Trafiła na SOR i dostała okres. Całą noc zasłaniała się płaszczem

Pani Paulina z Warszawy długo nie zapomni tej stresującej nocy w szpitalu. Gdy trafiła na SOR po rowerowym wypadku, niespodziewanie dostała tam okresu. Niestety, nie mogła liczyć na środki higieniczne, gdyż nie są one refundowane, a sklepik był już dawno zamknięty. Noc spędziła, zasłaniając się płaszczem i chroniąc szpitalne krzesła przed zabrudzeniem.

Pani Paulina trafiła na SOR i nagle dostała okresu. Niestety, nie mogła liczyć na pomoc
Pani Paulina trafiła na SOR i nagle dostała okresu. Niestety, nie mogła liczyć na pomoc 123RF/PICSEL

Ta historia jest tak nieprawdopodobna, że aż ciężko uwierzyć, iż wydarzyła się naprawdę. W dodatku w Polsce, w Warszawie, stolicy kraju zamieszkałej przez prawie 1,8 miliona osób, gdzie na 100 mężczyzn przypada 117 kobiet.

Historia ta została opisana przez "Gazetę Wyborczą" i jest dowodem na to, że polska służba zdrowia ma jeszcze przed sobą długą drogę, a kobieta z menstruacją może liczyć w szpitalu jedynie na... papier toaletowy.

Trafiła na SOR i nagle dostała okresu. Spędziła noc bez podpasek, zasłaniając się płaszczem

Pani Paulina przewróciła się na rowerze i bardzo mocno potłukła. W efekcie trafiła na SOR w Szpitalu Bielańskim i być może pod wpływem dodatkowego stresu, niespodziewanie dostała wcześniej okres. Ponieważ spodziewała się go w innym terminie, nie miała przy sobie żadnych środków higienicznych.

Wizyta na SORZE mocno się przedłużyła - internista zalecił bowiem pobranie krwi i kilka innych badań, na które pacjentka musiała poczekać. Wiedząc, że zagości w szpitalu trochę dłużej, udała się do pielęgniarki i poprosiła o podpaski. Szpitalny sklepik był już bowiem dawno zamknięty.

Choć trudno w to uwierzyć, okazało się, że szpital nie dysponuje środkami higienicznymi! Podpasek i tamponów nie było na stanie, nie miały ich także pielęgniarki. Pani Paulina ze zdumieniem przyjęła wiadomość, że takie środki nie są refundowane przez NFZ.

Był środek nocy, nikt nie był w stanie pomóc pacjentce, a ona zaczynała się czuć coraz mniej komfortowo. Spytała więc, czy na zlecone badania może przyjść trochę później, a teraz wrócić do domu, bo mieszka niedaleko. Niestety usłyszała, że takie zachowanie traktuje się jak ucieczkę ze szpitala i musi poczekać aż otworzy się sklepik szpitalny.

Pani Paulina wróciła więc do poczekalni i usiadła na płaszczu, by nie pobrudzić szpitalnych krzeseł. Tak spędziła całą noc.

Wiem, że gdyby którakolwiek z pielęgniarek miała podpaskę, to by mi dała, jak kobieta kobiecie

- powiedziała "Gazecie Wyborczej", dodając jednak, że czuła się naprawdę upokorzona, a polska ochrona zdrowia powinna się wstydzić, że w taki sposób traktuje swoje pacjentki.

Reporterka Gazety Wyborczej skontaktowała się ze Szpitalem Bielańskim i poprosiła o wyjaśnienie, dlaczego pani Paulinie nie zaproponowano waty lub ligniny. Usłyszała jednak, że personel nie przypomina sobie takiej sytuacji, a:

Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa środki higieny osobistej nie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Nie ma też systemowych rozwiązań gwarantujących pacjentkom przebywającym na oddziałach szpitalnych komfort higieniczny w czasie menstruacji.

Dodano także, że pani Paulina mogła przecież skorzystać z papieru toaletowego...

Co myślicie o tej nieprawdopodobnej historii?

Zobacz również:

Helen mieszka w Polsce od 9 lat. Jak się jej żyje?. "Zdanowicz pomiędzy wersami" INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas