Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają świąteczne bombki

Niewielki budynek pośrodku fabrycznych zabudowań. Korytarz z bladożółtą lamperią i rzędy białych drzwi. To tutaj, na przedmieściach Gniezna, funkcjonowała spółdzielnia pracy, produkująca bombki. W latach 90-tych państwowa firma została przejęta przez prywatnego właściciela i po dziś dzień pracownicy gnieźnieńskiego Bolglassu wydmuchują bombki, ręcznie je zdobią, organizują warsztaty i oprowadzają po fabryce kolorowych szklanych ozdób, bez których nie tylko Polacy nie wyobrażają sobie świątecznych choinek.

Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają świąteczne bombki
Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają świąteczne bombkiAgnieszka Maciaszekarchiwum prywatne

Pani Mirosława opowiada o początkach pracy w spółdzielni. Zaczynała niemal pół wieku temu, w 1975 roku. Najpierw przez 3 miesiące była przyuczana do zawodu dmuchaczki, aby następnie przez 6 godzin wydmuchać 450 bombek. Było tu 12 stanowisk, 24 osoby pracujące na stanowisku dmuchaczy. Robota szła pełną parą - wspomina. Kobiety dmuchały bombki o średnicy do 10 centymetrów, mężczyźni także większe. - Sprawdzali czy mamy zdrowe płuca, bo to niby szkodliwe warunki, więc badali nas co pół roku - mówi pani Mirosława zapytana o kontrolę warunków pracy. - Wszyscy byli zdrowi, przynajmniej według tych wyników - dodaje kiwając głową. - Dziś nikt już się do takiej roboty nie garnie, do dekorowania więcej chętnych, ale tak żeby bombkę wydmuchać to może ze 3-4 osoby w okolicy wiedzą jak to robić. Na etacie jest tu teraz jeden dmuchacz - wyjaśnia pani Mirosława.

Opalony blat z płyty OSB, zespawane z blachy wyciągi i palniki podpięte do butli gazowych, które potrafią podgrzać szkło do 900 stopni Celsjusza. Miękkie podpórki pod nadgarstki i krzesło, na którym siada dmuchacz lub dmuchaczka. Na blacie leżą rurki o różnej grubości ścianek i różnych średnicach. Jak tłumaczy pani Mirosława to właśnie od tych rozmiarów zależy wielkość bombki. - Z tych najcieńszych dmucha się takie maciupkie liliputki, a żeby wydmuchać taką jak ta - mówi wskazując na wiszącą na stojaku okazałą granatową kulę - trzeba takiej rury z grubszymi ściankami i większą średnicą, czas jej nagrzewania będzie też automatycznie dłuższy - wyjaśnia.

Dmuchaczka uruchamia palnik, do którego podpięta jest butla ze sprzężonym powietrzem i pewnie chwyta dwoma palcami szklaną rurkę. Nagrzewa ją kilkanaście sekund a następnie przykłada do ust i po chwili kształtna kulka jest już gotowa. W taki sam sposób powstają także bombki o fantazyjnych kształtach, w żargonie dmuchaczek zwane formówkami. - Dmuchamy tak samo, jak do okrągłej kuleczki, tylko najpierw tę nagrzaną fiolkę wkładamy w gipsową formę, którą składamy, zamykamy i dzięki temu możemy uzyskać dowolny kształt - mówi pani Mirosława prezentując niewielkie bombkowe serduszko.

Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają bombki
Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają bombkiAgnieszka Maciaszekarchiwum prywatne

Powtarza czynność wydmuchiwania kuleczek, jak o nich mówi, kilka razy, po czym zachęca do samodzielnego wydmuchania szklanej ozdoby. Podchodzę do niej z pewną rezerwą. Dmuchanie szkła rozgrzanego do takiej temperatury nie wydaje się być ani bezpieczne, ani łatwe. Patrzę jak żółtoniebieski płomień sprawia, że twarde szkło staje się stopniowo plastyczne i lejące. Nabieram w płuca powietrze, przykładam usta do szklanego wylotu, przypominam sobie wszystkie balony, których nie udało mi się nadmuchać. Nie wiem z jaką siłą trzeba będzie dąć w szkło, tymczasem okazuje się, że jest to zupełnie bezwysiłkowy wydech, przypominający raczej puszczanie baniek mydlanych. W kilka sekund szklana kulka zastyga, choć jest cieniutka i bardzo delikatna, niewiele trzeba by rozpadła się w drobny mak.

Delikatne szklane ozdoby trzeba po wydmuchaniu wzmocnić. Ten proces odbywa się w pomieszczeniu o wdzięcznej nazwie "Srebrzalnia". Na środku stoi tu wanna napełniona gorącą wodą. Pani Lidia, ubrana w zdobioną świątecznymi wzorami polarową kamizelkę, raz po raz zanurza szklane kulki w ciepłej wodzie, ale najpierw dodaje do nich z niewielkich buteleczek azotan srebra i wodorotlenek, który jest reduktorem. Pod wpływem ciepła zachodzi reakcja chemiczna, dzięki której szklane wnętrze pokrywa się srebrną warstwą. Śmieje się, że jest trochę czarownicą, choć przedszkolaki, które przychodzą zwiedzać fabrykę, nazywają ją bombkową wróżką.

Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają bombki
Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają bombkiAgnieszka Maciaszekarchiwum prywatne

Dłonie w niebieskich lateksowych rękawiczkach raz po raz chwytają za długą szyjkę i wprawnym ruchem zanurzają szkło w wodzie, obracając delikatnie by srebrna warstwa równomiernie pokryła wnętrze bombki. Pani Lidia zaczęła pracę w spółdzielni w 1984 roku. - Za dawnych czasów panie pracowały tu na dwie zmiany - wspomina - na każdej zmianie srebrzyło się minimum po 3000 kuleczek.

Po tym SPA, jak żartobliwie pracownice nazywają srebrzalnię, bombki wędrują do lakierni nazywanej też maczalnią. To pomieszczenie, w którym ozdoby nabierają koloru. Na środku pomieszczenia znajduje się konstrukcja wyglądająca trochę jak piec, a trochę jak narzędzie tortur. Pani Anita, która wprowadza mnie w tajniki tego miejsca mówi, że to suszarka do bombek. - Taka stara maszyna wyposażona w wielkie żarówki - wyjaśnia. Tu jest łańcuch, tu druty, a na drutach kolce - mówi wskazując kolejne elementy mechanizmu. - Na tych igiełkach stawiamy umoczone w farbie bombki i zostawiamy żeby wyschły, trzeba pamiętać, że nie mogą się ze sobą stykać, bo inaczej bombki się skleją, a przecież muszą mieć przestrzeń do wyschnięcia - mówi.

Jak wyjaśnia jednorazowo można tu suszyć około 80 bombek, czas schnięcia waha się pomiędzy 30 a 40 minut. - Potem zabawa zaczyna się od nowa. Maczamy bombki w puszkach z farbą, strząsamy nadmiar, wkładamy do suszenia, czekamy aż farba zaschnie i wtedy można bombkę dekorować, albo zostawić gładką. To już w zależności od zapotrzebowania i inwencji - mówi. Jednak i tutaj, jak w każdej branży, panują trendy, do których trzeba się dostosować. - Był kiedyś szał na niebieskie i srebrne ozdoby, w zeszłym roku robiliśmy sporo czarnych i białych. Niezmienną popularnością cieszą się bombki w kolorze czerwonym i złotym, to taka świąteczna klasyka - podkreśla pani Anita.

Jeśli na bombce ma pojawić się wzór, ozdoba trafia jeszcze do dekoratorni. Na rzędach regałów i półek stoją tutaj niezliczone ilości pojemników, miseczek i przyborów do dekorowania oraz zamknięte w słoiczkach brokaty, pasty i inne błyszczące drobinki. - Właściwie możemy wykonać tu każdy wzór, ogranicza nas tylko wyobraźnia - mówi pani Wiesława obracając w dłoniach czerwoną bombkę. Mamy Katedrę Gnieźnieńską, mamy Dziewczynę z perłą, możemy zrobić dowolne logo, albo rysunek. Słyszę historię o stacjonującym w pobliskim Powidzu żołnierzu, który koniecznie chciał mieć na bombce swoją rodzinę. - Przyniósł zdjęcie i wszystkich mu tu koleżanka namalowała po kolei - opowiada pani Wiesława. Podkreśla równocześnie, że w dekoratorni nie korzysta się z żadnych szablonów ani naklejek, każda bombka jest unikalna i od podstaw stworzona przez dekoratorkę.

Pierwsza ozdoba powstała tutaj ponad 70 lat temu. Pani Mirosława wspomina, że w latach świetności bombki ozdabiało 12 dekoratorek. W latach 70. i 80. bombki z gnieźnieńskiej spółdzielni trafiały za granicę, głównie do Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Do dziś można je spotkać w sklepach w Chicago.

Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają bombki
Dmuchaczki, formówki i srebrzalnia - tak powstają bombkiAgnieszka Maciaszekarchiwum prywatne

W dekoratorni panuje niczym niezmącona cisza. - Mam tu taki spokój wewnętrzny - mówi pani Wiesława - wyciszam się tutaj kompletnie. Wszystkie problemy znikają, to jest jak taka medytacja, siadam, dekoruję i nic mi już głowy nie zajmuje - mówi. - A jeszcze jak ktoś pochwali, się zachwyci, doceni, to się dopiero ciepło na duszy robi - wzdycha z uśmiechem. Ostatnim krokiem wykończenia ozdób jest mocowanie metalowych zawieszek, które umożliwiają powieszenie bombek na choince. Każda bombka jest też sprawdzana pod kątem jakości, a następnie pakowana do pudełka.

Wyposażona w miseczki brokatów, specjalny klej i pędzelki siadam do stolika by własnoręcznie udekorować bombkę. Nie jest to zadanie proste, ale zapewne pobudzające kreatywność. Lekko koślawa zielona choinka na czerwonym tle prezentuje się dość skromnie w porównaniu do bogatych zdobień tworzonych przez dekoratorki.

Obecnie w gnieźnieńskiej fabryce na potrzeby warsztatów powstaje 15 tysięcy bombek rocznie, część z nich sprzedawana jest w firmowym sklepie. Z półek spoglądają na mnie bohaterowie książek, kreskówek i gier. Jest Harry Potter, jest Elza, są Pokemony. Są też takie z imionami - jak zdradza mi pani Anita wyjątkowo chętnie kupowane jako prezent.

Według statystyk Polska jest jednym z największych eksporterów tych ozdób na świecie, wyprzedzają nas tylko Chiny i Niemcy. Mimo zmieniających się mód i trendów tradycja wciąż pozostaje żywa, generując rokrocznie miliardowe zyski, a dekorowanie drzewka ozdobami cieszy tak samo niezależnie od przekonań i poglądów. Radość - tego nie zabierze nam żadna sztuczna inteligencja.

Tak wyglądała praca na planie świątecznego klipu. Cała ekipa w komplecie!Polsat
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas