Lekarze ustalili pierwszy symptom zbliżającej się śmierci. Oto co się czuje
W dziewiętnastowiecznych aktach główną przyczyną zgonów była “śmierć ze starości” bądź krótka adnotacja “znaleziony martwy”. W XXI w. najczęściej umieramy na zawały serca, nowotwory i udary. Czyżby rozwój medycyny był tak duży, że nie umieramy już ze starości? A może choroby cywilizacyjne tak mocno zainfekowały nasze organizmy, że niewiele osób dożywa naturalnego kresu?
Spis treści:
Wyeliminowali "śmierć ze starości"
W XXI w. nie ma już śmierci ze starości? Odpowiedź brzmi: nigdy jej nie było. W XIX w., gdy umierała osoba starsza, zakładano z góry, że powodem jej odejścia był podeszły wiek. W dzisiejszych czasach wpisanie jako przyczyny zgonu “starości" jest bardzo źle widziane. Przez dwa stulecia zauważono, że dokładne badanie powodów śmierci może wiele powiedzieć o zdrowiu społeczeństwa i pozwala podejmować działania, dzięki którym ludzkość wydłuża swoje życie. Lekarz wypisujący akt zgonu musi kierować się Międzynarodową Klasyfikacją Chorób i Problemów Zdrowotnych, czyli dokładnie określić jakie choroby, urazy czy zdarzenia zapoczątkowały proces, który doprowadził do śmierci.
Kod śmieciowy
Zabronione jest stosowanie tzw. kodów śmieciowych, które są bardzo ogólne, bądź fragmentaryczne i nie oddają istoty problemu i nie pozwalają na ujęcie takich śmierci w statystykach WHO. Określenia takie jak "miażdżyca", "nowotwór", "zatrzymanie krążenia", "niewydolność serca bądź innych organów", "nadmierna utrata płynów" są zbyt ogólne i uchodzą za kody śmieciowe. Do takich zbyto ogólnych i nic niemówiących o stanie zdrowia zmarłego określeń zalicza się też "śmierć ze starości".
Starość jeszcze nikogo nie zabiła
Współczesna medycyna i statystyka nie traktują zgonu w podeszłym wieku jako nieuchronnego faktu, szukają głębiej i zawsze znajdują faktyczne przyczyny śmierci: choroby, urazy i inne zdarzenia, z którymi organizm osób starszych nie umiał sobie poradzić. Właśnie dlatego w XXI w. nie umieramy już ze starości, bo to nie jest tak, że nasze organizmy nagle nie wytrzymują obciążeń życia i jak zardzewiałe maszyny przestają działać.
Według naukowców z Uniwersytetu Rzymskiego nie ma biologicznej granicy życia, a przynajmniej człowiek jeszcze jej nie osiągnął. Nie znamy swojego limitu i nie wiemy nawet, czy jest taki moment, w którym nasze ciało samoistnie przestaje pracować, niczym nakręcana zabawka, której skończyła się dostarczona korbą energia.
Innego zdania są naukowcy z Uniwersytetu Medycznego w Pittsburghu, którzy zbadali ludzki organizm pod kątem regeneracji i oszacowali, że nasze ciała mogą sprawnie funkcjonować około 120 - 150 lat, czyli o połowę dłużej niż obecna średnia długość życia, która wynosi według danych GUS z marca 2022 r. dla Polaków 71,8 roku, a dla Polek 79,7.
Zobacz również: Produkty spożywcze, które gwarantują długowieczność
Byle do 105 urodzin...
Według badań opublikowanych w czasopiśmie "Science" przez naukowców z Uniwersytetu Rzymskiego, ryzyko śmierci jest różne w różnych grupach wiekowych. Wśród noworodków wskaźnik ten jest wyższy niż w przypadku kilkuletnich dzieci i spada, aż do osiągnięcia przez nas wieku 30 lat. Od tego momentu ryzyko zgonu rośnie, a im dłużej żyjemy, tym jest ono wyższe — banał powiemy — tymczasem okazuje się, że istnieje górny limit, wiek po osiągnięciu, którego szansa, że umrzemy, wynosi 50 proc.
Wskaźnik śmiertelności wśród osób po 50 roku życia jest trzykrotnie wyższy niż u trzydziestolatków. Bardzo znacząco wzrasta on u siedemdziesięcio i osiemdziesięciolatków. Gdy przeżyjemy 70 rok życia, co osiem lat podwaja się ryzyko, że nie doczekamy kolejnego roku. Jednak jak pokazały badania, jeśli uda nam się przeżyć 105 lat, wskaźnik przestanie rosnąć. Stupięciolatek ma 50 proc. szans na dożycie 106, podobnie jak studwudziestolatek może dożyć 121 roku życia.
Zobacz również: Próbujemy go zagłuszyć, ale to błąd - lepiej lęk przed śmiercią oswoić. Jak to zrobić?
Śmierć, która i tak nadejdzie
Niezależnie od tego, czy będziemy żyć 79, 105 czy 150 lat jedno jest pewne — kiedyś umrzemy. I choć lekarz w akcie zgonu nie wpisze "śmierci ze starości", to jednak jeśli będziemy odchodzić w podeszłym wieku w wyniku choroby, urazu czy nieprawidłowego funkcjonowania naszego organizmu, to wszyscy przejdziemy przez śmierć w ten sam sposób. Jak będzie wyglądał koniec naszego życia?
Według lekarzy pierwszym symptomem, że Ponury Żniwiarz nadchodzi ze swoją kosą, jest utrata węchu. Osoby, do których zbliża się śmierć, przestają czuć zapachy. W efekcie przestają czerpać przyjemność z jedzenia i mogą stawać się niejadkami. Ludzie na skraju życia nierzadko przestają odczuwać też brzydkie zapachy.
Innym symptomem nadchodzącego kresu jest płytszy oddech. Ten objaw pojawia się szczególnie u osób cierpiących na choroby, które mogą utrudniać oddychanie. Ludzie przed śmiercią często łapią płytkie wdechy lub mają dłuższe chwile, w których nie zaczerpują powietrza.
Kolor skóry to kolejny objaw śmierci. Na starość mamy mniej energii, a nasze mięśnie są słabsze, dlatego wiele osób zaniechuje aktywności fizycznej, w związku z tym krew wolniej płynie w żyłach, a komórki ciała są gorzej natlenione, dlatego skóra robi się blada lub wręcz popielata.
Gdy śmierć się zbliża, organy w naszym organizmie zaczynają wolniej pracować. Dotyczy to także nerek odpowiedzialnych za produkcje moczu, dlatego u osób będących u kresu życia często obserwowane jest zmniejszone jego wydalanie.
Załatwienie wszystkich spraw i agonia
Do czysto fizycznych objawów nadchodzącej śmierci dołączają również psychiczne, ale te bywają różne w zależności od osobowości człowieka. Jedyni się wycofują i stają apatyczni, inni szukają kontaktu z bliskimi i chcą się z nimi pożegnać. Lekarze obserwują także u umierających brak energii, ciągłe zmęczenie i ogromną potrzebę snu. Na kilka dni przed śmiercią u wielu osób pojawia się nagłe ożywienie: ich umysły pracują wówczas wyjątkowo jasno, są pełni energii i odczuwają potrzebę dopięcia na ostatni guzik wszystkich swoich spraw.
Na końcu pojawia się agonia. Ma ona kilka etapów: pierwszym jest osłabienie funkcji życiowych, potem następuje śmierć pozorna, gdy organizm jeszcze funkcjonuje, ale jest to niemal niewyczuwalne, następnie dochodzi do zatrzymania funkcji życiowych ciała — śmierci klinicznej. Osobę uznaje się za zmarłą, gdy dojdzie do śmierci mózgowej.
Na temat agonii pisaliśmy w artykule: "Oto co dzieje się z ciałem 48 godzin przed śmiercią".
W przyszłości będziemy przeszczepiać mózgi do nowych ciał?
W 2017 r. Loretta Norton z Uniwersytetu Western Ontario w Kanadzie opublikowała wyniki swoich badań nad falami mózgowymi ludzi tuż przed i po śmierci. Odkryła ona, że mózg jednej z pacjentek był aktywny jeszcze 10 minut po śmierci. Naukowcom nie udało się wyjaśnić przyczyny tego zjawiska, ale zaczęli sobie zadawać pytanie: czy mózg umiera w momencie, gdy przestaje docierać do niego krew?
Do ciekawych wniosków doszli naukowcy z Uniwersytetu Yale, którzy w czasopiśmie “Nature" opublikowali wyniki swoich badań w 2022 r. Okazało się, że udało im się przywrócić część najważniejszych funkcji życiowych w mózgach świń, które nie żyły od kilku godzin. Naukowcy zaobserwowali również, że w mózgach zwierząt martwych od czterech godzin, niektóre komórki nadal funkcjonowały. Oczywiście od tego odkrycia daleko jeszcze do wskrzeszania zmarłych, czy przeszczepiania ludzkich mózgów do nowych ciał, ale naukowcy podkreślają, że to odkrycie pozwala na lepsze poznanie funkcjonowania mózgu i leczenie zaburzeń oraz jest szansą na uratowanie osób, które dziś uznajemy za martwe.
Etycy natomiast podkreślają, że to odkrycie może podawać w wątpliwość współczesne rozumienie śmierci — do tej pory według medycyny i prawa następowała ona po ustaniu funkcji mózgu, tymczasem może okazać się, że mózg nie umiera tak szybko, jak myśleliśmy.
Śmierć towarzyszy ludzkości od zawsze, jest naturalnym zjawiskiem, każdy z nas będzie musiał wcześniej czy później się z nią zmierzyć, jednocześnie okazuje się, że jest ona dla nas wciąż ogromną tajemnicą.
Zobacz również: Ks. Jan Kaczkowski: Trzeba się przygotować do śmierci