Kobiety 50+ powinny jeść ją częściej. Ta ryba smakuje jak frytki
Choć kiedyś była królową polskich jezior, dziś mało kto o niej nie pamięta. A szkoda! Stynka to niepozorna rybka z ogromnym potencjałem – zdrowa, smaczna i bardzo niedoceniana. Gdzie ją spotkać, jak smakuje i dlaczego warto wprowadzić ją do swojego menu? Przeczytaj koniecznie.

Zapomniany skarb polskich jezior
Stynka (inaczej smelt)- brzmi trochę egzotycznie, prawda? Tymczasem ta ryba to nasz rodzimy gatunek, który przez wiele lat był obecny na stołach, zwłaszcza na północy Polski.
Niewielka, smukła, przypominająca szprotkę i… pachnąca świeżym ogórkiem. Serio! W surowej postaci ma delikatny ogórkowy zapach, co wyróżnia ją spośród innych ryb.
Dawniej popularna i łatwo dostępna, dziś zniknęła z większości sklepów i restauracyjnych kart dań. Dlaczego?
Gdzie można spotkać stynkę ?
Naturalnym środowiskiem stynki są czyste, zimne i dobrze natlenione wody. W Polsce występuje głównie w Zalewie Wiślanym, Zalewie Szczecińskim oraz w Zatoce Gdańskiej. Można ją też znaleźć w kilku jeziorach - zwłaszcza tych zadbanych i nieskażonych.
Niestety, zanieczyszczenie wód, zmiany klimatyczne i niski popyt sprawiły, że dziś trudno ją spotkać. A jeśli już pojawi się w sklepie, to raczej jako okazjonalny rarytas, nie stały element rybnego asortymentu.
Czy warto jeść ryby - i stynkę w szczególności?
Dietetycy nie mają wątpliwości - ryby to jeden z najzdrowszych elementów diety, szczególnie dla kobiet po 50. roku życia. Zawierają łatwo przyswajalne białko, są lekkostrawne, sycące i pełne składników wspierających układ sercowo-naczyniowy, odporność i kondycję mózgu.
Stynka to idealna ryba dla tych, którzy nie przepadają za intensywnym smakiem ryb, a chcą jeść zdrowo.
Jest lekka, ma mało ości, delikatna w smaku - polubią ją nawet dzieci czy osoby starsze z wrażliwym układem pokarmowym.
Stynka zawiera sporo kwasów omega-3, które działają przeciwzapalnie i wspierają pamięć oraz koncentrację. Znajdziemy w niej także witaminy z grupy B, fosfor i wapń - czyli wszystko, czego potrzeba kobietom po pięćdziesiątce, by dbać o kości, nerwy i dobre samopoczucie.
Gdzie kupić i jak przygotować stynki?
Nie ma co się oszukiwać - stynka to dziś rzadkość. Można ją czasem dostać w sklepach rybnych nad morzem albo na targach rybnych, szczególnie w okolicach Gdańska czy Szczecina.
Również w wielu nadmorskich i mazurskich restauracjach możemy spróbować stynki. Jest to zazwyczaj najlepszy i najłatwiejszy sposób na skosztowanie tej ryby, a przyrządzona przez szefa kuchni będzie na pewno smakować wybitnie.
Jeśli masz szczęście i trafisz w rybnym na świeżą stynkę - nie wahaj się ani chwili. Wystarczy ją umyć, obtoczyć w mące i usmażyć na złoto w głębokim tłuszczu.
Po usmażeniu przypomina frytki - jest chrupiąca, delikatna, wręcz rozpływa się w ustach. Świetnie smakuje z solą i cytryną - jako ciepła kolacja lub przekąska na imprezę. Można ją też marynować lub piec - ale klasyk zawsze wygrywa.
Zobacz także: Sekret zdrowego mózgu: truskawki przeciw demencji

Jak się je stynkę? Z głową czy bez?
Jeśli nigdy nie miałaś okazji spróbować stynki, możesz się zdziwić, gdy zobaczysz ją po raz pierwszy na talerzu. To rybka naprawdę drobna - zazwyczaj ma około 10-15 cm długości, cienką skórkę, delikatne ości i bardzo miękkie wnętrze.
Dlatego właśnie przyrządza się ją i podaje w całości, bez patroszenia i filetowania. Wystarczy ją dobrze umyć i osuszyć. Żadnego babrania się w rybich wnętrznościach czy odcinania głów - chyba, że chcesz, bo niektórym nie odpowiada widok smażonej ryby z głową i oczami.
A jak się ją je? Najprościej: chrupie się jak frytki! Po usmażeniu stynka robi się złocista, skórka jest chrupiąca, a wnętrze - kremowe i subtelne. Zjada się ją w całości, razem z głową, ośćmi i ogonem. Ości są tak delikatne, że praktycznie się nie wyczuwa - zwłaszcza gdy rybka jest dobrze usmażona.
Główka? Tu zależy od osobistych preferencji - niektórzy ją zostawiają, inni zjadają bez mrugnięcia okiem, traktując ją jak chipsa. Zwłaszcza że w głowie i skórce znajduje się sporo wapnia i innych cennych mikroelementów, które z wiekiem są nam szczególnie potrzebne.
Co ciekawe, w niektórych regionach Polski czy Europy stynki podaje się nawet w formie przekąski do piwa - tak jak my jemy orzeszki czy paluszki. Najlepiej świeżo po usmażeniu, jeszcze gorące, z odrobiną soli i sokiem z cytryny.
Więc jeśli tylko nadarzy się okazja - nie bój się. Stynki nie trzeba obierać, filetować ani specjalnie kombinować. Po prostu wrzucasz je na patelnię, smażysz na złoto i chrupiesz bez zbędnych ceregieli.