"Mąż rozwiódł się nie tylko ze mną, ale i z dziećmi. Jak można być takim durniem?!" [LIST DO REDAKCJI]

"Była żona, byłe dzieci" - to niestety bardzo powszechne zjawisko, powiedziała mi psycholożka. W ogóle mnie to nie pociesza, nie mogę pojąć, jak można się tak zachować. Mój eks wziął rozwód ze mną i z naszymi dziećmi. Mijają lata, a ja wciąż się tym dręczę - pisze w liście do redakcji Renata.

"Rozwiódł się nie tylko ze mną, ale i z naszymi dziećmi"
"Rozwiódł się nie tylko ze mną, ale i z naszymi dziećmi"123RF/PICSEL

Kiedy się rozwodziliśmy, dziewczynki miały 8 i 7 lat. To było 11 lat temu. Starsza jest na studiach, młodsza pisze maturę i kontakt z ojcem mają tylko SMS-owy. A mieszkamy w jednym, niewielkim mieście! Piotr odwrócił się od dzieci dokładnie w tym samym momencie, w którym zapadła decyzja o naszym rozstaniu. Nie mógł znieść mojego widoku (miałam romans), to rozumiem, nie mam pretensji. Ale co zrobiły mu małe córeczki? Zerwał z nimi kontakt z dnia na dzień. Od razu odciął je też od swoich rodziców, choć to oni zajmowali się nimi przez całe ich życie. Małe pytały, gdzie babcia i dziadzio, dlaczego już nie przychodzą i czy to dlatego, że były niegrzeczne i nie chciały jeść obiadu. Serce pękało, uwierzcie!

Próbowałam rozmawiać z Piotrem, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę. Jednocześnie wiem, że w szale zazdrości i zranienia (jeszcze raz - naprawdę to rozumiem) "biegał" po mieście i rozpowiadał o mnie niestworzone rzeczy, próbował fabrykować jakieś dowody na moją rzekomą niegospodarność... Ale nie o tym, z tym się godzę, rozumiem, że zraniona duma potrafi zaślepić. Nie rozumiem natomiast, jak można o tak porzucić swoje własne dzieci. Jak można karać je za błędy dorosłych?

Ponieważ nie byłam w stanie już dłużej wymyślać niestworzonych historii i dziadkach w sanatorium i tacie, który ma nagle tyle pracy, że nawet w weekendy nie jest w stanie znaleźć czasu, żeby zabrać dzieci na plac zabaw, bezradna zwróciłam się o pomoc do psychologa. Za wszelką cenę chciałam zachować spokój i nie zdradzić się przed dziećmi, że sobie nie radzę. "Niestety, w tym przypadku nie można powiedzieć prawdy o tym, że ojciec nie chce widzieć dziecka lub że nie chce płacić alimentów. Będziesz musiała dalej go kryć" - usłyszałam. Byłam wstrząśnięta. Wszystko to miało być dla ich dobra, ponieważ rodzice są dla dzieci źródłem bezpieczeństwa. Jeśli na ten wizerunek pada jakikolwiek cień, wpływa to negatywnie na dzieci... Posłuchałam. Udawałam, znosiłam pytania, przytulałam, działałam jak maszyna, jak matka i ojciec w jednym. Stawałam na rzęsach, żeby tylko one nie musiały się z tym konfrontować. Ale to oczywiście nic nie pomogło.

Dzieci nie są głupie. Wszystko doskonale czuły, wszystko wiedziały i jakoś po swojemu rozumiały.

Wiem z rozmów z bratową mojego byłego męża, że on przez wszystkie te lata przy każdej okazji opowiadał, że to ja ograniczam mu kontakty z dziećmi. Że ja i moja rodzina nastawiliśmy je przeciwko niemu, że on ma dość proszenia i teraz to one mają jego prosić, jeśli chcą się spotkać. Rozumiecie? Dzieci mają prosić jego. No ludzie! Jak można być takim durniem?!

Czytaj też:

Najciekawsze historie pisze samo życie. Chcesz się z nami podzielić swoją? Napisz do nas na adres: kobieta.kontakt@firma.interia.pl

***

Polskie pisarki, na które warto zwrócić uwagęINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas