwłaszcza od czasu wybuchu pandemii koronawirusa.

Na czym polega ten trend? To styl życia ludzi, którzy zapobiegawczo przygotowują się do sytuacji kryzysowych - w każdej skali, od lokalnej po międzynarodową. Preppersi starają się być samodzielni i samowystarczalni - gromadzą zapasy wody i żywności, uczą się, jak przetrwać w sytuacji ekstremalnej. Niektórzy budują schrony, a nawet gromadzą broń. Wszystko dlatego, aby być jak najlepiej przygotowanym na ewentualne zachwianie bieżącej rzeczywistości, klęskę żywiołową, poważną awarię czy konflikt zbrojny, ale także chociażby nagłą utratę pracy.

Influencerka o prepperingu. "To nie sianie paniki, a zwykła mądrość"

Preppersi stereotypowo bywają postrzegani jako pasjonaci survivalu lub zwyczajni paranoicy. Jak jednak twierdzą zwolennicy tego ruchu - po prostu zdają sobie sprawę, że rzeczywistość, dla wielu osób zupełnie beztroska, może się skończyć w każdej chwili, a poczucie bezpieczeństwa, w którym żyjemy, jest złudne.

Od wybuchu pandemii COVID-19 w Polsce takie stanowisko zdaje się być coraz bardziej popularne.

- Mnie osobiście dziwi, że w dzisiejszych czasach, po tych dwóch latach, które przeszliśmy, ludzie się jeszcze z tego śmieją - mówi na swoim InstaStories Angelika z bloga Mamagerka. Podczas początku pandemii podzieliła się ze swoimi obserwatorami, że przygotowała zapasy na lockdown, co spotkało się z rozbawieniem i kpinami ze strony jej odbiorcow. Sama jednak podkreśla, że to się zmieniło.

"Minęły dwa lata. Tak wiele się zmieniło. Chyba już nawet ci, co kiedyś się śmiali pierwsi, czują, że przygotowanie się to nie sianie paniki, a zwykła mądrość"

- napisała.

- Wcale nie chcę mówić, że jest takie powiedzenie, że kto się śmieje, ten się śmieje ostatni. Nie - życzę nam wszystkim, żeby nam się nigdy nie przydało to wszystko, ale też jeśli nam się kiedykolwiek przyda, będziemy rozsądni i przygotowani - tłumaczy.

Czeka nas blackout? Lepiej się przygotować

Mamagerka zdradza, że sama jest przygotowana na nagły wypadek. Jaki? Wskazuje tu na niebezpieczeństwo blackoutów, o których informują media.

Jak czytamy m. in. na stronie Polsat News, władze austriackie, niemieckie i hiszpańskie już informują swoich obywateli o możliwych długotrwałych przerwach w dostawie prądu i udzielają wskazówek, jak radzić sobie z ewentualnym odcięciem od energii. W Austrii pojawiają się zalecenia, aby zaopatrzyć się w świece, baterie, zapas zapałek, apteczkę, zapas wody pitnej i żywności. W Niemczech natomiast Obrona Cywilna Północnej Westfalii przygotowała kampanię informacyjną na ten temat z instruktażowymi filmikami. Eksperci polecają m. in. przygotowanie dla każdego z członków rodziny plecaka z odzieżą na pięć dni, apteczką pierwszej pomocy, trwałą żywnością oraz artykułami higienicznymi.

Polscy dostawcy energii raczej nie przewidują najgorszego scenariusza, jednak, jak zapewniają, mają gotowe instrukcje i rezerwy na wypadek kryzysu.

Co schować do plecaka przetrwania? O tych rzeczach pamiętaj

Blogerka mówi o plecakach przetrwania, które pozwolą przetrwać, kiedy niespodziewanie trzeba będzie opuścić dom oraz zapasach, ale także o nastawieniu i zapobiegawczej postawie, która pozwoli zachować spokój w kryzysowej sytuacji. Udziela także kilku rad:

"Już dziś możecie pomyśleć o ksero ważnych dokumentów, aktów własności. Pomyśleć o tym, jak funkcjonować, kiedy nie będzie przez kilka dni prądu i gaz. Ale nie w panice. Tylko na spokojnie. Przeanalizować. Strach obniża odporność i nie pozwala trzeźwo myśleć"

- pisze.

Co powinno znaleźć się w takim plecaku? Preppersi chętnie udzielają porad w internecie. Według wskazówek, plecak, zwany też BOB czyli "Bug Out Bag", powinien zabezpieczać minimum 72 godziny - czyli 3 dni przeżycia poza domem, podczas których możemy być samowystarczalni.

Musimy więc zadbać o minimum 3 litry wody (litr na dzień jest optymalną ilością, dzięki której się nie odwodnimy) - najlepiej podzielone na mniejsze pojemniki. Wskazane będą także tabletki do uzdatniania wody oraz naczynie na jej ugotowanie, jeśli będzie to możliwe.

Należy też zaopatrzyć się w żywność - jednak nie powinno być jej zbyt wiele, dobrze, żeby była lekka, a zarazem dostarczała jak najwięcej energii. Warto postawić na konserwy, wysokokaloryczne, energetyczne batony lub czekoladę, a także żywność liofilizowaną.

Ważne są skarpety na zmianę, a także śpiwór - z niego możemy zrezygnować latem. Poza tym folia NRC, dobra latarka (najlepiej czołówka), zapas baterii, wodoodporne zapałki i zapalniczka - najlepiej mieć kilka sztuk, a także zabezpieczona rozpałka. Bardzo ważna jest też apteczka i narzędzia - nóż i multitool oraz powerbank (lub kilka) i mapa. Niektórzy zalecają także coś niewielkiego do samoobrony, np. gaz pieprzowy.

Przeczytaj też:

„Ewa gotuje”: Barszcz czerwony z żeberkiem i jajkiem poszetowymPolsat
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas