Reklama

Nie mogę o tobie zapomnieć

Michał zostawił mnie dla młodszej i układał sobie z nią życie. A ja? Co ze mną?

Janka, mam sprawę. Mogę dziś do ciebie wpaść? - mój były zadzwonił, kiedy wychodziłam z pracy. - Halo! Janka, jesteś?

- Tak. Dziś wieczorem wychodzę - próbowałam go zbyć.

- Nie zajmę ci więcej niż parę minut - upierał się i w końcu, dość niechętnie, umówiłam się z nim na dziewiętnastą.

- Jeśli się spóźnisz, jak to masz w zwyczaju, pocałujesz klamkę. Najpóźniej o dwudziestej muszę wyjść - zaznaczyłam.

- Wychodzisz tak późno? A Artek?

- Śpi dzisiaj u mojej mamy.

Obiecał, że będzie punktualnie.

Reklama

Wieczorem rozbolała mnie głowa i nie miałam ochoty na spotkanie z Michałem, może dlatego, że żal, jaki do niego czułam, zamiast topnieć z czasem, wciąż narastał. Na złość byłemu i trochę z kobiecej przekory wystroiłam się w nową, ciemnoniebieską kieckę i nawet założyłam szpilki. "Niech widzi, co stracił", pomyślałam mściwie. Chociaż w głębi duszy wiedziałam, że choćbym od stóp do głów odstawiła się w najdroższe kiecki, on miał to gdzieś. Znalazł sobie przecież tę przeklętą, tlenioną Zuzannę, a ja jedynie w najśmielszych marzeniach mogłam konkurować z wysportowaną, atrakcyjną dwudziestosześciolatką. Panna była trenerką fitness i miała figurę supermodelki. Szczerze jej nienawidziłam.

Michał spóźnił się pięć minut - jak na niego to absolutny rekord punktualności.

- Cześć - powiedziałam cicho, kiedy wszedł do środka.

- Cześć - mruknął.

Nawet na mnie nie spojrzał...

Zapytałam, z czym przychodzi.

Poprosił o szklankę wody.

- Jadę prosto z Sieradza, nie zdążyłem nawet zjeść obiadu - powiedział.

W pierwszym odruchu chciałam zaproponować mu coś do jedzenia, ale szybko dałam sobie spokój z bawieniem się w Matkę Teresę. "Niech go karmi ta tleniona flądra!", pomyślałam mściwie. Wodę wypił niemal duszkiem, widać naprawdę był spragniony. Kiedy siadał za stołem, pomyślałam, że wygląda na skrajnie zmęczonego, i zmiękło mi serce.

- Zrobię jajecznicę, zjesz? - zapytałam.

- Mogłabyś? - był totalnie zaskoczony.

- Osiem lat ci gotowałam, korona mi z głowy nie spadnie - wzruszyłam ramionami.

Zerwał się od stołu i wyjął z lodówki masło, jajka i szczypior. Podał mi też patelnię i nawet pamiętał, w której szafce ją trzymam. "No, no, ta jego nowa dziunia nie w ciemię bita. Nieźle go sobie wychowała... Dawniej nie był taki pomocny", stwierdziłam w myślach. Włączyłam gaz i rzuciłam na patelnię masło.

- Więc z czym przychodzisz? - zapytałam.

- Żenię się - powiedział.

- Serio? - rzuciłam i na dłuższą chwilę w kuchni zapadła grobowa cisza.

- Masło się przypala - zauważył Michał i wbił na patelnię jajka.

Wyjęłam z szafki nóż i zabrałam się za krojenie szczypiorku. Ręce mi się trzęsły, w oczach zalśniły łzy. Żeni się? On, który przez lata nazywał małżeństwo kompletnie poronioną instytucją? Ze mną nigdy się nie ożenił, chociaż urodziłam mu syna!

- Nic nie powiesz? - zapytał.

- Mówiłeś już Artkowi?

- Nie. Pomyślałem, że powiemy mu wspólnie. Co ty na to?

- Wspólnie? Nie, kochany. Sam mu to powiesz! Tylko się nie zdziw, jeśli przeżyje szok! Dzieciak do tej pory ma nadzieję, że jeszcze kiedyś się zejdziemy!

- Ma nadzieję, bo ty mu ją robisz, Janka! Minęły prawie dwa lata od naszego rozstania, a ty wciąż nie możesz się z tym pogodzić! - podniósł głos.

Poczerwieniałam na twarzy.

- Wierzyłam, że zawsze będziemy rodziną! Ale ty...

- Nie przyjechałem się kłócić - wszedł mi w słowo Michał.

- Jasne. Przyjechałeś z dobrą nowiną - ironizowałam.

- Janka, odpuść. Znajdź sobie kogoś, ułóż sobie z nim życie. Ta nienawiść cię zeżre - powiedział cicho.

Wyjęłam z kredensu talerz.

- Przepraszam, chyba jednak straciłem apetyt. Miałem nadzieję, że przyjmiesz to lepiej. Łudziłem się nawet, że mi pogratulujesz. Naiwny jestem, co? - mruknął. - Będę lecieć, cześć. Cieszę się w każdym razie, że o naszym ślubie dowiedziałaś się ode mnie - dodał.

Wyszedł i zostałam sama. Miałam ochotę trzasnąć patelnią o podłogę.

Przez następne dwa miesiące unikałam Michała i szło mi całkiem nieźle. Wykombinowałam nawet, żeby odbierał Artka od mojej mamy, dzięki czemu nie musiałam go widywać. Zmieniłam też numer komórki, wszystko po to, żeby pozbyć się bolesnych wspomnień. Niestety, adresu zmienić nie mogłam. Michał pojawił się któregoś parnego, sierpniowego wieczoru i ku mojemu oburzeniu otworzył drzwi kluczem. "Zmienić zamki!", zanotowałam sobie w duchu, tymczasem on usiadł za kuchennym stołem i zapytał o syna.

- Nie życzę sobie, żebyś w ten sposób mnie nachodził! - powiedziałam ostro.

- Przepraszam, miałem nadzieję pogadać z Artkiem.

- Jest u kolegi.

- Mogę po niego jechać?

- Nie!

- Janka, nie rób tego. Nie ma nic gorszego niż pogrywanie dzieckiem.

- A co? Syn w ogóle jeszcze cię obchodzi?! Czy już tylko ta głupia dziunia?!

- Nawet jej nie znasz. Zuzanna jest świetną dziewczyną.

- No musi być świetna, skoro się z nią żenisz!

- Chciałem cię o coś prosić - powiedział zmęczonym głosem.

- Prosić zawsze możesz - rzuciłam.

- Chodzi o wakacje. Chciałbym zabrać małego do Chorwacji.

- Słucham?! Umawialiśmy się, że jedziecie na tydzień nad Bałtyk!

- Ale mógłbym wziąć dwa tygodnie urlopu i pojechać z nim trochę dalej.

- Taka męska wyprawa? Może to nawet nie jest głupi pomysł - przyznałam, Michał szybko jednak dodał:

- Zuza też jedzie. Nie spędzę przecież całego urlopu bez niej.

- W takim razie możesz zapomnieć o wyjeździe z Artkiem! - powiedziałam mściwie.

- Pomyśl o nim! Młody tęskni za mną, chciał jechać! Zobaczy Chorwację, nauczy się pływać, zwiedzi ciekawe miejsca!

- Po moim trupie! - krzyknęłam.

- Jeszcze będziesz czegoś chciała! Do widzenia! - krzyknął i wyszedł.

Rozryczałam się. Czemu miałabym pozwolić synowi jechać tak daleko w towarzystwie tej smarkatej idiotki? Nie ufałam jej! Siedem dni nad rodzimym morzem jeszcze bym jakoś przebolała, ale czternaście w Chorwacji?! Mowy nie ma! Wieczorem wpadła do mnie mama. Nie lubiłam opowiadać jej o kłótniach z Michałem, bo niestety najczęściej brała jego stronę, ale tym razem się wygadałam.

- Ona cały czas tam będzie, rozumiesz?! Nie pozwolę im zabrać Artka i już!

- A pomyślałaś o synu? Wiesz, jak on tęskni za tatą? Zobacz sobie te obrazki, bo akurat mam je w torebce - powiedziała mama i podała mi kilkanaście zamalowanych przez młodego kartek. - Artek namalował je, kiedy był u mnie.

Obejrzałam kilka pierwszych. Na wszystkich mały chłopiec trzymał za rękę ojca.  Mnie nie było na żadnym rysunku...

- On bardzo tęskni za Michałem. A ty powinnaś się cieszyć, że twój były interesuje się synem. Tym bardziej, że nie mieliście ślubu, a wiesz, jacy bywają niektórzy mężczyźni.

- Właśnie, nie mieliśmy ślubu! Ale z tą flądrą się żeni! - wybuchłam.

- Na to już nic nie poradzisz, córciu - przytuliła mnie mama. - Ale możesz grać kartami, które masz. I wierz mi, więcej ugrasz, żyjąc z Michałem w zgodzie. Nie wiadomo przecież, co ci jeszcze los przyniesie i kiedy to właśnie on poda ci pomocną dłoń. Macie dziecko, nie dasz rady wyrzucić go całkowicie ze swojego życia. Przemyśl to sobie jeszcze, ostudź emocje, pogadaj z synem. Nawet go nie zapytałaś, czy chciałby jechać.

Zrobiłam to dzień później, podczas kolacji. Artkowi aż się oczy zaświeciły, rzucił mi się na szyję, krzycząc: "Naprawdę mogę jechać, mamo?! Naprawdę mogę?!". Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniłam do Michała.

- Przepraszam, zachowałam się strasznie. Jedźcie do tej Chorwacji i bawcie się dobrze - powiedziałam.

- Dziękuję, Janeczko. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne - powiedział Michał. - Zobaczysz, młodemu się spodoba.

- To ja ci dziękuję. Między nami różnie się układało, ale dla Artka zawsze byłeś fantastycznym ojcem.

Tylko tego zbliżającego się ślubu nie potrafiłam mu jeszcze szczerze pogratulować, zranione serce za bardzo bolało. Ale obiecałam sobie, że nad tym popracuję. Muszę w końcu o nim zapomnieć, inaczej nigdy nie ułożę sobie życia. A przecież mogłabym jeszcze kogoś pokochać...

 

Janka O., 36 lat

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: Z życia wzięte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy