Nie tylko zatrute rzeki. 5 największych ekologicznych grzechów Polaków
Polacy masowo zaśmiecają lasy i wypalają trawy. Co więcej, zamiast sortowania odpadów stawiają na szybkie pozbycie się problemu w domowym piecu, a podczas wycieczek górskich z chęcią załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne na szlakach. Bo przecież kto Polakowi zabroni?
Ekologiczne grzechy, pomimo wielu apeli i próśb, jak były, tak są. Zdaje się nawet, że systematycznie narastają. Co roku Lasy Państwowe wydają miliony złotych na wywiezienie śmieci z lasu, a Polacy nic nie robią sobie z kar, które im grożą. Strażacy, szczególnie w okresie wiosennym, raz za razem wyjeżdżają do kolejnych pożarów traw, które niejednokrotnie trawią hektary pól, zagrażając jednocześnie pobliskim zabudowaniom.
Za nic mamy nawet parki narodowe, w których nie tylko śmiecimy, ale również z chęcią załatwiamy fizjologiczne potrzeby. Na środku szlaku. Bo dlaczego nie? Lista ekologicznych grzechów Polaków rośnie, a wielu określa naszych rodaków jednym słowem - syfiarze.
5 największych grzechów Polaków. Góra śmieci pośrodku lasu
Statystyczny Polak, zgodnie z wyliczeniami Eurostatu, produkuje około 340 kg śmieci rocznie. Tymczasem Niemiec wyrzuca rocznie około 630 kg, a rekordzista, Duńczyk, aż 840 kg. W Europie tylko Rumuni wytwarzają mniej odpadów niż Polacy. Pozornie mamy ogromne powody do dumy. Ale czy na pewno?
System odbioru odpadów w Polsce wydaje się być dość szczelnym. Obok niego mamy kolejną możliwość - Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów. Ale po co? Polacy śmiecą, gdzie popadnie, mając za nic dobro środowiska i innych ludzi.
Co roku Lasy Państwowe wydają miliony złotych na zbieranie i wywóz śmieci z lasów. W rozwiązaniu tego problemu, a także ujawnianiu i karaniu sprawców pomagają stosowane przez Straż Leśną fotopułapki czy monitoring wizyjny. Pomagają, ale nie rozwiązują problemu całkowicie. Bo niektórzy wciąż się nie boją.
Nie odstraszają mandaty karne, których wysokość może sięgnąć nawet 1,5 tys. zł, a w konkretnych wypadkach skierowanie do sądu. Śmieci w lasach jak były, tak są.
Zamiast posortować, lepiej wrzucić wprost do pieca
Cudownie widoki, las i sąsiad, z którego komina domu wydobywa się śmierdzący, czarny dym. Zamieszkanie w nawet najpiękniejszej okolicy może stać się prawdziwym koszmarem. Szczególnie na wsiach powszechnym problemem jest spalanie śmieci. Dlaczego łatwiej wrzucić plastiki i kartony do domowego pieca, zamiast do worka, który i tak zostanie odebrany przez odpowiednie służby?
Jak wynika z raportu opracowanego przez Polski Alarm Smogowy, w 80 proc. małopolskich gmin spalanie śmieci i użytkowanie kopciuchów jest bezkarne. To właśnie ten fakt zachęca wielu do wrzucenia śmieci do pieca?
Jesteśmy zaniepokojeni tym, co obserwujemy. Palenie śmieci, spalanie niedozwolonego paliwa w kopciuchach wciąż jest poza kontrolą
Zgodnie z art. 191 ustawy o odpadach - Dz.U. z 2013 r. poz. 21 ze zm. ten, kto termicznie przekształca odpady poza spalarnią odpadów podlega karze aresztu lub grzywny. Najczęściej kończy się mandatem w wysokości do 500 złotych, nałożonym przez straż miejską. Ale tylko pozornie. Jak wynika z raportu PAS jeśli w gminie nie ma straży gminnej, spalanie śmieci i użytkowanie "kopciuchów" jest praktycznie bezkarne.
W przypadku nakładanych mandatów ich wysokość bardzo często jest niewspółmierna do szkodliwości czynu, jakim jest spalanie odpadów czy nieprzestrzeganie uchwały antysmogowej. Wystawiane mandaty są bardzo niskie - w gminach ze strażą to średnio 195 zł, a w gminach bez straży 160 zł
Rzeka zamieniona w ścieki
Co więcej, Polacy na masową skalę zanieczyszczają również rzeki. Podczas poszukiwań odpowiedzialnych za katastrofę ekologiczną na Odrze Wody Polskie postanowiły przeanalizować nielegalne wyloty odprowadzające do rzek ścieki i wody opadowe na innych polskich rzekach. Wyniki przerażają. Podobnych wylotów są bowiem setki.
Rzeki i jeziora coraz częściej jednak, szczególnie w okresie wakacji, stają się celem turystów i mieszkańców. Straż Miejska z Pabianic przed kilkoma tygodniami opublikowała w sieci przerażające wideo. Operator monitoringu zauważył grupkę pływających rowerkiem wodnym młodych ludzi. Służby wprost określają ich mianem "śmieciarzy".
Na filmie widać "towarzystwo" spożywające alkohol. W trakcie dwie osoby "zutylizowały" butelki po napojach topiąc je w stawie
Jak podano, sprawców ukarano mandatami karnymi w wysokości 500 złotych. I znów pojawia się to samo pytanie: czy kosze na śmieci są niewidoczne?
Zobacz również: Skażenie Odry: W rzece wykryto "złote algi"
Na nic apele strażaków. To prawdziwa plaga
Popularna opinia głosi, że wypalanie traw oczyszcza ziemię po zimie, przez co jest ona lepiej przygotowana na kolejne uprawy. To mit! Mimo tego chętnych do wypalania traw nie brakuje.
Pod koniec marca tego roku Państwowa Straż Pożarna przekazała zatrważające statystyki. Tylko do 25 marca 2022 roku służby wyjeżdżały do ponad 20 tysięcy pożarów traw i nieużytków rolnych. Setki razy ogień rozprzestrzenił się na lasy, niejednokrotnie zagrażając również pobliskim zabudowaniom rodzinnym. Kilka osób zginęło, wiele odniosło obrażenia.
Strażacy ostrzegają i apelują. Mimo tego wypalanie roślinności, nieużytków czy pozostałości traw nie traci na popularności. Tymczasem podobne zabiegi mogą skończyć się tragicznie nie tylko dla ludzi.
To zwierzę nie ma najmniejszych szans w środku ognia, bo po prostu ginie. Jeże, które się wybudzają i zaczynają wychodzić ze swoich zimowisk, jeśli znajdą się na środku takiej łąki, gdzie szukają pożywienia, nie mają szans. Dostajemy takie zwierzęta bardzo rzadko, ponieważ z reguły giną, więc nie są już do nas przywożone. A te, które trafiają, nie zawsze udaje się uratować
Wypalanie traw jest nielegalne. Kodeks wykroczeń za podobne zachowania przewiduje karę nagany, aresztu lub grzywny, której wysokość może wynieść od 5 do 20 tysięcy złotych.
Zobacz również: Lasy Państwowe ostrzegają. Od tych gąsienic trzymaj się z daleka
Kupa problemów na górskich szlakach
Polacy z chęcią wybierają się na weekendowe wycieczki poza miasto, często za swój cel obierając górskie lub leśne szlaki. Wielu nie wie jednak jak odpowiednio się na nich zachować. Obok powszechnego problemu pozostawionych nawet w parkach narodowych śmieci, dochodzi do nich kolejny, naprawdę śmierdzący problem.
Jak się bowiem okazuje, wielu turystów nie wie jak załatwiać na szlaku swoje potrzeby fizjologiczne. Dlatego też coraz częściej na środku dróżki natrafić można na cudzą kupę czy napić się wody zatrutej bakteriami kałowymi. Z pomocą nadchodzi Tatrzański Park Narodowy, który postanowił pouczyć turystów.
W razie pilnej potrzeby fizjologicznej należy zrobić wszystko tak, aby nikt nie wiedział, co się w danym miejscu działo. Zasypanie śniegiem nie jest rozwiązaniem. Wiatr za chwilę wydobędzie na światło dzienne dowody rzeczowe. Najlepiej zapakować wszystko, co się da, do specjalnego, hermetycznego worka toaletowego i zabrać ze sobą. Mocz najlepiej oddawać na skały. Wówczas nikt - ani człowiek, ani zwierz - nie będzie narażony na przypadkowe zjedzenie żółtego śniegu
Lista grzechów jest długa. Czy kiedykolwiek cokolwiek się zmieni?
Zobacz również: Turyści lekceważą zakazy nad Morskim Okiem