Kryzys w wakacyjnym raju. Polacy uwielbiają ten kierunek
Oprac.: Aleksandra Tokarz
Hiszpańskie Baleary, tuż obok Włoch, Grecji, czy niezwykle popularnej wśród Polaków Chorwacji, to jedna z najczęstszych destynacji przy okazji wakacyjnego odpoczynku. Jak się okazuje, wkrótce urlop w tym miejscu może zupełnie zmienić swoje oblicze. Mieszkańcy mają bowiem dość turystów, a władze już teraz zapowiadają znaczące dla odwiedzających zmiany. Szykuje się wakacyjna rewolucja.
W 2023 roku hiszpańską Teneryfę odwiedziło 6,5 miliona turystów, najwięcej w historii wyspy - podaje portal canarianweekly.com. Ponad 5 milionów z nich to turyści zagraniczni. Z pozoru, dla lokalnej gospodarki, brzmi jak bajka. Mieszkańcy niekoniecznie kiwają jednak głowami z radością.
W obliczu podobnych liczb mieszkańcy Teneryfy szybko uznali, że tamtejsza turystyka mocno wymknęła się spod kontroli, zaczynając przynosić więcej szkody niż pożytku. W kwietniu zaplanowano tam protest przeciwko obecnemu modelowi rozwoju, nazywany głośno "największą demonstracją w historii Teneryfy". Jak się okazuje, tę samą decyzję, niedługo później, podjęli mieszkańcy Majorki. W miniony weekend na ulice wakacyjnego raju wyszło blisko 10 tys. protestujących, dając swój dowód niezadowolenia względem rosnącej liczby turystów. Szykują się zmiany?
Zobacz również: Stewardessa radzi, jaką walizkę zabrać na podróż samolotem
Wielkie zmiany w wakacyjnym raju? Mieszkańcy mają dość turystów
Majorka, największa wyspa w archipelagu Balearów, to jeden z tych kierunków, który turyści upodobali sobie szczególnie mocno. Same za siebie mówią przede wszystkim liczby. Podczas gdy w 2022 roku władze wyspy mówiły o 16,5 mln odwiedzających, określając tę liczbę "maksymalną, jaką region może przyjąć i obsłużyć", w ubiegłym roku wakacyjny kurort po raz kolejny poszedł po rekord, przyjmując w swoich progach 17,8 mln wczasowiczów. To sprawiło, że frustracja mieszkańców sięgnęła zenitu.
Majorka jest bowiem jedną z tych destynacji, którą obierają szczególnie ci turyści, którzy poszukują nieco rozrywki. W obliczu podobnej, niejednokrotnie głośnej i mocno zakrapianej alkoholem zabawy, władze wyspy postanowiły działać. Od maja na Majorce obowiązuje zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych, w tym także na plaży. Dozwolone będzie wyłącznie picie trunków w specjalnie wyznaczonych do tego strefach - tarasach barów, hoteli czy restauracji.
Restrykcyjne zmiany i srogie kary. Lepiej przygotować portfel
Kto nie dostosuje się do nowych wymogów, musi liczyć się ze srogą karą. Portfel przyłapanego na piciu alkoholu w niedozwolonym miejscu turysty uszczupli się o mandat w wysokości od 500 do 1,5 tys. euro. To jednak nie wszystko. Zmiany czekają również turystów, decydujących się na odpoczynek w ramach all inclusive. Od tej pory hotele mogą oferować swoim gościom maksymalnie trzy napoje alkoholowe na posiłek. Ten, kto zamówi więcej, będzie musiał dopłacić. Na dotychczasowych zasadach nie będzie serwowany też alkohol pomiędzy posiłkami.
"Nikt nie zasługuje na to, aby co roku znosić złe zachowanie" — mówił burmistrz Palmy, Jaime Martinez, cytowany przez PAP, podsumowując decyzję władz. Podobnych zachowań - bójek czy aktów wandalizmu pod wpływem alkoholu - dość mieli bowiem nie tylko mieszkańcy, ale również przedstawiciele przemysłu hotelarskiego czy gastronomii. Ograniczenia nie spodobały się jednak wszystkim. Niemieccy turyści już teraz mają zapowiadać, że w obliczu podobnych restrykcji zmienią cel swoich podróży na tegoroczne wakacje. To jednak dopiero początek rewolucji na Majorce.
Zobacz również:
- Obcokrajowcy zachwyceni "ukrytym klejnotem Polski". Jesienią bywa zapomniany
- Dolnośląska perełka dla narciarzy. Ceny karnetów wciąż tańsze niż w Zakopanem
- Podróż Pendolino za złotówkę? PKP planuje spektakularne zniżki w grudniu
- Tylicz: raj dla narciarzy i świetna baza wypadowa w Małopolsce. Ceny skipassów szokują
Majorka mówi "stop". "Wyspa nie jest na sprzedaż"
"Majorka nie jest na sprzedaż" - głosiło hasło przewodnie, zorganizowanych w sobotę 25 maja, protestów. Inicjatorami akcji, która w sumie zgromadziła na ulicach ponad 10 tys. protestujących, były lokalne stowarzyszenia oraz organizacje turystyczne, pragnące wyrazić swój sprzeciw wobec masowej turystyki.
Protest jest przede wszystkim wyrazem frustracji miejscowych, którzy borykają się ze sporymi trudnościami w zakupie domów na wyspie, ze względu na wyższe ceny, jakie właściciele mogą uzyskać za wynajem wakacyjny. Ceny nieruchomości na Majorce w ciągu ostatnich dziesięciu lat wzrosły bowiem ponad dwukrotnie, czyniąc Baleary drugim najdroższym regionem w Hiszpanii, zaraz po Madrycie. Hiszpański portal nieruchomości Fotocasa informuje, że obecnie dom o powierzchni 80 m kw kosztuje tam średnio ponad 300 tys. euro (w 2014 roku było to około 150 tys. euro, co daje wzrost o 208 proc.).
Demonstranci apelują więc o mniej nowych hoteli i obiektów na wynajem krótkoterminowy, podkreślając, że te znacząco wpływają na wzrost cen wynajmu i cen nieruchomości. Postulują też, by wprowadzić podatek ekologiczny od turystyki, którego celem byłaby ochrona środowiska naturalnego i zrównoważony rozwój regionu. Chcą także ograniczenia liczby turystów odwiedzających wyspę, poprzez wprowadzenie stosownych ograniczeń.
Zobacz również: Podziemne atrakcje Królowej Luizy, czyli podziemny spływ sztolnią. Wspaniały pomysł na weekend