Nowy Jork wiosną: Czas, kiedy wszystko wydaje się możliwe!

Nowy Jork to miasto, które od początku swojego istnienia przyciągało odważnych, zdeterminowanych i nietuzinkowych ludzi, pragnących czegoś więcej niż to, co zastali na rodzinnym podwórku. Ci, którzy mieli odwagę tu przyjechać i zacząć nowe życie, stworzyli miejsce absolutnie wyjątkowe, które od wieków porusza masową wyobraźnię. Fragment pochodzi z książki "Nowy Jork. Opowieści o mieście", autorstwa Magdaleny Żelazowskiej, która zamieszkała w mieście, o którym marzą miliony!

Nowy Jork to miasto, o którym marzą miliony. Ciężko się w nim nie zakochać, szczególnie wiosną
Nowy Jork to miasto, o którym marzą miliony. Ciężko się w nim nie zakochać, szczególnie wiosną Roy RochlinGetty Images

Wiosna

"Przyjeżdżasz do Nowego Jorku w poszukiwaniu otoczenia, które wydobędzie twoje najlepsze strony. Nie wiesz dokładnie jakie, ale chcesz je odkryć"

James Hillman

Wiosna w Nowym Jorku to parę tygodni w kwietniu i maju, kiedy nie trzeba sztucznie zmieniać temperatury w mieszkaniu. Igiełki zimnego powietrza przestają przenikać przez nieszczelne okna, a lepki zaduch lata jeszcze nie wlewa się do środka. Krótka chwila między szczękaniem zębami a ocieraniem potu, kiedy nic nie uwiera, a pierwsze ciepłe promienie ścierają z życia szary zimowy naskórek. Mgnienie oka, ale jakie to mgnienie! Ósmy cud świata. Czas, kiedy wszystko wydaje się możliwe, a najwspanialsze z miast staje się takim naprawdę.

Co tydzień ten wiosenny spektakl rozgrywa się w nieco innych dekoracjach. Akt pierwszy - kwitnące wiśnie. Na początku kwietnia wieżowce i kamienice stroją się w wytworne, różowe kołnierze. Aleja jak z japońskich rycin biegnie wzdłuż zachodniego brzegu Roosevelt Island. Pod ukwieconymi drzewkami przysiadły ławki z widokiem na Manhattan i ażurowe przęsła mostu Queensboro. Pudrowe płatki opadają na zakochane pary i instagramerów. Mniej więcej w tym samym czasie klomby w całym mieście zmieniają się w kolorowe kleksy żonkili, tulipanów, hiacyntów i irysów. Ptaki budzą się z zimowego letargu i zaczynają trele. Przy zielonych stoliczkach w Bryant Parku w zamian za kilka okruszków wróble dają prywatny wiosenny recital do kawy na wynos.

Nowy Jork wiosną zachwyca turystów i mieszkańców miasta /fot. Magdalena Żelazowska
Nowy Jork wiosną zachwyca turystów i mieszkańców miasta /fot. Magdalena Żelazowska INTERIA.PL/materiały prasowe

Akt drugi - magnolie. Pastelowe kielichy są jak rumieńce na twarzach dystyngowanych brownstones w Greenwich Village albo Central Park West. Wytwornym kamienicom do twarzy też w ciężkich, fioletowych gronach wisterii, zwieszających się nad wejściem.

Akt trzeci - róże, różaneczniki i azalie. Pod koniec maja i w czerwcu można je spotkać w zakamarkach Union Square albo w City Hall Park. Piękną kolekcję ma też Gramercy Park, ale zwykłym zjadaczom chleba wolno ją najwyżej podglądać zza płotu. To jedyny prywatny park w Nowym Jorku, do którego klucze mają wyłącznie mieszkańcy sąsiednich budynków. Zadecydował o tym Samuel B. Ruggles, który w 1831 roku kupił teren farmy Gramercy, należącej do potomków dyrektora generalnego Nowych Niderlandów, Petera Stuyvesanta. Ruggles, ówczesny deweloper, zaplanował w tym miejscu komfortowe osiedle. Najpierw musiał jednak osuszyć i zasypać rozciągające się bagna. Ta operacja kosztowała go sto osiemdziesiąt tysięcy dolarów i przetransportowanie miliona wozów ziemi.

Prawo do korzystania z Gramercy Park posiadali wyłącznie właściciele sześćdziesięciu sześciu otaczających go działek i tak jest do dziś: klucze mają jedynie mieszkańcy sąsiednich budynków, a i oni muszą zastosować się do kilku zasad: w parku nie wolno wyprowadzać psów, palić, jeździć rowerem, pić alkoholu i grać we frisbee. Aby uniknąć nieproszonych gości z zewnątrz, zamki w furtkach co roku są wymieniane. Każdy klucz ma indywidualny numer i kod, a roczna opłata za korzystanie z niego wynosi kilkaset dolarów. Cena może i wygórowana, ale w parku można poznać interesujących sąsiadów. Do sławnych właścicieli apartamentów przy Gramercy Park należą między innymi Julia Roberts, Jimmy Fallon i Uma Thurman.

Wiosna w nowym Jorku zaczyna się szybko - ledwo stopnieją śniegi, a już kwitną w tym mieście wszystkie drzewa Fot. Magdalena Żelazowska
Wiosna w nowym Jorku zaczyna się szybko - ledwo stopnieją śniegi, a już kwitną w tym mieście wszystkie drzewa Fot. Magdalena ŻelazowskaINTERIA.PL/materiały prasowe

Bagnistą przeszłość ma też Washington Square Park, dawniej wilgotna dolinka wokół strumienia Minetta. W XIX wieku znajdował się tu cmentarz dla ubogich i osób o nieznanej tożsamości, na którym masowo chowano ofiary epidemii żółtej febry. W miejscu mogił powstały alejki, fontanna i marmurowy łuk triumfalny. W słoneczny wiosenny dzień nikt nie myśli o tym, że pod powierzchnią parku wciąż leżą szczątki dwudziestu tysięcy zmarłych. Trudno wracać do przeszłości lub bać się nieuniknionej przyszłości, gdy wokół wszystko żyje, kwitnie i śpiewa, a starsi panowie nawołują do wspólnej gry przy jednym z szachowych stolików.

Nieduże skwery to dobre miejsca na krótką przerwę - kawę lub lunch. Król nowojorskich parków, Central Park, zajmie więcej czasu. Jak żądny atencji władca domaga się co najmniej kilku godzin albo i całego dnia. Z lotu ptaka wygląda jak potężna, zielona wyrwa w betonowej tkance miasta, co, biorąc pod uwagę ceny tutejszych nieruchomości, wydaje się ekstrawagancją. Ale tak jak cały Manhattan, również otwarty w 1858 roku Central Park jest wynikiem precyzyjnego planu. Po pierwsze, imponująca fala imigracji i rozbudowa miasta w pierwszej połowie XIX wieku niosły ze sobą ryzyko, że mieszkańcy stracą dostęp do ostatnich skrawków zieleni. Po drugie, wraz z rozwojem metropolii przybywało spektakularnych karier. Bogaci nowojorczycy chcieli się pochwalić szykownym strojem czy eleganckim powozem. W Nowym Jorku potrzebny był park z prawdziwego zdarzenia.

Nowojorskie parki nie mają sobie równych. W wielkomiejskiej dżungli takie miejsca są po stokroć doceniane
Nowojorskie parki nie mają sobie równych. W wielkomiejskiej dżungli takie miejsca są po stokroć docenianeSpencer PlattGetty Images

W 1853 roku władze miasta zakupiły siedemset siedemdziesiąt osiem akrów na północnym krańcu miasta, między 59. a 110. ulicą. Cztery lata później konkurs na projekt parku wygrali architekci krajobrazu Frederick Law Olmsted i Calvert Vaux. Zwycięską koncepcję The Greensward Plan wdrażano przez kolejnych kilkanaście lat rękami dwudziestu tysięcy pracowników. Wielki roślinny dywan rozłożony w kratownicy ulic sprawia wrażenie, jakby kawałek dziewiczej przyrody Manhattanu zamknięto w ramy, osłaniając od żarłoczności betonu i asfaltu. Nic bardziej mylnego. W Central Parku naturalne są tylko wystające spod ziemi skały. Cała reszta: łąki, jeziorka pełne żółwi, kręte strumyki i dzikie zakątki przypominające las deszczowy są tak samo pierwotne jak mieszczące się w parku ZOO. Każdy element parku został zaprojektowany przez Olsmteda i Vauxa. Ich konkursowa wizja była jak obietnica niesiona przez wiosnę. Projektanci przeczuwali słodki smak przyszłych owoców, mimo że musieli je sobie dopiero wyobrazić. Czy patrząc na pole między miastem Nowy Jork a wsią Harlem, umieli przewidzieć park w dzisiejszej postaci? Możliwe. Ale upstrzonej wieżowcami miejskiej otoczki, która jest nieodłącznym elementem krajobrazu Central Parku, raczej nie. Tak to już jest z Manhattanem. Powstał z ludzkiej wyobraźni i ciągle ją przekracza, jak zbudowana ludzką ręką istota, która zaczyna żyć własnym życiem, budząc w swym twórcy jednocześnie zachwyt i lęk.

Nowojorczycy kochają Nowy Jork, ale jeszcze mocniej wiosnę w tym mieście
Nowojorczycy kochają Nowy Jork, ale jeszcze mocniej wiosnę w tym mieście INTERIA.PL/materiały prasowe

Wiosną Manhattan wygląda najpiękniej. Odświeżony i zarumieniony po miesiącach szarugi, a jeszcze nieprzykurzony letnim pyłem. Z nastaniem pierwszych ciepłych dni nieszczęśnicy, którzy nie mają tarasu ani ogródka, wylegają na trawniki. W Nowym Jorku nikt nie śmiałby wyskoczyć z tabliczką "nie deptać trawy". Restauratorzy już w marcu stawiają na chodnikach pierwsze stoliki. Lodowiska zamieniają się w sceny, na których odbywają się koncerty albo seanse filmowe. Do kakofonii ulicznego szumu dochodzi gwar rozmów. Wszyscy chcą się nagadać po zimie, a przed masowym exodusem do letnich domów w Hamptons.

Wiosna w Nowym Jorku zaczyna się czasem już w marcu
Wiosna w Nowym Jorku zaczyna się czasem już w marcuINTERIA/materiały prasowe

Historyk Robb Ellis zauważył, że wiosną powietrze Nowego Jorku mieni się jak szampan. I tak samo odurza. Przedsionek lata jest tu jak pierwsza randka albo godzenie po kłótni. To moment, kiedy Nowy Jork przechodzi sam siebie w tym, w czym zawsze jest dobry - składaniu obietnic. Łatwo mu wtedy wybaczyć wszystko - insekty, wodniste truskawki z Meksyku, brak bobu i bezzapachowe pomidory. I choć wszyscy wiedzą, że sielanka prędzej czy później się skończy i Nowy Jork znów zacznie doprowadzać do szału, to wiedzą również, że za rok znów przyjdzie wiosna. I jeszcze raz będzie można odurzyć się łykiem nowojorskiego szampana. Twoje zdrowie, panie Manhattanie.

Powyższy fragment pochodzi z książki "Nowy Jork. Opowieści o mieście", autorstwa Magdaleny Żelazowskiej. Więcej o książce przeczytasz TUTAJ

***

Zobacz również:

Ciasto amerykańskie z jabłkami - szybki przepisInteria Kulinaria
Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas