Reklama

Wirtualne życie Anity

Gdy odkryłam portale randkowe, wszystko inne przestało mieć znaczenie


Ja to chyba nigdy nie znajdę swojej drugiej połówki - westchnęłam, oglądając zdjęcia Maryli z narzeczonym. - Żaden z wolnych facetów w mieście nie nadaje się dla mnie...

- To może poszukaj kogoś przez internet? Zbyszek i ja właśnie tak się poznaliśmy... Założymy ci konto na portalu randkowym, damy fajne zdjęcie i zobaczymy, co będzie.

- A nie wydaje ci się, że jestem na to za stara? - zawahałam się.

- Oj tam! - prychnęła kuzynka. - Na miłość nigdy nie jest za późno. A zresztą, co masz do stracenia?

Reklama

I tak w wieku trzydziestu pięciu lat zostałam użytkowniczką popularnego portalu kojarzącego pary. Moja pierwsza wizyta na tej stronie była niczym wycieczka do fabryki czekolady, która nie dość, że jest gratis, to jeszcze ma właściwości odchudzające. Tylu przystojnych i fajnych mężczyzn poszukiwało partnerki! Lekarze, architekci, inżynierowie zdawali się tylko czekać na wiadomość ode mnie. Z entuzjazmem zabrałam się do tworzenia profilu, dodałam zdjęcia z wakacji w Egipcie i napisałam parę zgrabnych zdań o tym, co lubię i czego oczekuję od potencjalnego partnera.

- Mam dziewięć nowych wiadomości! - mówiłam dwa dni później do kuzynki. - Zobaczmy, czy jest ktoś ciekawy!

- O, ten fajnie pisze - Maryli spodobał się radca prawny z Gdańska. - Ma poczucie humoru. Ten też niczego sobie, lubi biegać, to dobrze o nim świadczy, a ten...

Nie musiała mnie zachęcać. Właśnie odkryłam nowy, cudowny świat, w którym mogłam flirtować z kilkoma przystojniakami naraz. Tydzień później było ich już nie kilku, tylko kilkunastu, a po kolejnym miesiącu...

- Pani Anito, kiedy wysłała pani zamówienia do huty szkła? Kontener już powinien być w drodze, a oni nic nie wiedzą! - zaatakował mnie pewnego dnia szef.

Błyskawicznie zamknęłam mejla pisanego do niejakiego SweetBoya z Kielc i otworzyłam folder z zamówieniami.

- Jak zwykle w pierwszy poniedziałek miesiąca... - zaczęłam i nagle poczułam, że robi mi się słabo.

Folder nie był otwierany od trzech tygodni, co znaczyło, że przegapiłam termin wysłania zamówień!

Potem nastąpiła bardzo głośna reprymenda ze strony szefa, który wyliczył, na jakie straty naraziłam firmę, moje płaczliwe przeprosiny i stanowcze zapewnienie, że to się nigdy więcej nie powtórzy.

Niestety, parę dni później asystentka dyrektora zażądała wydruku arkuszy z naszymi cennikami.

- Szef prosił o nie przedwczoraj, a ty ich nie oddałaś! - nie znosiłam, gdy ta siksa mówiła do mnie podniesionym tonem.

- Słuchaj, zostanę dzisiaj po godzinach i to przygotuję - spojrzałam na nią błagalnie. - Rano znajdziesz dokumenty na biurku, dobrze? Będę twoją dłużniczką.

Wydęła wargi, ale zgodziła się. Siedziałam więc w biurze do północy, ale kiedy wróciłam do domu, wcale nie poszłam od razu spać. Nie wchodziłam na swój profil od jakichś ośmiu godzin i czułam się dziwnie niespokojna.

- Mario311 napisał! - ucieszyłam się. - Uroczy pan doktor z Podhala też. Dobra, chłopaki, zaraz wam odpiszę...

Siedziałam do trzeciej nad ranem, więc nic dziwnego, że do pracy przyszłam z podkrążonymi oczami i mocno rozkojarzona. Właściwie to już od dobrych paru tygodni miałam problemy z koncentracją. Przez cały czas układałam sobie błyskotliwe odpowiedzi, a kiedy tylko zostawałam w pokoju sama, od razu wchodziłam na randkowy portal. Coraz częściej zapominałam o poleceniach szefa, zaniedbywałam obowiązki i stawałam się drażliwa, kiedy ktoś przeszkadzał mi w przeglądaniu profili kolejnych kandydatów na wielką miłość.

- To z iloma już korespondujesz? - zapytała mnie kiedyś Maryla.

- Nie wiem, nie liczę - rzuciłam. - Ale codziennie dostaję około trzydziestu mejli.

- Co?! A z iloma spotkałaś się w realu?

- Noooo, jeszcze z żadnym, nie spieszę się.

- Chcesz powiedzieć, że spędzasz kilka godzin na flirtowaniu z facetami rozsianymi po całej Polsce, ale z żadnym na razie nie masz zamiaru się umówić?

- No wiesz... - zaśmiałam się. - A co, jeśli po takiej randce między nami zaiskrzy? Przecież on będzie nalegał, żebym usunęła konto z tego portalu...

- Sądziłam, że właśnie o to ci chodzi - kuzynka wyglądała na zaniepokojoną. - Że chcesz znaleźć miłego gościa, z którym zaczniesz się widywać...

Nie podobała mi się jej mina. I ten pełen dezaprobaty ton, gdy mówiła, że wpadłam w uzależnienie. Przecież to nonsens!

- Nic nie rozumiesz - odpowiedziałam zniecierpliwiona, bo siedziała u mnie już godzinę, a w tym czasie mogłabym napisać kilka mejli. - Tam codziennie rejestruje się kilkadziesiąt nowych osób. Może właśnie teraz na stronę wszedł facet mojego życia. Nie mogę tak po prostu związać się z jednym i zmarnować szansę poznania kogoś bardziej właściwego! Sama mówiłaś, że nic na tym nie tracę...

- Zmieniłam zdanie - przerwała mi. - Teraz myślę, że możesz stracić całkiem sporo, jeśli nie ograniczysz swojej aktywności w sieci. Nie rozmieniaj się na drobne, bo to cię zniszczy. Tracisz czas i energię. Mówiłaś, że masz problemy z koncentracją i śpisz po cztery godziny.

- Wiesz co? Myślę, że po prostu jesteś zazdrosna, bo ty już nie możesz się tak dobrze bawić. Zbyszek wziął cię na krótką smycz i zapomniałaś, jak to jest mieć nieograniczone możliwości poznania kogoś.

Wiedziałam, że przesadziłam, ale było mi wszystko jedno. Marzyłam tylko o tym, żeby wreszcie sobie poszła i dała mi dorwać się do klawiatury! Maryla wstała, popatrzyła mi w oczy i powiedziała:

- Mylisz się. Nie zazdroszczę ci. A wiesz dlaczego? Bo ja wcale nie chcę mieć nieograniczonych możliwości. Wystarczy mi jeden mężczyzna, ale za to taki, który naprawdę jest obecny w moim życiu.

Czułam, że mi dogadała. Fakt, ja wciąż byłam samotna, nikt nie czekał na mnie z kolacją. Wciąż budziłam się sama, ale przecież mogłam w każdej chwili wybrać jednego z moich wirtualnych "chłopaków" i związać się z nim na stałe. Mogłam, tylko nie chciałam. To wszystko.

Miesiąc później asystentka dyrektora wręczyła mi wypowiedzenie. Szef nie chciał ze mną rozmawiać. Ponoć obawiał się, że urządzę scenę, bo ostatnio chodziłam ciągle rozdrażniona. Rzeczywiście, tak było, ale to dlatego, że w biurze ciągle ktoś zawracał mi głowę i przerywał, kiedy byłam w środku interesującego czatu. Czy to dziwne, że wtedy podnosiłam głos?

Nie przejęłam się jednak zbytnio utratą pracy. "To nawet i lepiej, bo będę mieć więcej czasu na szukanie faceta w sieci", uznałam.

Jeden portal randkowy to już przeszłość,  byłam zarejestrowana na czterech kolejnych! Niesamowite, jak to poszerzyło moje możliwości! Tylu wspaniałych mężczyzn chciało mnie poznać! Wszystko inne przestało się liczyć. Nie gotowałam już, bo to strata czasu. Nie wychodziłam z domu, nie odbierałam telefonów od rodziny i znajomych, tych prawdziwych...

- Anita, to ja - usłyszałam w domofonie znajomy głos. - Wszystko w porządku? - zapytała Maryla, gdy weszła na górę.

- Jasne. A czemu pytasz?

- Bo nie przyszłaś na nasz ślub...

- Ojej! Jakoś umknęła mi ta data...

Nie odpowiedziała, tylko weszła i rozejrzała się ze zgrozą po mieszkaniu. Było brudne, a na podłodze walały się rozdarte opakowania po zupkach błyskawicznych.

- Musisz zgłosić się do poradni - oświadczyła. - Czytałam o twoim uzależnieniu, nie jesteś jedyna. Potrzebujesz natychmiastowej pomocy i odcięcia internetu.

Podrapałam się po głowie, bo swędziała mnie skóra. Nagle zdałam sobie sprawę, że od tygodnia nie myłam włosów. Po co, skoro w internecie wciąż miałam idealną fryzurę. Ubrań też nie zmieniałam od dawna. Na fotkach z Egiptu i tak przecież zawsze wyglądałam dobrze. Spojrzałam na siebie w lustrze i zobaczyłam, że Maryla ma rację. Potrzebowałam pomocy...

Rodzina mi nie zaufała. Kazała oddać laptopa. Nowego i tak nie mogłabym kupić, bo byłam bankrutką. Cóż, pakiety VIP dla użytkowników niektórych portali są naprawdę kosztowne... Mama znalazła mi pracę w salonie obuwniczym. Właściciel wie, że nie wolno mi korzystać z komputera w biurze. Jestem jak alkoholik, przed którym wszyscy chowają butelki. Czy to dobrze? Nie wiem. Czuję się nieszczęśliwa i niespokojna. Śni mi się, że surfuję po stronach randkowych. Ciągle boli mnie głowa i płaczę bez powodu. Mój psycholog mówi na to "detoks". Twierdzi też, że niedługo poczuję się lepiej, zacznę znowu cieszyć się realnym życiem i tworzyć prawdziwe relacje z ludźmi. Mam nadzieję, że to prawda, bo na razie na widok przystojnego faceta odruchowo się zastanawiam, co bym mu napisała w mejlu i jakie zdjęcie wysłała...

Anita W., 38 lat

Z życia wzięte
Dowiedz się więcej na temat: internet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy