Z jego trumny popłynęła "dziwna ciecz". Kim był Szarbel Makhluf?
Szarbel Makhluf to jeden ze świętych Kościoła katolickiego. Wierni zarówno chrześcijańscy, jak i muzułmańscy, od lat pielgrzymują do jego grobu, donosząc o cudownych uzdrowieniach, które maronicki duchowny miał wyprosić. Oto fragment książki "Mnich z Libanu. Życie i cuda św. Szarbela Makhlufa" (Wydawnictwo Esprit).
Szarbel Makhluf był mnichem, który wiele lat żył w ubogiej celi, wśród wysokich gór Libanu, odseparowany od wszystkiego tego, co było ziemskie, starając się podążać drogą modlitwy, kontemplacji, pokuty i pracy. Zmarł 24 grudnia 1898 roku. Gdy w 1927 roku złożono jego ciało w nowym grobowcu, okazało się, że pozostało ono absolutnie nietknięte. Od chwili jego śmierci do jego grobu przybywają liczni pielgrzymi, chrześcijanie i muzułmanie, wśród których zarejestrowano wiele cudownych uzdrowień. 9 października 1977 roku papież Paweł VI ogłosił go świętym. (...)
Pierwsze znaki świętości
Ojciec Szarbel zmarł w Wigilię Bożego Narodzenia w 1898 roku. O tym, że jego dusza żyje, mówi wiele innych świadectw, które pojawiły się ze zdumiewającą szybkością, zaraz po śmierci tego męża Bożego. Mnich pustelnik z góry Annaya nie był bowiem jeszcze pochowany, gdy do klasztoru przybył młody człowiek - Saba Tannousse Moussa. Nie słyszał on wcale o chorobie ojca Szarbela i przybył, żeby prosić go o pomoc. Ponieważ był biednym kaleką i ciężarem dla swych bliskich, a jego życie było nieustanną męczarnią, przyjaciele poradzili mu, żeby zwrócił się do pustelnika. Może ojciec Szarbel mógłby mu przynieść pomoc?
Stał więc tam, przed drzwiami obleganymi przez wielki tłum ludzi, gdy usłyszał, że "święty mnich" - jak nazywano go już w całej okolicy - zmarł właśnie tego ranka. Matka kaleki z ciężkim sercem zdecydowała, że wyruszą w drogę powrotną. Lecz młody człowiek nie chciał o tym słyszeć: "Chcę iść do ojca Makhlufa" - powtarzał monotonnie z niezłomnym uporem. Prośby, błagania - wszystko na darmo. O godzinie trzeciej po południu 24 grudnia 1898 roku Saba Tannousse Moussa znalazł się w kościele przed katafalkiem. Dotknął z uszanowaniem ciała zmarłego, następnie - swej własnej piersi, a potem - swych sparaliżowanych członków. Po kilku minutach poczuł, jakby jakaś nowa siła przeniknęła jego ciało. Mógł się wyprostować i iść zupełnie sam. Przepełniła go wielka radość. On, który przybył, by prosić człowieka żywego o ratunek w swym ciężkim cierpieniu, mógł teraz, uzdrowiony, z normalnymi kończynami, uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych ojca Szarbela!
Kolejne znaki. Z trumny wypłynęła "dziwna ciecz"
Kilka miesięcy po jego śmierci, doszło do ekshumacji, której towarzyszył pewien znak. Oprócz tego, że jego zwłoki były nienaruszone, wypływała z nich krwawa ciecz, biała i czerwona, przy czym białej było więcej. Ponadto w całej kaplicy unosił się prawdziwy zapach krwi, a czuli go wszyscy, którzy byli obecni w pobliżu nowego grobu. Ta niesłychana okoliczność kazała zakonnikom dwa razy na tydzień zmieniać ojcu Makhlufowi szaty, żeby usunąć z nich plamy. Mimo tych środków plamy od krwi pojawiały się ponownie na albie, którą miał na sobie. Pogłoski o tych faktach rozeszły się, wzbudzając u zakonników różnych klasztorów ogromne zainteresowanie. Wydarzenia te tylko umocniły w ludziach przekonanie, że ojciec Szarbel jest święty. Zaczęto jeszcze bardziej niż do tej pory uciekać się do jego orędownictwa u Boga, powierzając mu mnóstwo codziennych trosk.
To nie był jednak koniec cudów. W trakcie Roku Świętego 1950 goście przybywający do grobu zauważali, że z jednego rogu grobowca sączy się woda w kierunku oratorium klasztornego. Zwrócili na to uwagę przełożonemu opactwa Świętego Marona w Annaya, który zbadał ten płyn. Musiał przyznać, że nie jest to woda, lecz jakiś rodzaj lepkiej cieczy. Opat bał się o grób, ponieważ uważał, że ta dziwna substancja napływała do dołu z zewnątrz i mogła uszkodzić trumnę oraz zwłoki ojca Szarbela. Trumna była w tym samym miejscu, gdzie została umieszczona w roku 1927. Dziwna ciecz wypływała od stóp samej trumny i płynęła dalej po ziemi w kierunku ściany zachodniej, torując sobie stamtąd drogę poza dół i docierając do oratorium. Ponownie została otwarta przez specjalną komisję. Jej członkowie odkryli, że ciecz rozeszła się po całym ciele i że po wypłynięciu natychmiast krzepnie. Samo ciało było elastyczne i można było zginać ramiona i kolana.
Cudowne uzdrowienia za sprawą św. Szarbela? O tym mówią świadkowie
Równocześnie, tuż po śmierci Szarbela, sygnalizowano nowe niezwykłe fakty: otrzymane łaski, uzdrowienia chorych, nieoczekiwaną pomoc w pilnych potrzebach za jego wstawiennictwem.
Św. Szarbel wysłuchuje próśb w bardzo wielu intencjach.
Siostra Miriam Abel przez lata cierpiała z powodu choroby żołądka. Odczuwała dotkliwy ból i nie mogła przyjmować żadnego pożywienia z uwagi na pojawiające się wymioty. Lekarz, który się nią opiekował, nie określił przyczyny choroby. Taki stan rzeczy trwał pełne siedem miesięcy.
Radiografia wykazała po pewnym czasie wrzód żołądka. Zalecenia lekarskie nie odnosiły skutku, podobnie jak przeprowadzona operacja. Gdy rana się zagoiła, nastąpił nawrót choroby. Siostra Miriam czuła się nawet gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. O ile wówczas mogła jeszcze poruszać się po klasztorze, o tyle od tej pory musiała już leżeć. Gdy usłyszała o ojcu Szarbelu, postanowiła wzywać jego pomocy. Zjawił się jej we śnie i uzdrowił ją. Postanowiła w dziękczynieniu wyruszyć w podróż do Annaya, by modlić się przy grobie Sługi Bożego. Wniesiono ją tam na krześle. Gdy zobaczyła sączącą się ciecz, wzięła chusteczkę, umoczyła ją w niej i przetarła nią ciało. Chwilę potem, ku wielkiej radości współsióstr, mogła stanąć na nogach i odtąd nie czuła już żadnego bólu.
Mouhamedowi Alemu Mourewie, przebywającemu w więzieniu, groziła utrata wzroku.
Obiecał, że przeznaczy 50 liwrów libańskich na jakieś dobre dzieło, jeżeli zostanie uzdrowiony przez orędownictwo ojca Szarbela. Pewna osoba, która udała się do Annaya, przywiozła mu nieco cieczy wypływającej z grobu ojca Szarbela. Nawilżył nią oczy i został uzdrowiony.
Dwudziestopięcioletni Aql Jusuf Wakim miał wypadek na rowerze, którego skutkiem było skrócenie o pięć centymetrów lewej nogi. Był bez większego sukcesu leczony przez lekarzy europejskich, amerykańskich i arabskich. Udał się w towarzystwie matki, brata i wuja na pielgrzymkę do Annaya. Tak wspominał moment uzdrowienia za wstawiennictwem mnicha:
- "Matka położyła ręka na grobie i następnie potarła moją sparaliżowaną nogę. Po półgodzinnej żarliwej modlitwie mnisi podjęli śpiew kantyku do Najświętszej Dziewicy. W tym momencie poczułem nieznaną siłę przenikającą moje kolano; powstałem i mogłem iść bez żadnej pomocy".
Z kolei Francuzka - Laurentine Bary, tak opisuje swoje uzdrowienie za wstawiennictwem św. Szarbela:
- "Ojciec Szarbel Makhluf uzdrowił mnie błyskawicznie, na moją prośbę, z niebezpiecznych czyraków, na które cierpiałam od dwóch lat i z których nikt nie potrafił mnie uleczyć. Gdy byłam u swego brata, przeczytałam czasopismo, w którym mówiło się o cudach ojca Szarbela. Modliłam się do niego, prosząc go, żeby mnie uleczył z tej okropnej choroby. Gdyby mnie uzdrowił od razu, uwierzyłabym, że jest święty, zamówiłabym Mszę Świętą i uznałabym publicznie jego pomoc. I co za niespodzianka! Poczułam się z miejsca uzdrowiona; moja straszna choroba natychmiast mnie opuściła, nie pozostawiając najmniejszego śladu, i czuję się doskonale. Dolegliwość nie pojawiła się ponownie".
* * *
Fragment pochodzi z książki "Mnich z Libanu. Życie i cuda św. Szarbela Makhlufa", wydanej nakładem Wydwnictwa Esprit
Przeczytaj też:
Przepowiednia polskiej stygmatyczki. Co zobaczyła Alicja Lenczewska?
Mahatma Gandhi - człowiek, który dążył do prawdy
Kobieta w Krakowie urodziła diabła. Niezwykłe historie z polskiej prasy
* * *
Zobacz więcej: