Przychodzi kobieta do lekarza, a tam... Historie z gabinetów. "Chyba już dosyć tego seksu"
"Nie wiem po co pani przyjeżdża do córki i się przyzwyczaja. Ona i tak umrze...", "Nie jest tak źle, z bólu pani po ścianach nie chodzi, tynku nie gryzie”. To tylko niektóre z komentarzy, które usłyszeli pacjenci. Chociaż wizyta u lekarza powinna przebiegać w komfortowych warunkach, to nie zawsze tak się dzieje. Okazuje się, że za zamkniętymi drzwiami padają słowa, które na długo zostają w pamięci pacjentów. Historie z gabinetów, którymi podzielili się z nami internauci, jeżą włos na głowie.
W jednym z odcinków videopodcastu "Zdanowicz pomiędzy wersami" gościnią była Weronika Kowalska. Dwunastolatka od 2021 roku walczy z anoreksją. W rozmowie z dziennikarką Polsatu opowiedziała o walce z chorobą.
Weronika podczas jednej z wizyt u lekarza rodzinnego usłyszała, że waży tyle, co dorosła osoba. Komentarz dotyczący wagi dziewczynki miał ogromny wpływ na jej dalsze podejście do odżywiania. Podczas rozmowy z Katarzyną Zdanowicz przyznała, że nie jadła, chowała jedzenie i ważyła się nawet kilka razy dziennie. W późniejszym etapie choroby spożywała zaledwie 20-30 kcal dziennie. Z głodu odczuwała ból, który nie pozwalał jej zasnąć. Rodzice każdej nocy sprawdzali, czy ich córka nadal oddycha.
Historia Weroniki Kowalskiej nie jest odosobnionym przypadkiem. Wyznania internautów pokazują, że wiele osób doświadczyło nieprzyjemnych sytuacji w lekarskim gabinecie. Przeglądając fora internetowe, można zauważyć, że kobiety zazwyczaj opisują swoje doświadczenia związane z ginekologami i ginekolożkami. Dość często podkreślają, że to właśnie z ich ust padają nieprzyjemne i uszczypliwe komentarze.
Zobacz także: „Dlaczego pracując na NFZ jestem dupkiem?” Lekarz wyjaśnia, jaka jest różnica między państwową a prywatną ochroną zdrowia
Za pośrednictwem facebookowego profilu zapytaliśmy czytelników Interii o to, co najgorszego usłyszeli od lekarza. Jedna z pań przywoła wizytę u ginekologa. Otóż mając 45 lat zaszła w ciąże, a lekarz nie potrafił przejść obojętnie wobec wieku pacjentki i skwitował to słowami: "chyba już dosyć tego seksu". Internautka nie była dłużna specjaliście i podkreśliła, że to, co powiedział, było nie na miejscu. Jak twierdzi, pozostała pod jego opieką aż do rozwiązania. Po tym, jak odpowiedziała na uszczypliwy komentarz, wizyty odbywały się co dwa tygodnie bez żadnego zarzutu.
Z kolei inna internautka usłyszała od lekarza, że to ona przyczyniła się do tego, że jej dziecko przyszło na świat zbyt wcześnie. "To pani wina, że urodziła pani wcześniaka" - te słowa zapamiętała do dziś.
Na tym jednak nie koniec historii z gabinetów. Użytkowniczka Facebooka wyznała, co lekarz powiedział jej po narodzinach dziecka. "Nie wiem po co pani przyjeżdża do córki i się przyzwyczaja. Ona i tak umrze...". Kobieta podkreśliła, że jej córka została zarażona sepsą po porodzie. Dziewczynka przeżyła.
Doświadczeniami z porodówki podzieliła się również inna internautka. "Nie jest tak źle, z bólu pani po ścianach nie chodzi, tynku nie gryzie. Będzie bolało to brać No-Spe". Jak podkreśliła, była wówczas w ciąży zagrożonej, jej nerka nie pracowała. W dodatku pojawił się silny zastój i krwiomocz. "W drugiej też ciąży musieli pilnie robić cc. Dziecko było w zamartwicy. W nocy podczas cięcia padło tylko «cholera, dziecko się chyba udusiło!»" - wyznała pacjentka.
Nasi czytelnicy podzielili się nie tylko nieprzyjemnymi sytuacjami z gabinetów, ale także diagnozami, które nie dawały im lub bliskim szans na przeżycie. Te wyznania różnią się od tych nieprzyjemnych i pozbawionych empatii komentarzy wspomnianych wcześniej, ale mimo to, właśnie te słowa internauci uznali za najgorsze, jakie kiedykolwiek usłyszeli od lekarza.
Zobacz także: Kiedy ryzyko śmierci jest największe? W tych tygodniach umiera najwięcej Polaków!
Jedna z internautek powróciła wspomnieniami do chwili, gdy usłyszała, że jej pociecha prawdopodobnie cierpi na śmiertelną chorobę. "Że moje dziecko ma podejrzenie białaczki... Bez dokonania żadnych badań w tym kierunku. Zasłabłam. Jak się później okazało, syn miał wówczas «tylko» mononukleozę".
Pod postem można również przeczytać o zbliżającej się śmierci. W tym przypadku przewidywania lekarzy znów się nie potwierdziły. "Że mam 20 proc. szans na przeżycie pół roku - to było 20 lat temu...". Inna internautka dodała, że usłyszała, że ma tętniaka, ale był to fałszywy alarm.
Oczywiście wyżej wymienione historie nie rzutują na wszystkich specjalistów, co podkreśliła jedna z czytelniczek Interii, odpowiadając na komentarz innej internautki. "Nie wszyscy lekarze są źli, są też cudowni lekarze z powołania, więc słabe jest to pani wrzucanie ich do jednego worka. Ja dzięki mojemu cudownemu neurochirurgowi dzisiaj nie jestem kaleką, bo groziło mi porażenie czterech kończyn" - podsumowała.
***