Anna Wendzikowska przerywa milczenie. „Byłam poniżana, gnębiona”
Anna Wendzikowska kilka tygodni temu poinformowała, że po 15 latach kończy swoją pracę w „Dzień Dobry TVN”. Teraz dziennikarka postanowiła przerwać milczenie. W obszernym wpisie opowiedziała o powodach swojej decyzji. Wspomniała o toksycznej atmosferze i niesprawiedliwym traktowaniu pracowników. Przytoczyła szokujące przykłady. „Byłam poniżana, gnębiona” – pisze.
Anna Wendzikowska od lat była jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy stacji TVN. W sierpniu dziennikarka poinformowała jednak, że po 15 latach współpracy z programem "Dzień Dobry TVN" żegna się ze śniadaniówką.
Teraz dziennikarka zdecydowała się na odważne wyznanie. W obszernym wpisie w mediach społecznościowych wyznała, że przez lata doświadczała mobbingu, i "codziennie drżała o pracę".
Mobbing to takie nowe słowo. Kiedyś poniżanie, gnębienie, krzyki, przekleństwa to była norma w wielu firmach. Na pewno w mediach
"Byłam poniżana, gnębiona, codziennie drżałam o pracę"
"Byłam poniżana, gnębiona, codziennie drżałam o pracę. Niby "gwiazda telewizji", a ja byłam traktowana jak dziewczynka z podstawówki, którą co chwilę bije się po łapkach za każde niedociągnięcie. Tak naprawdę byłam w swoim schemacie niewidzialności, niedocenienia i ciągłego udowadniania swojej wartości - pisze Anna Wendzikowska.
W dalszej części wpisu zarzuca osobom pracującym w stacji, że te okłamywały ją w sprawie wyników oglądalności jej materiałów.
Kiedy zdjęto z anteny moje wejścia, w studio usłyszałam: "Sorry, Anka, nie oglądasz się". Pomyślałam, cóż, trudno, chodzi o dobro programu. Ale coś mnie tknęło i sprawdziłam wyniki sprawdziłam wyniki oglądalności z ostatnich tygodni. W momencie mojego wejścia wykres oglądalności pikował w górę. Wtedy usłyszałam: "oglądalność nie jest najważniejsza"
"Bałam się, że ciąża będzie idealnym pretekstem, żeby się mnie pozbyć"
Anna Wendzikowska podkreśla, iż niejednokrotnie prosiła o pomoc. Czuła się jednak traktowana w zdecydowanie gorszy sposób, niż inni pracownicy.
Prosiłam o pomoc, żebym nie musiała sama montować materiałów, żebym nie musiała robić tłumaczeń sama. Albo, żebym przynajmniej mogła robić montaż z domu zdalnie. Nie wyrabiałam się ze wszystkim przy dzieciakach. Usłyszałam: nikt tu nie ma specjalnych praw. Ja chyba miałam "specjalne prawa", ale takie represyjne
Wsparcia miała nie uzyskać również wtedy, kiedy była w zaawansowanej ciąży.
"Nikt nie wie, że poleciałam na wywiad do Los Angeles trzy tygodnie przed porodem. Musiałam mieć pisemną zgodę od lekarza. Cały lot siedziałam jak na szpilkach. Bałam się, że urodzę w samolocie. Nikt nie wie, że poleciałam na jedną noc do Filadelfii, zostawiając dziecko z nianią, kiedy miało dwa tygodnie. Wiele osób wie natomiast, że wróciłam do pracy sześć dni po porodzie. (...) Bałam się, że ciąża będzie idealnym pretekstem, żeby się mnie pozbyć" - wyznaje.
Zobacz również: Sebastian Karpiel-Bułecka szczerze o małżeństwie. „Żona nigdy nie mogła tego zrozumieć”
"Jest taki moment, kiedy już nie widzisz wyjścia z sytuacji"
Zobacz również:
Anna Wendzikowska przyznała, że godziła się na takie traktowanie przez szkodliwe schematy, jakie zna z dzieciństwa.
"Były leki, były terapia, na jakiś czas pomagało. Ale z przemocą jest tak, że, jak się na nią godzisz, to jej poziom rośnie. To nie jest historia o tym, jak byłam źle traktowana, ale dlaczego w tym trwałam. W ciszy i w poczuciu winy, że mnie to spotkało. Najprościej byłoby stwierdzić, że mobbing był przyczyną depresji, ale myślę, że było zupełnie inaczej.
Przyczyną mojej sytuacji w pracy, był moje nieuleczone traumy i schematy, które sprawiły, że akceptowałam takie traktowanie. A depresja to był bezpiecznik. Wywaliła, żebym zwróciła uwagę na to, co się ze mną dzieje. Głęboko, głęboko w środku" — napisała.
Dziennikarka wyznała, że miała myśli samobójcze.
"Jest taki moment, kiedy już nie widzisz wyjścia z sytuacji. Nie widzisz światełka w tym ciemnym tunelu, którym kroczysz przecież tak długo. Tracisz nadzieję, że możesz cokolwiek zrobić i że kiedykolwiek będzie lepiej. To jest właśnie depresja" - wyznała.
Pamiętam, jak się zastanawiałam czy skok z piątego piętra, na którym mieszkam, załatwi sprawę, czy trzeba jednak wejść wyżej. Wpisałam w Google: "z którego piętra trzeba skoczyć, żeby..." Przeraziło mnie, ile jest w internecie pytań na ten temat. Czuję potworny wstyd, pisząc o tym, ale wiem, że czas dać mu przestrzeń
Anna Wendzikowska przyznała, że przełomem był wyjazd do Gwatemali. Wracając wiedziała już, że odejdzie z pracy. Zdecydowała się głośno powiedzieć o sprawie, kiedy w mediach społecznościowych zobaczyła komentarz byłej koleżanki z pracy, która przyznała, że straciła posadę w słabej sytuacji. Wtedy dziennikarka napisała maila - "nie dla siebie, dla kolegów, którzy może się bali, a może nie czuli, że ich działania mogą coś zmienić".
"Tak, to ja zapoczątkowałam dochodzenie, które zakończyło się zwolnieniami. Nie tylko moja historia to spowodowała. Tych historii było kilkadziesiąt i moja wcale nie była najgorsza. Działanie tym razem było szybkie i zdecydowane, ale dla mnie nie było odwrotu. (...) Płakałam przez kilka dni, a płacz przyniósł ulgę. Żeby odzyskać sprawczość i zacząć odbudowywać poczucie własnej wartości, musiałam zamknąć tamte drzwi. Nikt mnie nie zatrzymywał - zakończyła swój wpis dziennikarka.
W komentarzach pod postem dziennikarki szybko zaroiło się od komentarzy. Słowa wsparcia przesłała między innymi Katarzyna Glinka czy Katarzyna Cichopek. Głos zabrała również Agnieszka Woźniak-Starak.
A ja Ci za tego maila już zawsze będę wdzięczna, bo udało się zmienić coś, co było beznadziejne, a wydawało się nie do ruszenia. Trzymaj się, Ania
TVN zabrał głos. "Twój wpis poruszył wiele osób"
Głos w sprawie postanowiła zabrać również stacja TVN. Oficjalną odpowiedź opublikowano pod postem dziennikarki.
Aniu, Twój wpis poruszył bardzo wiele osób. W redakcji DDTVN zdarzały się niestety zachowania, które nie powinny były mieć miejsca w dobrze zarządzanej, przyjaznej firmie jaką chcemy, żeby był TVN
W odpowiedzi wskazano, że w redakcji wprowadzono wiele zmian organizacyjnych i personalnych.
"Po otrzymaniu Twojego listu, wprowadziliśmy sporo zmian organizacyjnych i personalnych. Przytoczone przez Ciebie sytuacje nie powinny były się nigdy zdarzyć i zrobimy wszystko, żeby się nie powtórzyły" - napisano.