"Glutowate i pełne cukru". Katarzyna Bosacka testuje japońskie mochi
Mochi, czyli japońskie ciasteczka z kleistego ryżu, zdobywają coraz większą popularność także w Polsce. Ale czy to rzeczywiście zdrowa przekąska, czy raczej kolejny wysoko przetworzony deser? Katarzyna Bosacka postanowiła to sprawdzić.

Bosacka analizuje skład mochi
Dziennikarka i ekspertka ds. zdrowej żywności wzięła pod lupę mochi dostępne w polskich sklepach. Na pierwszy rzut oka skład wydaje się nieszkodliwy - woda, przecier z owoców w zależności od smaku (ok. 20 proc.) i mąka ryżowa. Jednak już na trzecim miejscu pojawia się syrop glukozowy, który Bosacka określa jako "najgorsza postać cukru".
To jednak nie koniec cukrowych pułapek. W mochi znajdziemy również trehalozę, maltodekstrynę i dekstrozę, a także konserwanty, gumę ksantanową i sztuczne aromaty.
Do tego dochodzi sorbinian potasu - konserwant gwarantujący, że mochi przetrwa nawet koniec świata
- zauważa Bosacka.
"Glutowate" i drogie
Podczas degustacji mochi Katarzyna Bosacka nie kryła rozczarowania. "Na górze jest taki, można powiedzieć, glut ryżowy" - opisała konsystencję ciasteczek. Choć ich struktura może podobać się dzieciom, ekspertka nie poleca ich najmłodszym. Spróbowała kilku wersji smakowych, w tym czekoladowej i orzechowej, i doszła do wniosku, że same lody byłyby lepszym wyborem: "Gdyby tego gluta nie było, to te lody czekoladowe byłyby dużo smaczniejsze".
Nie bez znaczenia pozostaje również cena. Sześć małych kulek mochi kosztuje w sklepie nawet ponad 20 złotych.
Lepiej kupić dobre lody czekoladowe czy orzechowe o prostym składzie
- podsumowała test.
Czy warto jeść mochi?
Bosacka zwraca uwagę, że mochi to produkt wysoko przetworzony i bogaty w cukier, więc nie należy traktować go jako zdrowej przekąski. Jeżeli ktoś lubi ten deser, warto poszukać wersji o lepszym składzie lub spróbować zrobić własne mochi w domu. Jak zawsze - kluczowe jest czytanie etykiet i świadome wybory żywieniowe.