Prodiż - niesłusznie zapomniany król PRL-owskich kuchni. Co można było w nim zrobić?

Prodiż w czasach PRL-u był obowiązkowym wyposażeniem w domu każdej szanującej się gospodyni. Ciasta, mięsa, pasztety z tego urządzenia zawsze się udawały. Dziś, w dobie mikrofalówek i elektrycznych wielofunkcyjnych piekarników mało kto wie, czym jest stary, dobry prodiż. Co można było w nim zrobić? Dlaczego był przedmiotem pożądania? I czy można jeszcze gdzieś kupić prodiż, czy znajdziemy go tylko w muzeum PRL-u? Sprawdzamy.

Prodiż elektryczny był wyposażeniem każdej kuchni w PRL-u.
Prodiż elektryczny był wyposażeniem każdej kuchni w PRL-u.MAREK ZAJDLER/East NewsEast News

Prodiż - skąd się wzięła obco brzmiąca nazwa?

Czym jest prodiż? To elektryczne urządzenie składające się z aluminiowej misy i pokrywy z wizjerem. Prąd szybko nagrzewał prodiż, a przez wizjer można było zerknąć, jak się ma pieczone w środku ciasto czy mięso.

Przedmiot znany u nas jako prodiż w wielu krajach funkcjonował pod nazwą remoska. Ojcem tego urządzenia był Czechosłowak Oldrich Homut, a produkowały je zakłady REMOS, stąd nazwa. W Polsce jednak ten sprzęt wzbudził taki zachwyt, że nazwany został prodiżem, od francuskiego słowa "prodige", czyli "genialne".

Inne źródła mówią o Austriaku Friedrichu Schindlerze, który miał być wynalazcą prodiża na początku XX wieku. Tak czy inaczej, masowa produkcja urządzenia znanego w Polsce jako prodiż elektryczny zaczęła się w 1957 roku.

Kultowy prodiż z czasów PRL-u

W powojennych czasach elektryczne piekarniki wcale nie były powszechnym wyposażeniem kuchennym. W starym budownictwie były kuchnie na węgiel, a w nowym stawiano kuchenki gazowe. W tej sytuacji elektryczny prodiż był wyjściem idealnym. Mały, przenośny, nie zajmował dużo miejsca i łatwo go było umyć. Dzięki niemu w miarę szybko można było upiec w domu nie tylko ciasto, ale również mięso, czy prodiżowy hit - kurczaka w całości. Po użyciu prodiż łatwo było umyć, a potem lądował w szafie lub pawlaczu.

Nawet kiedy pojawiły się piekarniki gazowe, nie od razu wyparły prodiże z PRL-owskich kuchni. Piecyki gazowe grzały nierówno, powodując, że ciasto z jednej strony było zawsze trochę bardziej przypieczone. Elektryczne cudo było pod tym względem bardziej stabilne. Poza tym koneserzy uważali, że pieczyste z prodiża jest bardziej soczyste, bo nie miało szansy wyschnąć. Prodiż świetnie się też sprawdzał w gorącym, przedświątecznym czasie. Dzięki niemu można było jednocześnie piec coś w piekarniku i w prodiżu. Miał tylko jedną wadę - łatwo się było nim poparzyć. W momencie jego używania dzieci miały więc absolutny zakaz zbliżania się do prodiża, co tylko podsycało ich ciekawość.

Elektryzujące przysmaki, czyli co można było zrobić w prodiżu

W prodiżach piekło się głównie ciasta i mięsa, a także pasztety. Urządzenia były wyposażone w dodatkowe naczynia, a nawet w rożen, na którym można było piec szaszłyki czy kurczaka. Żelazna zasada była taka, że podczas pieczenia ciast nie otwierało się urządzenia, by ciasto nie opadło. Natomiast pieczenie mięs można było przerwać, by podlać mięsiwo sosem, wodą lub piwem.

W prodiżach świetnie się udawały również zapiekanki, pieczone warzywa, a nawet pizza. Praktycznie wszystko, co można było zrobić w piekarniku, można było też upiec w elektrycznym prodiżu. Pasjonaci piekli w prodiżach chleb, a gospodynie odświeżały w nim zleżałe pieczywo.

Prodiż kontra piekarnik? Są plusy dodatnie i plusy ujemne

Choć wydawałoby się, że prodiże przeszły już do lamusa, wciąż mają swoich zwolenników. Twierdzą oni, że potrawy z tego urządzenia są bardziej soczyste. Były też teorie, które mówiły, że prodiże w związku z tym, że są wykonane z aluminium mogą w połączeniu z temperaturą i niektórymi potrawami wytwarzać niebezpieczne dla zdrowia związki. Prawda jest taka, że współczesne prodiże są produkowane z wysokiej jakości aluminium, tak zwanego aluminium spożywczego. Nie wytrąca się ono tak łatwo, a urządzenia posiadają wszelkie potrzebne atesty.

W elektrycznym prodiżu niestety nie można regulować temperatury. Ale co dla jednych jest wadą, dla innych zaletą. Dzięki temu urządzenie jest bardzo proste w obsłudze i w naprawie. Każdy domorosły majsterkowicz poradzi sobie z naprawą zepsutego sprzętu. Prodiż z pewnością będzie świetnym wyjściem dla osób, które cenią sobie tradycję i niechętnie przyswajają techniczne nowinki.

Wbrew pozorom prodiże wciąż można kupić. Mają one nieco więcej funkcji niż te, które pamiętamy z PRL-u, na rynku są nawet takie wyposażone w termoobieg. Ich cena waha się od 270 do 300 zł. Oczywiście można pójść totalnie w klasykę i poszukać sprzętu z epoki. Używany elektryczny prodiż kosztuje od 100 do 200 zł.

Czytaj też:

„Zbliżenia”. Aleksandra Konieczna o rolach, nagrodach i walce z przemocą w teatrzeINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas