„Tak brzydkie, że aż pięknie”. Przedmioty z PRL-u warte fortunę

Meble, kryształy, figurki z PRL. Przedmioty z duszą, za którymi kryje się niezwykła historia. Kiedyś kojarzące się z kiczem, dziś wielu uważa za prawdziwe dzieła sztuki. Przez co popyt rośnie. - Warto przyjąć prostą zasadę. Jeśli uważam, że coś jest ciekawe i ładne, to znajdą się inni, którzy to zdanie podzielą. Czasami nawet peerelowski kicz, który pojawia się w wielu wyrobach z tamtego okresu, znajduje swoich miłośników. Mówią, że to tak brzydkie, że aż piękne – mówi Marcin Ciężarkiewicz, kolekcjoner vintage i PRL-u, uczestnik programu „Łowcy skarbów. Kto da więcej” emitowanego w TV4.

Zwróć uwagę będąc u dziadków. Te przedmioty mogą być warte fortunę
Zwróć uwagę będąc u dziadków. Te przedmioty mogą być warte fortunęAdam STASKIEWICZ/East NewsEast News

- Tuż po wojnie ludzie zaczęli na nowo tworzyć swoje majątki, chcąc jakkolwiek "pokolorować" swój odradzający się świat. O wszystko było wtedy bardzo trudno, więc kiedy "to coś" się pojawiało, a akurat były na to środki, koniecznie trzeba było to mieć - wyjaśnia kolekcjoner z ponad 20-letnim doświadczeniem oraz sympatyk vintage i PRL-u Marcin Ciężarkiewicz. - Już dziadkowie tłumaczyli mi, że głównym czynnikiem była dostępność. Jeśli więc gdzieś pojawiły się na przykład patery, ktoś powiedział, że gdzieś można je dostać, to szybko je kupowano. W kuchni mojej babci był fajansowy Włocławek, czyli te typowo peerelowskie talerze z niebieskimi kwiatami - wspomina.

Pewne rzeczy były obowiązkowym wyposażeniem każdego mieszkania. Nieco starsi, wracając nieznacznie pamięcią kilka lat wstecz, oczami wyobraźni widzą już dni spędzone w domach dziadków. A w tamtejszym pokoju, koniecznie, meblościanka, wisząca na ścianie makatka lub słomkowa mata i wyglądająca zza szklanych półek zdobiona porcelana. Jeśli na stole stanął wazonik - pikasiak z Ćmielowa lub Wawelu, z nowoczesnymi wzorami, stworzonymi przez artystów w latach 60. czy 70. - mebel należało traktować niemal z czcią. Takie przedmioty miały bowiem, ustawione w centralnym miejscu pomieszczenia, przede wszystkim cieszyć oko.

- W latach 60 i 70 kwitło życie sąsiedzkie. Jakież to było szczęście, kiedy udało się kupić zestaw do kawy! Można było zaprosić sąsiadów, usiąść wspólnie nad partyjką brydża i poplotkować z filiżanką napoju w ręce. Tego typu rzeczy były bardzo szanowane. Znam jednak przypadki zestawów kawowych, które całe życie spędziły w witrynce, za szybą. Bo ludzie bali się ich używać. Miały tam stać i stały aż do momentu, kiedy dziadkowie odeszli z tego świata - mówi Marcin Ciężarkiewicz.

Były w każdym domu. Dziś są warte fortunę

Porcelana z okresu PRL-u jest dziś określana przez kolekcjonerów mianem "rzemieślniczego działa sztuki". Modne przed laty naczynia przeżywają dziś swój renesans, przyciągając uwagę przede wszystkim swoim wzornictwem. Są bowiem połączeniem tradycji rzemiosła ceramicznego i estetyki folklorystycznej.

W latach 50. i 60. XX wieku powstały liczne zakłady ceramiczne i fabryki porcelany, które, obok wyjątkowych dzieł artystycznych, wytwarzały przede wszystkim przedmioty codziennego użytku. Serie naczyń czy zestawy stołowe, produkowane w największych zakładach w Ćmielowie, Chodzieży czy Włocławku, miały być dostępne dla szerokiego grona odbiorców. Dziś to jedne z tych przedmiotów, które są szczególnie pożądane przez kolekcjonerów.

- Z mieszkania swoich dziadków zachowałem dużo porcelanowych filiżanek i fajansu z Włocławka. Wtedy też dowiedziałem się, że obok zestawów, które pojawiały się niemal w każdej kuchni, czyli białych z niebieskimi kwiatami, powstały również zestawy w stylu Picasso z ciapkami i wzorkami. Dlaczego nie były tak popularne? Bo były swego rodzaju towarem luksusowym, sprzedawało się je spod lady, trudniej było je kupić - wyjaśnia kolekcjoner.

Fajans z Włocławka to jeden z tych przedmiotów, którego poszukują kolekcjonerzy
Fajans z Włocławka to jeden z tych przedmiotów, którego poszukują kolekcjonerzyARKADIUSZ ZIOLEK/East NewsEast News

- W cenie są dziś przede wszystkim wszelkie przedmioty w stylu "new look", czyli w świeżym powiewie designu, który pojawił się pod koniec lat 50. i 60. za sprawą Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Instytut zaprosił do współpracy artystów, absolwentów akademii sztuk pięknych, zdolnych rysowników i rzeźbiarzy, którzy tworzyli te formy - wyjaśnia Marcin Ciężarkiewicz.

Polskie wzornictwo przełomu lat 50. i 60., definiowane właśnie jako "New Look", stworzone zostało z myślą o pokoleniu, które w latach pięćdziesiątych wkraczało w dorosłe życie. Nowe, oryginalne projekty miały być ucieczką od szarej, powojennej rzeczywistości. - Wszelkie zestawy kawowe i herbatowe, to przedmioty, które trzeba dziś ratować. Można na nich znaleźć na przykład rzadki, ciekawy wzór, a potem zarobić nawet kilkaset złotych. Na uwagę zasługuje także szkło ząbkowickie - tłumaczy Marcin Ciężarkiewicz. - Kolekcjonerzy często rozglądają się również za figurkami zwierząt i stylizowanych postaci z Ćmielowa. To między innymi leżąca kotka, pingwiny, dziewczyna z dzbanem czy postać orientalnej Sudanki. Te zasługują na szczególną uwagę, bo były produkowane w różnych zakładach. Zdarzało się, że dana figurka była wykonywana w dwóch czy trzech fabrykach, sygnowana znakiem producenta - na przykład Ćmielów, Wawel, czy Bogucice - ale z inną malaturą, czyli innym wzorem malowań. Ich cena szybuje dziś w górę i nie jest łatwo je dostać - dodaje.

- Warto przyjąć prostą zasadę. Jeśli uważam, że coś jest ciekawe i ładne, to znajdą się inni, którzy to zdanie podzielą. Czasami nawet peerelowski kicz, który pojawia się w wielu wyrobach z tamtego okresu, znajduje swoich miłośników. Mówią, że to tak brzydkie, że aż piękne - dodaje kolekcjoner. - Nie wyrzucajmy. Widziałem wiele zniszczonych przedmiotów w kontenerach. Pamiętajmy, że śmieci jednych są skarbami drugich. Tych rzeczy nie będzie więcej. Ich będzie tylko mniej. Nawet przypadkowe uszkodzenie w transporcie szybko sprawia, że na rynku mniej o kolejny egzemplarz jakiegoś polskiego wyrobu - mówi.

Przedmioty z duszą, które wiele przeszły

Wystrój i meble z czasów peerelowskich były charakterystyczne, ponieważ polskie realia nie pozwalały wówczas na luksusy. Wnętrza domów i mieszkań były więc do siebie łudząco podobne.

Niemal w każdym salonie królowały boazerie, tapety, tapczany, sztuczne kwiaty, ceramika i wiszące na ścianach kilimy. Te ostatnie to kolejny z przedmiotów, który cieszy się dziś zainteresowaniem kolekcjonerów. - Plecione z wełny, sprzedawane przez Cepelię dywany wisiały w mieszkaniu u babci, ale bywały niedoceniane przez młode pokolenie. Tymczasem kilim przeżywa dziś drugą młodość. Nie brakuje osób, które chcą zawiesić go na ścianie, łącząc dzisiejsze, nowoczesne, typowe wnętrze, ze wspomnieniem dawnych lat - wyjaśnia Marcin Ciężarkiewicz.

Sytuacja wygląda podobnie również w przypadku mebli. Peerelowskie tapczany i krzesła dla jednych są starociami, których nie warto darzyć sympatią. Niektórzy upchnęli je nawet na strychach czy w piwnicach, czekając na odpowiedni moment, by się ich pozbyć. Tymczasem inni są w stanie zapłacić za niektóre egzemplarze naprawdę duże pieniądze.

Wnętrza domów i mieszkań w PRL-u były do siebie łudząco podobne. Dziś ich wyposażenie kusi kolekcjonerów
Wnętrza domów i mieszkań w PRL-u były do siebie łudząco podobne. Dziś ich wyposażenie kusi kolekcjonerówMONKPRESS/East NewsEast News

W cenie są perełki, za którymi stoją wybitni projektanci tamtego okresu, m.in. Józef Chierowski. W 1962 roku na potrzeby Dolnośląskiej Fabryki Mebli w Świebodzicach powstał bowiem mebel, który do dziś święci prawdziwe triumfy. Jego powstaniu towarzyszyły jednak nader dramatyczne okoliczności.

Kiedy w zakładzie meblowym wybuchł pożar, który strawił znaczną część hal produkcyjnych i maszyn, fabryka stanęła przed trudnym zadaniem znalezienia projektu, który umożliwi szybką i tanią produkcję w celu nadrobienia strat. Okazję wykorzystał Józef Chierowski, proponując mebel o prostej, nowoczesnej konstrukcji - zgoła odmienny od tworzonych dotąd ciężkich mebli w przedwojennym stylu. Tak powstało słynne krzesło Chierowskiego.

- Ta forma wciąż jest atrakcyjna dla oka. Nie ma przeszkód do tego, by w pięknym, nowoczesnym mieszkaniu postawić krzesło Chierowskiego czy fotel "Muszelkę", albo paterę z Wawelu wykonaną w technice malatury, zwanym natryskiem wybieranym (wydrapywanie charakterystycznych wzorów - przyp. red.). Wystarczy umieścić w nowoczesnym wnętrzu jeden oldschoolowy przedmiot. Takie wplatanie starych rzeczy do nowych mieszkań jest teraz bardzo modne - tłumaczy Marcin Ciężarkiewicz.

W mieszkaniu dziadków warto rozejrzeć się także za starymi lalkami celuloidowymi lub starymi zabawkami. Podobne przedmioty z duszą nie powinny trafiać do kosza. Ratować należy także wszelkie srebra, sztućce czy cynowe tace. - Więcej ich nie będzie - dodaje kolekcjoner.

Skarb nieświadomie trzymany w domu

Przedmioty z PRL-u coraz częściej są skarbem nieświadomie trzymanym w domu. Czy, aby na nich zarobić, muszą być utrzymane w idealnym stanie? - Lata temu kupiłem na bazarze żelazko na duszę, do którego wkładało się gorący kawałek metalu i w ten sposób prasowało odzież. Stwierdziłem wówczas, że je wyczyszczę, odnowię i wymaluję. Potem sprzedałem, ale jeden z klientów powiedział mi wtedy: "Fajne, ale szkoda, że nie zostawiłeś go w oryginale". Są bowiem tacy, którzy wolą, żeby dany przedmiot był lekko zardzewiały, widzą w tym jego urok. Byłbym więc bardzo ostrożny z wszelkimi ingerencjami, bo niekiedy może ona nawet utrudnić nam sprzedaż, kiedy coś będzie zbyt mocno spolerowane lub odświeżone - radzi Marcin Ciężarkiewicz.

- Większe problemy pojawią się na pewno w przypadku szkła i ceramiki. Jeśli jakaś filiżanka jest pęknięta lub ma ubytek, nie będzie nadawała się do użytkowania. Taki przedmiot nazywa się niekiedy "destruktem". Ale wciąż nie jest powiedziane, że nie będziemy w stanie go sprzedać. Jeśli dana rzecz jest naprawdę rzadka, nie można znaleźć jej w internecie lub pojawiła się na jakiejś aukcji lata temu, kolekcjonerzy niekiedy tolerują takie uszkodzenia, bo nie ma kolejnego takiego przedmiotu - wyjaśnia kolekcjoner.

Jeśli chcemy dowiedzieć się, czy przedmiot, który przez lata leżał na strychu, rzeczywiście może być cennym artefaktem z przeszłości, należy przede wszystkim poszukać informacji w internecie. Pomocne okazać mogą się wszelkie grupy w mediach społecznościowych. Najprostszym, stosowanym przez kolekcjonerów rozwiązaniem, jest jednak wyszukiwanie graficzne. - Często przedmioty, na które natrafiamy w mieszkaniach dziadków, pochodzą z za granicy, Węgier czy Czech. Wówczas internet może okazać się bardzo pomocny. Wyszukując za pomocą obrazu jesteśmy w stanie sprawdzić, czy daną rzecz wyprodukowano w Polsce, czy nie. Różne formy mogły być wtedy kopiowane. Pamiętajmy, że wówczas nie istniało pojęcie praw autorskich, a rynek był płynny, nikt za bardzo nie czepiał się, jeśli gdzieś pojawiła się jakaś kopia. Niektóre polskie wzory były zapożyczane na przykład przez Czechów, a czeskie przez Polaków. Nasze "new looki" kopiowano też w Izraelu. W razie wątpliwości warto także zapytać na grupach zrzeszających sympatyków staroci - radzi Marcin Ciężarkiewicz.

- Rok temu udało mi się kupić, za bardzo małe pieniądze, karafkę z Tułowic w kształcie samochodu STAR, zrobioną z porcelitu, której centralną częścią był zbiornik na alkohol z kranikiem, a po bokach znajdowały się miejsca na kieliszki. Malowanie pokazywało, że przedmiot był najpewniej reklamą dla dyrektora CPN-u (Centrala Produktów Naftowych - przyp. red.), bo było tam logo CPN. Nie widziałem drugiej takiej w intetnecie. Były takie same, ale bez tego malowania. Wiedziałem, że to skarb. Ona była warta parę tysięcy - wspomina Marcin Ciężarkiewicz. Podobne, cenne przedmioty wciąż mogą czekać na swoją kolej szczelnie opakowane w pudła, stacjonując w naszych piwnicach czy na strychach.

***

Czas na lepsze. Odcinek 4INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas